18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa Huta. Miasto gdzie rodzi się stal [ZDJĘCIA, VIDEO]

Redakcja
Po czterech godzinach zwiedzania nowohuckiego kombinatu czuliśmy się jak powstająca tu stalowa blacha. Spaleni ogniem piekielnym, rozwalcowani, ogłuszeni, a na koniec przetrawieni przez solny kwas. Taki ten moloch wielki - pisze Piotr Rąpalski.

Czytaj także: Świat według windykatora

Biały czepek ściągnięty żywcem z chirurga, aby pył nie dostał nam się we włosy. Pod tym welonem okulary chroniące przed zaprószeniem. Do uszu zatyczki wyciszające dziki ryk mknącej między walcami blachy. A do tego jeszcze fartuch inżyniera Karwowskiego, kask i wojskowe buty. - Nie wolno pić wody przemysłowej, ani czegokolwiek dotykać, nawet jeżeli wygląda na zimne - informują nas pracownicy ArcelorMittal. Czy jesteś przedszkolakiem, czy profesorem UJ zawsze usłyszysz to samo. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

Zobacz zdjęcia z kombinatu w Nowej Hucie

Tak wyposażeni i pouczeni ruszamy na podbój kombinatu. Nasi gospodarze nie lubią tego określenia, bo kojarzy się z komunistycznym molochem im. Lenina. Jednakże jak inaczej nazwać miasto w mieście o 1000 ha powierzchni, gdzie położono 400 km dróg i torów, a ograniczenia
prędkości są nawet większe niż w Krakowie - 40 km/h.

Dziwni ci hutnicy. Zamiast wrzucać węgiel ze Śląska prosto do pieca, gdzie wytapia się surówkę, oni najpierw go mielą na pył. Ten pod wpływem wysokiej temperatury zamienia się w koks. Do wielkiego pieca, gdzie znajdują się rudy metali, wrzuca się go od góry. A z boku wdmuchuje dodatkowo pył. Tak jest ponoć szybciej, lepiej i zdrowiej. - Jedna tona pyłu zastępuje 800 kilogramów koksu. Co pozwala zmniejszyć emisję CO2 - mówi nasz przewodnik - dyrektor Jan Staniewski, pracujący w hucie od 1973 roku.

Koksownia wygląda jak wywrócony osiedlowy blok. Tyle że bez okien. Z kolei wielki piec to potężne urządzenie na zewnątrz oplecione kilometrami rur. Panuje w nim hawajska atmosfera ponad 1500 stopni Celsjusza. Aby wytopić jedną tonę surówki trzeba zużyć 500 kg paliwa.

Surówka wytopiona w piecu trafia do kadzi, które transportują kolejowe wagony. - Niedługo zakupimy kadzie torpedo, aby surówka podróżowała szybciej. Im mniej stracimy na temperaturze, tym lepiej ochronimy środowisko i jeszcze zaoszczędzimy - mówi Staniewski. Za surówką trafiamy do stalowni. Ta może wyrobić rocznie 2 mln ton stali. Wszędzie czuć woń przypalonego żelazka.

Gorąca maź wylewa się z powieszonej na wysokości ponad 11 metrów kadzi . Trafia do potężnej wanny. Wszystko to najnowocześniejsza technologia, ale jest i hutnik z miotełką z gałązek, który zapędza z powrotem "do kotła" uciekające iskry. To dodatkowe środki bezpieczeństwa.- Zdarza się, że stal pocieknie mocniej i wtedy robi nam się tutaj gorąca kałuża. To jednak bardzo rzadkie przypadki - przyznaje dyrektor Staniewski.

Z wanny złota, kleista stal trafia do "mniejszych" dwóch brytfanek. Z nich wylewają się jej gorące taśmy. Są formowane i cięte na tzw. slaby. Nie mylić ze sztabami złota. Slaby trafiają na walcownię gorącą. Są pieczone jak na ruszcie i podgrzewane do temperatury 1250 stopni Celsjusza. Ogromny widelec wyciąga je z pieca. Następnie są myte. Syk parującej wody wypełnia halę. Nic dziwnego, że przy wejściu do niej znajduje się dozownik zatyczek do uszu.

Po kąpieli slab rozpoczyna gonitwę. Przetaczając się z zawrotną prędkością po rolkach trafia pod masywne walce. Wylatuje i znów pod prasę. Huk niesamowity. Maszyna bezlitośnie zgniata czerwony od gorąca kawał stali na szarą blachę. Ta pędzi dalej. Walcowana i oblewana kaskadami wody. - Jeśli koniec blachy się odkształci nazywamy to "psiakość". Odcinamy automatycznie felerny kawałek - mówi nasz gospodarz. Jeśli odkształci się dłuższy kawałek hutnik robi to długim niczym wędka palnikiem. Nie może podejść bliżej, bo wyłączy cały mechanizm. Takie zasady bezpieczeństwa. Na końcu taśmociągu blacha jest zwijana w kręgi.

To jednak nie koniec jej męczarni. Blacha trafia na walcownię zimną, gdzie jest rozwijana i poddawana dalszemu maltretowaniu. Bo jak inaczej nazwać przepuszczanie jej przez żrący kwas solny. Proces nazywa się "wytrawianiem". Zwoje blachy są łączone za pomocą niebieskiego lasera. Wcześniej tryskały iskry. Teraz jest to mniej efektowne, ale bezpieczniejsze.

W ogóle postęp jest widoczny. Tę walcownię kupiono od Japończyków w latach 70. Wtedy to był szał. Sterował nią komputer o pamięci zaledwie 40 kilobajtów, ale znajdował się w pomieszczeniu dużym jak dom jednorodzinny. Sporo trzeba było też robić własnymi rękami.

Teraz wszystko jest nowocześniejsze. Maszyny walcują 20 metrów blachy na sekundę z dokładnością do tysięcznych milimetra. Jak krawcowe, zależnie od życzenia klienta. Blacha po tym procesie jest znów zwijana w zwoje. To koniec produkcji. Pojedzie do innych zakładów w celu dalszej obróbki. Kiedyś niektóre z nich trafiały do długiej na kilometr ocynowni, ale teraz gości tu nie stal, a fesiwal Sacrum Profanum.

Większość budynków kombinatu wygląda dość upiornie. Ale wewnątrz działają najnowocześniejsze maszyny na świecie. Bardziej jednak dziwi fakt, że w tym metalurgicznym mieście żyją m.in. sarny, zające i bażanty. - Kiedyś nawet kuropatwy wyskoczyły koledze przed maskę i rozbiły reflektor - wspomina dyrektor Staniewski.

Zabłyśnij w naszym konkursie! **Zostań Miss Lata Małopolski 2011! Czekają atrakcyjne nagrody!**

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska