MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podobają mi się piękne kobiety

Grażyna Kuźnik
O. Joachim Badeni: Nie nadawałem się do małżeństwa. Żyłem swoimi ideami
O. Joachim Badeni: Nie nadawałem się do małżeństwa. Żyłem swoimi ideami Adam Wojnar
O kobietach jego życia, tajemnicach miłości i... makijażu z 97-letnim o. Joachimem Badenim, dominikaninem, synem Ludwika hr. Badeniego, pasierbem arcyksięcia Karola Olbrachta Habsburga z Żywca, autorem licznych książek o sztuce życia rozmawia Grażyna Kuźnik.

Spędził ojciec dzieciństwo w przepięknych pałacach i zamkach, jednego z nich został spadkobiercą. Pierwsze lata minęły ojcu w pałacu Badenich w Busku na Ukrainie, potem w jeszcze wspanialszym zamku żywieckim. Zimy musiały być tam bajkowe. Wyobrażam sobie te prezenty, uczty i zabawy. Czy o tym się pamięta w małej celi klasztornej, gdy rzeczy, które do ojca należą, można policzyć na palcach jednej ręki?
Było bogato, był przepych, to prawda. I tyle. To nie jest ważne; nic to dla mnie nie znaczy. Po latach zapomina się o rzeczach, liczą się tylko uczucia. Tęsknię za matką. W minione święta miałem czas spokojnie zastanowić się nad tajemnicą, jaką jest macierzyństwo i synostwo. Łączyło nas z matką wyjątkowe przywiązanie. Byłem jej pierworodnym synem, a uważam, że matkę z jej pierwszym dzieckiem łączy mocna, czasem trudna do zrozumienia przez resztę rodziny, więź. Zawsze czułem, jak jestem jej bliski. Pamiętam też, że była prześliczna. Nie spotkałem już w życiu równie pięknej kobiety.

Alicja Habsburg Badeni z domu Ankarcrona była Szwedką. Ówczesny kronikarz pisał, że była nieopisanie piękna i poruszała się z niezwykłą gracją. Nie można było od niej oderwać oczu. Wielu żałowało, gdy w 1911 roku wyszła za hrabiego Badeniego i wyjechała ze Szwecji.
Była Szwedką i dlatego nie pamiętam, żeby mnie przytulała czy całowała. W rodzinach skandynawskich nie ma zwyczaju tak pieścić dzieci, jak to często bywa w rodzinach polskich. W Polsce widzę stale, jak matki całują i ściskają dzieci, u nas tak nie było. Ale miałem jej obecność i uwagę, lubiła mnie mieć przy sobie. Nigdy nie odczułem, że jej kiedykolwiek przeszkadzam, że jestem zbędny. Jedno z moich ważnych wspomnień z Żywca, to chwila, gdy mama odpisuje na listy, a przychodziło do nas mnóstwo listów z prośbą o pomoc, żadnego nie zostawiała bez odpowiedzi - a ja siedzę obok niej, na podłodze i bawię się. Od czasu do czasu spoglądamy na siebie i uśmiechamy się bez słowa. Dla mnie obecność tej, która dała mi życie, od której wszystko się dla mnie zaczęło, było czymś najcenniejszym.

Przez dziesięć lat był ojciec jedynakiem, spadkobiercą znanego rodu. Z powodu znaczenia rodziny Badeni, Galicję i Lodomerię nazywano kiedyś Republiką Badeńską.
Kiedy miałem dwa lata, zmarł nagle mój ojciec. Przez kilka lat byliśmy tylko we dwoje, ja i mama. Rodzina Badenich rzeczywiście bardzo interesowała się polityką. Dziadek był premierem austro-węgierskim i namiestnikiem Galicji, ojciec pracował w ambasadzie w Brukseli, gdzie się urodziłem. Rodzice mieli majątek w Busku pod Lwowem. Mama czuła się tam najlepiej, była jedyną panią w pałacu. W Żywcu, prawdę mówiąc, nie czuła się na początku dobrze. Mieszkała z teściową, a to żadnej młodej parze nie wychodzi na dobre. Z Buska pamiętam mrożącą krew w żyłach sytuację, gdy wybuchła rewolucja. Mama akurat na kilka dni wyjechała do Wiednia, ale kiedy dowiedziała się o pożodze, ruszyła z powrotem i przedarła się przez linię frontu. To było bardzo ryzykowne, bała się jednak o mnie. Napadli ją Kozacy i chłopi ukraińscy. W pałacu, już obrabowanym, nikt nie wierzył, że mama wróci. Tylko ja czekałem z wiarą. I zobaczyłem ją; zeskoczyła z konia i pobiegła wprost do mnie, jak strzała. Często o tym myślę, to jedna z najpiękniejszych chwil mojego życia.

Arcyksiążę Karol Olbracht Habsburg zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
Tak było. Wobec mnie ojczym zachowywał się należycie. Zyskałem kochające rodzeństwo - Karola, Marię i Krystynę. Byliśmy zdyscyplinowani, ale nie bardzo pobożni, mama była protestantką, dopiero później przeszła na katolicyzm. Nie przypuszczałem, że wstąpię do zakonu. Ale też nie brałem pod uwagę, żeby kiedykolwiek opuścić mszę świętą w niedzielę. Powołanie przyszło dość nagle, było związane z pewną wizją. Kiedyś w kościele poczułem, jak Matka Boska dotyka mnie lekko dłonią w ramię. To wystarczyło, już wiedziałem. Matka jednak długo nie mogła uwierzyć, że zostanę zakonnikiem. Pogodziła się z tym dopiero wtedy, kiedy przekonała się, że jestem szczęśliwy.

Jako student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim żył ojciec beztrosko.
Miałem pieniądze, imprezowałem, nie różniłem się od innych kolegów. Miałem nawet dziewczynę, jedną z najładniejszych studentek na uczelni. Była mądra, spotykaliśmy się u niej w pokoju, ale nigdy nie pozwalała na nic więcej. Kiedy sytuacja stawała się trochę niebezpieczna, zabierała mnie na spacer. Do dzisiaj radzę dziewczynom jako duszpasterz, żeby w odpowiedniej chwili przespacerowały chłopaków.

Bardzo porządna, ale do zaręczyn ani do ślubu te spacery nie doprowadziły.
Bo ja w ogóle do małżeństwa się nie nadawałem. Żyłem ideami, swoim życiem duchowym i wiem teraz, że nie mogłem poświęcić się codzienności z drugą osobą. Próbowałem. Miałem narzeczoną w Rumunii, gdzie przedostałem się po wybuchu drugiej wojny światowej. Była Rumunką, czarnowłosą, słodką dziewczyną. Pożegnaliśmy się jak narzeczeni, kiedy statkiem udawałem się do Francji, do wojska polskiego. I na tym statku, po przemyśleniach, rzuciłem obrączkę od niej do Atlantyku. Do matki narzeczonej napisałem, że mi przykro, ale mam powołanie, wstąpię do zakonu, muszę zerwać zaręczyny. Spodziewałem się ostrej odpowiedzi. A matka na to, że jej córkę wciąż ciągnąłem do kościoła, dlatego nie bardzo liczyła na nasz ślub. Nigdy już tej dziewczyny nie zobaczyłem. Mam nadzieję, że dobrze wyszła za mąż.

Tak by było, gdyby to ojciec ją wyswatał. Przecież jest powiedzenie: "Nikt cię tak dobrze nie ożeni, jak ojciec Badeni".
To prawda, mam rękę do małżeństw. To intuicja. Dwa razy stanowczo odmówiłem pobłogosławienia związku. W jednym przypadku dziewczyna wyznała, że pan młody w ogóle nie pojawił się na swoim ślubie, samotnie klęczała przed ołtarzem. W drugim przypadku do ślubu doszło, chociaż panna młoda była straszną jędzą. Nie wiem, jakim cudem chłopak z nią wytrzymał. Bo kobiety potrafią niesłychanie finezyjnie znęcać się nad mężczyzną, mnie to przerażało. Dopiero po latach trochę się uspokoiła. Kiedy go zapytałem, jak zniósł te tortury, odpowiedział tylko, że dużo się modlił. Ale taka jest tajemnica miłości.

Że jest ślepa?
Widziałem wiele razy, jak ktoś kocha, mimo wad i brzydoty drugiej osoby. Tak, prawdziwa miłość jest ślepa, ale wszystko wokół rozjaśnia. Dlatego śmieszą mnie techniczne poradniki uprawiania miłości; kto kocha, sam sobie wszystko wymyśli. Nie trzeba też wypróbowywać się przed ślubem, jeśli będzie źle, to znaczy, że z tą parą już wcześniej nie było najlepiej. Znałem kiedyś inteligentną panią, pracownika naukowego, całą w zmarszczkach. A miała bardzo zakochanego męża. I ten mąż dawał słowo, że żadnych zmarszczek u niej nie widzi, w ogóle nie wiedział biedak, o co chodzi. Tak trzeba wybierać mężów.

To znaczy jak?
Już na pierwszej randce wszystko wiadomo. Kiedy mężczyzna od razu nie ukrywa pożądania, to oznacza, że chodzi mu tylko o krótką przygodę, nie planuje strategii, która wymaga czasu i starań. Szybka droga do łóżka prowadzi tylko do łóżka, wiem to obserwując ludzi przez prawie sto lat. Skracając tę drogę, traci się wiedzę o drugim człowieku, nie pozwala mu ujawnić, ile może poświęcić, ile z siebie dać, żeby wybraną osobę urzec.

Trzeba urzekać, uwodzić, czarować?
Pewnie. Pan Bóg też tak robi; przecież powołania nie można wytłumaczyć, to niewyjaśnione urzeczenie. A mnie, przecież zakonnikowi, też podobają się ładne kobiety. Takie, które o siebie dbają, malują się, mają jakąś tajemnicę. Słyszę czasem; czy to wypada, żeby zakonnik namawiał panie do makijażu? A jak ktoś mnie pyta, to czemu nie? Mogę nawet doradzić. Trzeba uważać, żeby z twarzy nie zrobić maski. Kiedyś w szpitalu ujrzałem siostrę, która buzię miała po prostu namalowaną na nowo. Nowe brwi, usta. Zawsze mną to wstrząsało. Makijaż polega na tym, żeby podkreślić to, co już mamy. Radzić sobie z tym, co dostaliśmy, przychodząc na świat.

Mąż może mieć pretensje do żony, że się zaniedbała?
Że jest za gruba, że nie chciało jej się dla niego uczesać, pomalować? Pretensje może mieć, pytanie tylko, jak je wyrazić. Radzę delikatnie. Zauważyć, że jeszcze ładniej by wyglądała, gdyby to czy tamto. Ważne też, żeby mąż wiedział, co zaproponować. Zdarza się, że żona przychodzi do domu w nowej fryzurze i pyta, czy ładna, a on nie widzi nic nowego, coś tam na odczepnego powie. A to ma być cały rytuał. Trzeba poświęcić pół godziny. Obejrzeć uczesanie, zastanowić się, jak by to było, gdyby przedziałek był z innej strony, porównać z poprzednią fryzurą na korzyść nowej. Omówić fryzurę na wszelkie sposoby. To jest właśnie bliskość, to jest ta bezcenna uwaga, która jest miłością. Kobiety właśnie pragną bliskości. I czasem dostają seks, mężowską pensję, ale tej bliskości już nie. A nowa fryzura żony jest naprawdę warta mężowskiego zaciekawienia.

Kobieta musi być ładna, do tego jeszcze tajemnicza?
Tak. Przyjemnie mieć ładną kobietę w domu, wiem, jaką radością dla oczu była moja matka. Trzeba się starać, a nie z lenistwa machać na wygląd ręką. I trzeba być trochę nieodgadnioną. Gdzieś tam, w głębi duszy, jest takie miejsce, w którym kobieta nie jest matką, żoną, kochanką, babcią czy pracownikiem, jest tylko kobietą, sobą. Ta tajemnica jest bardzo pociągająca, bo nie wiadomo, jak ona urządziła ten azyl, co tam można znaleźć.

Zaskoczyła ojca jakaś kobieta?
To było doznanie mistyczne, nie wiem, co o nim sądzić. Kiedy miałem 80 lat, jako duszpasterz zajmowałem się młodą dziewczyną, która umierała. Siedziałem przy niej godzinami, dużo rozmawialiśmy, byliśmy sobie potrzebni. Kiedy była już w ciężkim stanie, poczułem nagle, jak w moim sercu bije jej serce. Ona umarła, a ja wciąż czułem jej serce w swoim. I tak jest zawsze, gdy źle się czuję, mam problemy. Mówię wtedy, Beatko, jesteś tam? I za chwilę czuję bicie jej serca. Nabieram sił, kłopoty mijają.

Może ona ojca kochała?
I to by była jedna z tych kobiecych tajemnic, których nigdy nie pojmę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska