MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra: Prawdziwy film o Krakowie, czyli co to jest duch miasta

Jerzy Stuhr
Marcin Makówka
Gdy tłumy turystów zwiedzają krakowskie zabytki, to ja wciąż myślę, że oni widzą miasto powierzchownie. Jak filmowcy hinduscy, którzy tu chętnie przyjeżdżają, bo nasze ulice "dobrze się fotografują". Może powinniśmy nasze miasto lansować inaczej? Głęboko, pokazując jego charakter? Może za mało powstaje prawdziwych filmów o Krakowie?

Zawsze byłem pewny, że film o Krakowie nie powinien być filmem o ulicach, a nawet o zabytkach, bo to jest domena dokumentalistów. Że bohaterem tzw. prawdziwego filmu fabularnego powinien być tylko duch miasta. Ale z takimi "duchami miasta" nieraz trudno się uporać. Ja zrobiłem przed laty taki film, pewnie już trochę zapomniany, gdzie chciałem pokazać, co to jest duch tego miasta. To był mój debiutancki "Spis cudzołożnic". Książka Jurka Pilcha, która była tu podstawą, a za nią mój film - traktowały o przemijaniu. I Kraków ze swoimi "wiecznymi" zabytkami, historycznym porządkiem mógł być rzeczywistym kontrapunktem do głównego tematu filmu, czyli do owego "przemijania". Bo to proste: przemijanie zderza się z tym, co nieprzemijalne. Czyli te ulice, te mury, to miasto - też występują, ale mają tu inne "zadanie". Taki był sens. Ale to był początek, sprawa była głębsza: bo duch miasta tkwi też w ludziach. I oczywiście ludzie w "Spisie cudzołożnic" byli. Choćby owe "cudzołożnice", obecne w starym kalendarzyku, a zmienione, choć też obecne w rzeczywistości. Albo mój bohater i jego szwedzki gość, którzy poszukiwali przeszłości. Czy znalazłem wtedy charakter miasta?

Niezmiennie podobały mi się scenariusze, które potrafiły znaleźć "sposób" na pokazanie zwykłych-niezwykłych ludzi - na tle miasta. To co u Andrzeja Wajdy pojawiło się kiedyś w ślicznej formie w serialu "Z biegiem lat, z biegiem dni", gdzie ów duch objawia się właśnie w ludziach. Zderzone z sobą kolejne dramaty teatralne, ustawione na tle naszego miasta ujawniły bogatą galerię bohaterów. A wraz z nimi obrazowały życie samo, przenoszone poprzez kolejne lata i pokolenia. Pokazały charakter tego miejsca.

I teraz powinno być podobnie: idealny film o naszym mieście musi być dramatem o wrośniętych w to miasto ludziach. O tej inteligencji, która już przemija. Już jej prawie nie ma. Zdegradowana trochę. Zapomniana. Obśmiana. To jest Kraków. Ja tak przynajmniej zawsze myślałem. Ale tacy bohaterowie wymagają jakiejś przemyślanej konstrukcji, świadomości materii, klasycznego tła. Łatwo i trudno jest realizować taki film, bo on musi uchwycić tę specyficzną kolorystykę. A któż z nas nie pamięta z własnej młodości tych różnych barwnych ludzi, których spotykało się przez lata w tej samej kawiarni, na tej samej ulicy, lub po prostu na Rynku? To byli ludzie, którzy tylko w tym mieście mogli się pojawić. Bo tu była niezapomniana barwa miejsca. Być może pochodząca trochę z literatury, z tradycji teatralnej lub kabaretowej, ale stworzona przez ludzi. Bo nie może być filmów, w których miasto jest tylko dekoracją. Wtedy mu się robi krzywdę.

Ale co jest tak naprawdę "duchem Krakowa"? Dla mnie tkwi on w kryterium wartości. Wysokie kryterium wartości, ostry osąd, na pewno jest w tym też genetycznie zakorzeniona świadomość, że trzeba bronić, a nie burzyć. I dlatego ludzie stąd są często oskarżani o konformizm, o nadmierną ostrożność. Na to wstrzymywanie się z reakcją, refleksję, zastanowienie, obronę stanu posiadania - na to wszystko często wpływają mury. Bo ten syndrom miasta-muzeum jest u nas też obecny. Nie mogłoby być inaczej. To on wpływa też na tempo życia: na to nasze radosne niespieszenie się. Może też wpływa na nasz dystans, który raczej każe przeczekać, niż ulegać zbytnim emocjom. Jest w tym też pewna niezależność reakcji. I jest jeszcze coś, co mi trochę przeszkadza: to przekonanie o najlepszym na świecie poczuciu humoru. Jak ktoś demonstruje poczucie humoru, to jest tu uważany za kogoś lepszego. Stąd ta tradycja limeryków, stąd tradycja, wychodząca z Piwnicy pod Baranami, bo tylko my rozumiemy coś więcej… To ciągłe zamienianie wszystkiego w dowcipy - bywa nieraz drażniące, ale ono jest. I chociaż sam też jestem z kabaretowych korzeni, to jednak zawsze staram się rozdzielać: to ma być powiedziane serio, a tu można sobie pozwolić na dowcip. To także jest "duch miasta". Ale jak to wszystko przekazać turystom? Czy kolejny film o mieście wystarczy? Nie wiem.

Notowała Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska