MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oszustwo doskonałe

Artur Drożdżak
Dwóch Żydów zostało wyprowadzonych pole, gdy próbowali się wymknąć z obozu internowania w podkrakowskim Dąbiu. Nie dość, że stracili pieniądze, to jeszcze przed sądem musieli tłumaczyć się z posiadania podrobionych dokumentów. Na szczęście skutecznie.

W Dąbiu, teraz dzielnicy Krakowa, w czasie I wojny światowej istniał austriacki obóz jeniecki, po jej zakończeniu kontrolę nad nim przejął zarząd polskich władz wojskowych Krakowa. Wkrótce też do Dąbia - Obozu Internowanych nr I, zaczęli napływać jeńcy ukraińscy z ogarniętej wojną Galicji Wschodniej, a potem także jeńcy z wojny polsko-bolszewickiej.

Wśród nich był też urodzony w Mińsku Żyd Izaak R., lat 27 ur., jak zapisano w dokumentach, blondyn o podłużnej brodzie, z zawodu buchalter. Towarzyszył mu 23-letni rodak z Mińska Socher S. wyróżniający się brodą okrągłą i niskim wzrostem.

Obu osadzono w celu nr 84. Na jedzenie się nie skarżyli, pilnujący ich wojskowi też nie byli najgorsi. Największy strach w obozie budziły w nich tylko cztery słowa: tyfus, cholera, grypa i czerwonka.

- Wiejemy stąd, bo inaczej przyjedzie nam zginąć na tej nieprzyjaznej ziemi- zdecydowali zgodnie. Szybko orientowali się, że gościem, który wszystko załatwi jest niejaki Icek L., podobno Żyd spod Bochni. Zaczęły się targi, negocjacje i wielogodzinne pertraktacje, które dotyczyły rzeczy podstawowej: ceny wolności.

- Dacie po 600 marek , to wszystko załatwię - mówił Icek L.. - Damy po 300 marek - twardo negocjowali. Icek L. nie ustąpił: za tyle to nie kiwnę placem, dacie po 400 marek i się dogadamy, załatwię dokumenty, transport i bilety na pociąg. Podali sobie ręce na zgodę. Umówionego dnia w porze obiadowej stawili się w budynku, którym Icek L. wskazał im jako siedzibę kancelarii. Zapukali, weszli, za stołem siedział gość w mundurze, obgryzał paznokcie.
- Tu są dla was dokumenty, wszystko już załatwione- rzucił i przybił jakąś pieczątkę. Ku zdumieniu Żydów domagał się dodatkowych pieniędzy za przysługę. - My już zapłaciliśmy Ickowi, przy sobie mamy tylko po 100 marek - Izaak i Socher podjęli próbę negocjacji, bo widzieli, że przeciwnik nie ma obycia handlowego. Spłukani porwali ważne dla nich kwity i kancelista dyskretnie wyprowadził ich z budynku, wsadził do auta, w którym siedział już Icek L. i razem pojechali na krakowski dworzec kolejowy.

- Ja tylko pójdę kupić papierosy- zapewnił ich Icek zanim wziął od Żydów po 400 marek. I zniknął bez śladu. Czekali na niego całą noc, ale gdy przyjechał pociąg na Wschód już nie wypatrywali wspólnika, wsiedli bez biletów do ostatniego wagonu. Zajechali tylko do Radomia, wpadli podczas kontroli bagażu.

- No, czeka was powrót do obozu z Dąbiu, bo wszystkie papiery są fałszywe- usłyszeli zdumieni. Na miejscu dowiedzieli się, że nikt nie zna żadnego Icka L., a we wskazanym przez nich pokoju nie ma kancelarii. Co więcej, gdy opisali wygląd i ubiór 30-letniego kancelisty okazało się, że na pewno nie miał na sobie polskiego munduru, ale strój wojaków z rosyjskiej armii generała Denikina.

Żydów oskarżono o ucieczkę z obozu i oszustwo, nie przyznali się do winy. Sąd Okręgowy w Krakowie 29 września 1920 r. uniewinnił ich jednak od tego zarzutu. - Należy przychylić się do tłumaczenia oskarżonych, którzy myśleli, że legalnie opuszczają obóz internowania i byli przekonani, że dokumenty są prawdziwe- uznał sąd. Obaj musieli jeszcze kilka miesięcy spędzić w Dąbiu, a potem wpuszczono ich na wolność. I to raczej z litości, bo wszyscy w obozie śmiali się z Żydów, którzy w tak naiwny sposób stracili swoje wszystkie pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska