MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomylona kolekcja

Artur Drożdżak
Józef L., 38-letni dyre- ktor krakowskiego gimnazjum, rozpętał nagonkę na jednego z byłych uczniów, zarzucając mu przywłaszczenie cennej kolekcji. Dopiero prokurator oczyścił chłopaka z zarzutów.

Sprawa wyszła na jaw w styczniu 1920 r., gdy ppor. Juliusz J., kierownik oddziału map Centralnej Biblioteki Wojskowej (CBW, broń Boże, nie mylić z CBA !) w Warszawie, w czasie urlopu w Krakowie poznał dyrektora tutejszego gimnazjum Józefa L. Przy herbatce dowiedział się od niego, że przez lata 1914-1917 uczniowie szkoły gromadzili zbiory militarne, które miały trafić w przyszłości do mającego powstać muzeum.

- Starsi uczniowie, wyjeżdżając na front, przesyłali nam mapy, rozkazy, tajne dokumenty, fotografie. Osobą najważniejszą wśród tych uczniów był Władysław K., obecnie słuchacz filozofii UJ, teraz cywil, dawniej sierżant w biurze kartograficznym Naczelnego Dowództwa Legionów - opowiadał dyrektor. Według jego relacji, Władysław K. prze niósł zbiory na strych swojego domu przy ul. św. Sebastiana.

Wybrał się więc dyrektor gimnazjum z dwoma jeszcze osobami do mieszkania, gdzie mieszkał Władysław K., w celu spisania kolekcji, gdyż ten stał na stanowisku, że obecnie jest ona jego prywatną własnością. Podczas spisywania miał się pojawić młodszy brat Władysława, Stefan, i oświadczył, że gdyby postarano się, aby Władek dostał jakąś posadę przy tych zbiorach, to on je wszystkie zaraz wyda. Sporządzono protokół a po kilku dniach Stefan K. zjawił się u dyrektora gimnazjum i prosił, by mógł przejrzeć wykaz przedmiotów. Gdy go dostał do ręki, zniszczył go w furii. A kopii dyrektor nie posiadał.

Józef L. i ppor. Jurczyński z CBW, popijając herbatę, zgodnie uznali, że trzeba chronić bezcenny zbiór, i zawiadomili prokuraturę. Domagali się przejęcia kolekcji, gdyż to "materiał pierwszorzędny do historii Legionów" i jest rzeczą konieczną "wkroczenie w tę sprawę i urzędowe zabezpieczenie zbioru przed zniszczeniem względnie sprzedaniem go w niepowołane ręce". Domagano się ścigania Władysława K., a o sprawie zawiadomiono sąd.

Prokurator nakazał policji dokonanie rewizji. Na strychu znaleziono 16 pak, w których było m.in. 200 map wojskowych, kilkanaście formularzy i odznak wojsk oraz kilka sztuk pamiątkowej broni. Jednak większość stanowiła 400 prospektów geograficznych zawierających mapki oraz rzeczy związane z harcerstwem. To wystarczyło, by Władysław K. trafił do aresztu. Wtedy w prokuraturze pojawił się Stefan K. i wyjaśnił, że to on, a nie brat, tworzył kolekcję, która miała trafić do muzeum, ale z powodu braku funduszy idea upadła.

- Przedmiotów wojskowych było niewiele, większość to druki, broszury, odznaki harcerskie oraz depozyty od prywatnych osób, które mogę im w każdej chwili zwrócić. Faktycznie, potargałem jeden do-kument, ale był to źle napisany rachunek na kwotę 300 ko-ron za kupno mebli. Żadnego innego wykazu przedmiotów nie niszczyłem - zapewniał Stefan K. Dodał, że dyrektor jego zbiorów nigdy nie widział, a otrzymane od związku turystycznego prospekty geograficzne mogły mu się pomylić z mapami - przekonywał.

I to skutecznie, bo prokurator uznał, że faktycznie doszło do pomyłki, i złożył w sądzie wniosek, by sprawę umorzyć. A zarekwirowane na strychu rzeczy zostawił rodzinie K., bo ona "cieszy się poważaniem i daje rękojmię, że zbiory nie ulegną zniszczeniu".

Jak widać, kolorowe foldery reklamowe mogą skutecznie omamić każdego. Nawet dyrektora szacownego gimnazjum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska