Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Odczepcie się od walentynek!"

Marta Paluch
Michał Okła
Jak podrywał dziewczyny z liceum i dlaczego chodził z nimi na spacery wzdłuż cmentarza... Czy woli kobiety - bombonierki czy sowy i co to znaczy "turnalić panie"... Z Grzegorzem Turnauem rozmawia Marta Paluch.

Lubi Pan walentynki czy od nich ucieka?
Każda okazja, która ludzi zbliża, jest dobra. Poza tym, ten obyczaj upamiętnia świętego, co w naszym kraju powinno wywołać aprobatę.

A wie Pan, że Walenty jest też świętym od obłąkanych?
Wiem. Miłość jest w jakimś stopniu stanem niepoczytalności.

Nie denerwują Pana "stanowiska kardiologiczne" w galeriach handlowych i sklepach?
Nie. Zresztą, życie dostarcza nam tylu przykrych doświadczeń, że czepianie się niewinnej gry miłosnej czy symbolu jakiejś więzi jest bez sensu. Na tej zasadzie można się czepiać wszystkiego - bo wszystko ma swoje śmieszne czy kiczowate strony.
Bo czym Walentynki się w końcu różnią od Dnia Dziecka czy Dnia Babci?

Bo to jest nasze święto... Nasze Polskie Dziecko i Polska Babcia!
No właśnie. A zakochani są wszędzie tacy sami. Niepoczytalni.

Co Pan daje żonie 14 lutego? Lizaka? Serduszko? Wstążeczkę?
W tym roku wstążeczką jest wyjazd na koncert Stinga. I to dokąd! Aż do Warszawy.

Czy Sting powie ze sceny: "wszystkiego najlepszego na Walentynki dla Maryny"?
Oczywiście, mamy to wliczone w cenę biletu.

Pamięta Pan swoją pierwszą miłość?
Motorower o nasyconej erotyzmem nazwie "Babetta". A potem… To była podstawówka, szkoła muzyczna przy Basztowej 8. Od pierwszej klasy byłem zafascynowany pewną koleżanką, która jest dziś znaną aktorką. Ale ona miała skłonność do mojego przyjaciela. Zaś inna koleżanka, dziś znana skrzypaczka, upodobała sobie właśnie mnie. I właśnie ją - chcąc nie chcąc - zabrałem na pierwszą w życiu randkę, do kina "Apollo". Film nazywał się "Pojedynek potworów", był produkcji japońskiej. Domyśla się Pani, że dużego sukcesu nie odniosłem.

A ta aktorka to kto?
Nie powiem, nie wypada przecież. Mogę tylko zdradzić, że się w ogóle od tamtej pory nie zmieniła.

Ciągnął Pan za warkocze, dawał czekoladki czy kwiatki?
Zdawałem sobie chyba sprawę, że jedyną moją szansą jest muzyka i wygłupy, zwykła błazenada. W harcerstwie też to robiłem, tyle że w mundurku. I na tym jechałem - aż do małżeństwa. A zawodowo jadę na tym do dziś.

Miłosne wiersze Pan pisał jako nastolatek?
Wtedy już pisałem piosenki, które potem znalazły się na pierwszej płycie. Były oczywiście wynikiem nieszczęśliwych miłości.

No tak, bo szczęśliwa miłość jest nudna dla poety.
A jeszcze bardziej dla czytelnika. Jedną z ważniejszych dla mnie wczesnych piosenek jest (dosyć śmieszny) utworek "Pianista i ja" - tu są te moje rozdarte serca. Taka "szczera" piosenka, stylizowana trochę na Billy'ego Joela.

Ta ośmioletnia Ania była pierwszą, co Panu młode serce rozdarła. Było ich więcej?
Droga Pani, serce tak naprawdę rozdziera się tylko raz. A reszta to już tylko...

Popłuczyny?
Echa tamtego rozdarcia.

Wiele razy był Pan nieszczęśliwie zakochany?
Kilka razy dziennie. Ale w tym roku obchodzę srebrne wesele.

Pamięta Pan jak się w żonie zakochał?
Tak. Na zabój.

Kiedy Pan pomyślał: "To już, już mnie ma"?
Wręcz przeciwnie: "wreszcie jestem"! A teraz się cieszę, że mogę ją zabrać na Stinga. Maryna bardzo lubi Stinga.

A gdzie Pan zabierał dziewczyny na randki w liceum?
Najczęściej na spacery. Tu i ówdzie. Bardzo lubiłem chodzić wzdłuż Cmentarza Rakowickiego. Dla wygody. Gdzieś tam niedaleko mieszkałem, a po drodze pewna panna.

Randki przy cmentarzu?
Na knajpy nie było pieniędzy, więc zostawał spacer albo dom. Często więc siedzieliśmy w pokoju, rodzice za ścianą… "Mieliśmy twarze blade/ piliśmy oranżadę/ siorbając ją pomału/ żeby nie dostać szału/ nie było pogadanki/ w zaciszu meblościanki"...Czasem coś z tego wynikało, a czasem nie.

Czym się wtedy imponowało dziewczynom?
Na przykład rowerem. Miałem "waganta". Woziłem ją na ramie, aż do katastrofy. Albo np. kurtką - taką, co jej nie było w sklepie.

Katana Levisa?
Wtedy raczej tureckie dżinsowe były modne. Efekt "ochlapanych wapnem". Albo wręcz przeciwnie, kultywowaliśmy z przyjacielem rodzaj staroświeckości - marynarki, krawaty, druciane okulary. To też był rodzaj prezentacji barw godowych, żeby nas zauważyły.

Działało?
Dawały się zaprosić, choć niekoniecznie te romanse długo trwały.

Kiedy jako 17-latek zaczął pan występować w "Piwnicy pod Baranami", dziewczyny na to leciały?
Wywołało to pewną sensację.

Chciały się masowo umawiać?
Najczęściej tych, co chciałem, żeby wchodziły do Piwnicy, nie było. A tych, co nie za bardzo chciałem, wchodziło dużo.

Jakim Pan był typem podrywacza? Nieśmiały, czy pewny siebie?
Grałem w szkolnym teatrze.. Koleżanki przynosiły mi wiersze, próbowałem pisać do nich muzykę i byłem wtedy na pozycji absolutnie wygranej. To ja dyktowałem warunki. Niektóre wiersze odrzucałem, a niektóre łaskawie przyjmowałem (śmiech). Bardzo owocny czas.

Kobiety Pana rozpieściły...
Jak wiadomo, władza, również ta nad publicznością, działa. Wtedy działała sama, z siłą młodzieńczej głupoty. Potem człowiek musi się coraz bardziej starać, by działało.

Śpiewa Pan mnóstwo piosenek o miłości. O kobiecie mądrej jak sowa i słodkiej jak miód i takie frywolne, jak "Bombonierka". Które kobiety Pan woli?
Zdecydowanie takie jak w "Sowie" - mądre, słodkie, ideał kobiety.

W "Bombonierce" występuje Pan w roli mężczyzny, który się dobiera do słodyczy, czy może kobiet...
Ja tylko zostałem do tej roli wynajęty przez Basię Stępniak-Wilk...

Ale chce się Pan dostać do pudełka, rozebrać czekoladkę z papierka...
Przyzna Pani, że nie kojarzę się z rozpustą i z orgiami, ale jednak pewne rzeczy nie są mi obce. Sam wcześniej śpiewałem podobne piosenki, m.in. do słów Wiesława Dymnego. "Póki czas korzystajcie z udogodnień/Póki czas, zdejmcie spodnie, leżcie godnie/" A potem: "Tuman na otomanie/ tumani biedne panie." Koledzy z zespołu śpiewali: "Turnau na otomanie turnali biedne panie".

Gdy byłam w liceum, wszystkie moje koleżanki z klasy humanistycznej się w Panu kochały. Takich jak one pewnie było więcej.
Coś tam zauważyłem. Ale nigdy nie nauczyłem się z tego garściami korzystać. Byłem skoncentrowany na tym, co robiłem - muzyce, próbach, koncertach. A te "fanki", o których Pani mówiła, były raczej przyjemnym deserem.

Pochlebiały Panu?
A jakiemu próżnemu artyście by to nie pochlebiało?

Nachodziły Pana w domu lub w pracy? Niedźwiecki opowiadał, że zdarzało mu się uciekać przed fanka mi tylnymi drzwiami
Miałem takie sytuacje, ale nigdy nie uciekałem. Może Markowi to przeszkadzało, mnie akurat nie. Chociaż… nie jestem gwiazdą rocka, więc nikt we mnie żadnymi atrakcyjnymi przedmiotami nie rzucał.

Te humanistki to jednak kochają na poziomie. Noszą czarne golfy i okulary...
Na szczęście czasem je zdejmują.

Jednak jestem zaskoczona. Myślałam, że będzie Pan walentynki krytykował.
Skwituję to fragmentem wiersza E.E. Cummingsa "Wiwat słodka miłość": "Kochankowie odchodzą, przychodzą/ zabłąkani, zaplątani/lecz każda para jest najzupełniej sama/jakby nie żył nikt prócz niej." Ten cytat dedykuję wszystkim na 14 lutego. I proszę się już więcej tych walentynek nie czepiać!

Wybierz Wpływową Kobietę Małopolski 2012 Zobacz listę kandydatek i oddaj głos!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie

Ferie zimowe 2012. Zobacz, jak możesz je spędzić w Krakowie!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska