Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza zrzucona na Kraków bomba lotnicza trafiła w skład... sedesów

Mateusz Drożdż
Francuski samolot Voisin VIII. Ten, który nadleciał nad Kraków, był do niego bardzo podobny
Francuski samolot Voisin VIII. Ten, który nadleciał nad Kraków, był do niego bardzo podobny archiwum
Pierwszą w historii Krakowa bombę lotniczą zrzucili z francuskiego samolotu carscy lotnicy. Wybuchła w oficynie kamienicy przy dzisiejszej ul. Bogusławskiego - pisze Mateusz Drożdż w książce "Szachownica z pawim piórem"

Pochmurnego czwartku 3 grudnia 1914 roku dwaj carscy lotnicy przelatujący w samolocie francuskiej konstrukcji Voisin kilkaset metrów nad Krakowem zrzucili nań pierwszą w historii miasta bombę lotniczą. O godz. 11 trafiła ona w oficynę kamienicy przy dzisiejszej ul. Bogusławskiego 6, a wówczas noszącej nazwę ul. Jasnej.

Bomba przebiła strop i wybuchła na strychu, gdzie mieścił się magazyn firmy handlowo-instalacyjnej I. Meisels. Niedługo później ci sami rosyjscy lotnicy zrzucili jeszcze jedną bombę, która trafiła obok szpitala garnizonowego przy dzisiejszej ul. Wrocławskiej. Były to zapewne nieudane próby trafienia w wiadukt, dworzec kolejowy lub fort Kleparz. Na początku I wojny światowej lotnicy zrzucali swoje ładunki "na oko" i nie zawsze udawało im się trafiać tam, gdzie zamierzali.

Coś wybuchło na strychu
Naocznymi świadkami bombardowania oficyny były krakowianki - dozorczyni zbombardowanej kamienicy i kucharka pracująca w budynku sąsiednim. Obie - jak twierdziły - widziały na własne oczy wrogi "europlan", w którym siedziało dwóch ludzi. Początkowo usłyszały jakieś - jak to określiła jedna z kobiet - "tyrczenie", a około godz. 11 zaczęło "tyrczeć" głośniej i z chmur wyłoniła się maszyna latająca. Potem coś wybuchło na strychu.

Zrzucona lotnicza bomba była niewielka, dlatego - choć uderzyła blisko słupa podtrzymującego konstrukcję dachu - nie poczyniła dużych szkód. Stratny był tylko właściciel firmy zajmującej się handlem ceramiką łazienkową i jej instalowaniem, który ulokował sobie magazyn firmowy na feralnym poddaszu.

Eksplodujący wrogi pocisk zniszczył mu doszczętnie skład fajansowych wanien, bidetów i klozetów. Początkowo, mimo zeznań dwóch kobiet, nie dowierzano, że wybuch mogła spowodować właśnie bomba lotnicza. Wezwano na miejsce rzeczoznawcę, który początkowo też podchodził ostrożnie do sprawy, stwierdzając, że "upadek bomby na dach nie jest w tym wypadku wykluczony". Dopiero znalezienie wśród połamanych fajansowych urządzeń sanitarnych resztek zrzuconego ładunku potwierdziło fakt zbombardowania. Według krakowskiej prasy, rosyjska bomba - lub raczej to co z niej pozostało - "miała kształt pudełka od sardynek".

Druga bomba zrzucona przez carskich lotników koło szpitala nie wyrządziła szkód materialnych, a jedynie pozostawiła po sobie niewielki krater.

Dla upamiętnienia pierwszego lotniczego bombardowania Krakowa, na domu przy ul. Jasnej powieszono stosowną tabliczkę, a
obok szpitala umieszczono betonową płytę, na której później wybudowano istniejącą do dzisiaj kapliczkę. Zbombardowana w grudniu 1914 roku kamienica zasłynęła później z innego powodu - kilkadziesiąt lat później zamieszkał w niej noblista Czesław Miłosz. Zbombardowanie centrum twierdzy Kraków nie miało większego wpływu na morale jej mieszkańców, może z wyjątkiem stratnego finansowo I. Meiselsa.

Zwycięstwo Lohnera

O wiele skuteczniej działało natomiast lotnictwo Austro-Węgier. Pod koniec 1914 roku celem wsparcia obrony Krakowa przed nacierającymi na zachód wojskami carskimi przebazowano na podkrakowskie lotnisko w Rakowicach aż sześć z istniejących dziewięciu c.k. jednostek lotniczych.

Oprócz lotniska stałego, zorganizowano także lotnisko polowe na Błoniach, gdzie rozstawiono namioty. Samoloty zgromadzone do obrony krakowskiej twierdzy prowadziły głównie działania rozpoznawcze, choć niektórym lotnikom zdarzało się także ostrzeliwać rosyjskie kolumny marszowe i tabory, a 30 listopada 1914 roku lotnictwo Austro-Węgier strąciło w walce powietrznej pierwszy wrogi samolot w wielkiej wojnie.

Dwupłatowy Lohner C z 15. Kompanii Lotniczej wystartował z rakowickiego lotniska, a jego załoga napotkała w powietrzu carski aeroplan, prowadzący przypuszczalnie, podobnie jak załoga Lohnera, zadanie rozpoznawcze. C.i k. lotnicy, podobno ze zwykłego karabinu piechoty typu Mannlicher, ostrzelali wrogi statek powietrzny, trafiając celnie w silnik lub w rosyjskiego pilota, a wroga maszyna spadła zestrzelona na ziemię.

C. i k. zwiadowcy

Dla austro-węgierskiego sztabu najważniejszy był jednak zwiad lotniczy. W listopadzie, a potem w grudniu 1914 roku rosyjskie wojska były o krok od zwycięstwa, być może nawet w całej wojnie. Armie carskie zajęły prawie całą Galicję, podeszły pod Kraków, a jego upadek zagroziłby przemysłowi Śląska i Czech oraz samej stolicy Austrii. Dzięki szybkim informacjom o ruchach wojsk carskich, przekazywanym przez rozsyłane z Rakowic samoloty rozpoznawcze, austro-węgierskie dowództwo broniące twierdzy Kraków mogło sprawnie manewrować szczupłymi siłami i przerzucać je z jednego brzegu Wisły na drugi.

W dwóch bitwach, stoczonych najpierw pod koniec listopada na północny wschód od miasta, a następnie na początku grudnia na południowy wschód od Krakowa, odparto ataki armii rosyjskich. Stało się tak w dużej mierze dzięki brakowi koordynacji pomiędzy nacierającymi wojskami carskimi, co pozwoliło mniej licznym wojskom austro-węgierskim koncentrować swe siły na zagrożonych odcinkach celem uzyskania tam przewagi i przy wsparciu ognia potężnej artylerii fortecznej skutecznie odrzucać wroga. Po drugiej bitwie o Kraków widmo upadku miasta oddaliło się, ponieważ zagrożone atakiem ze strony Limanowej wojska carskie wycofały się za Bochnię. Dla wojsk Austro-Węgier były to prawie pokerowe zagrywki, ponieważ aby zyskać przewagę nad atakującymi Rosjanami, Austriacy przerzucali swoje siły tam, gdzie były potrzebne, jednocześnie poważnie osłabiając mniej zagrożone części krakowskiej twierdzy. Ale w ich pobliżu - jak wcześniej ustalił zwiad lotniczy - nie było carskich wojsk.

Lotnicy, prowadzący zwiad powietrzny, byli narażeni nie tylko na wrogi ostrzał z ziemi, ale i na niesprzyjające warunki atmosferyczne - głównie potężny mróz w powietrzu. Aby unikać wrogiego ostrzału musieli latać często powyżej tysiąca metrów, a wówczas zimno w odkrytej kabinie było bardzo dotkliwe.

Naoczny świadek wydarzeń tamtego czasu, korespondent wojenny węgierskiej prasy Ferenc Molnár, tak opisywał wygląd załogi węgierskiego samolotu powracającej z rozpoznania: "Wyskakują dwa niedźwiedzie. Postacie dwukrotnie grubsze od człowieka, od stóp do głów owłosione, spod futer i skór nie widać ni nosa, ni oczu. Żołnierze zdzierają z nich futrzane worki (...). Nareszcie z kupy futer i skór wyłania się oficer-lotnik. Oczy mu błyszczą, twarz czerwona jak jabłko. Pod futrami ma jeszcze na głowie zimową czapkę i hełm lotniczy, na szyi ogromną chustę". Trzeba było dużej dozy wyobraźni, aby przewidzieć rozwój mody lotniczej, Molnár jednak jeszcze w styczniu 1915 roku napisał prorocze słowa: "Ktoś powiedział, że w przyszłości lotnictwo będzie najelegantszym rodzajem broni". I faktycznie, już niedługo lotnicy zaczęli prezentować się bardzo szykownie w swoich skórzanych kurtkach, pilotkach z goglami, a później i eleganckich mundurach podkreślających sylwetki ludzi i elitarność formacji.

Przełomowy Albatros

W trakcie listopadowo-grudniowych walk o Kraków, ze wsparcia powietrznego korzystała również artyleria. Ostrzał na duże odległości był kierowany telefonicznie przez załogi ośmiu balonów Parseval-Siegsfeld M 98, zakotwiczonych w różnych miejscach Krakowa, w tym w pobliżu fortu św. Benedykta na Krzemionkach. Przez lornety, przy dobrej pogodzie, obserwatorzy siedzący w koszu lub w siedzisku podwieszonym pod balonem widzieli sytuację w odległości nawet kilkunastu kilometrów. Dzięki załogom aerostatów ogień pół tysiąca dział, które zostały rozmieszczone na początku grudnia od Prokocimia po Rajsko, mógł rozbijać atakujące oddziały carskie jeszcze przed dotarciem do właściwej linii obrony. A była to prawdziwa nawała ogniowa - tylko 6 grudnia 1914 roku artyleria forteczna wystrzeliła na szturmujących Rosjan przeszło 20 tys. pocisków.

Prawdziwym przełomem we współpracy lotnictwa i artylerii stał się samolot Albatros B. I, który przyleciał do Rakowic pod koniec grudnia 1914 roku, już po bitwach o Kraków. W drodze do krakowskiego lotniska pilotował go sam dowódca c. i k. sił powietrznych gen. Emil Uzelač, a maszyna już w styczniu 1915 roku trafiła na front w okolice Brzeska i Bochni. Dwuosobowa załoga złożona z pilota i obserwatora miała na pokładzie 42-kilogramową radiostację i 50 metrów kabla zwiniętego na bębnie. Mobilny podniebny punkt obserwacyjny, który mógł za pomocą alfabetu Morse'a przekazywać informacje o celności pocisków i koniecznych korektach w czasie dalekosiężnego ostrzału, był niezwykle skuteczny. Przekonali się o tym Rosjanie już w styczniu 1915 roku, gdy kierowane z powietrza austriackie ciężkie działa spustoszyły cele wojskowe w okupowanym Tarnowie.
Podczas tej wojny wrogie samoloty z bombami, nad Krakowem już się więcej nie pojawiły.

Opowiadania lotnicze

Wydana z okazji 50-lecia Muzeum Lotnictwa Polskiego "Szachownica z pawim piórem" to zbiór 36 opowiadań z lotniczych dziejów Krakowa i okolic oraz ludzi lotnictwa związanych z miastem, w którym znajduje się najstarsze lotnisko Rzeczypospolitej. Autor książki, Mateusz Drożdż, jest pasjonatem historii lotnictwa, przez wiele lat publikował na łamach "Gazety Krakowskiej". Książkę można nabyć m.in. za pośrednictwem strony internetowej Muzeum.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska