Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obirek: Szybka beatyfikacja miała wyciszyć niewygodne dla Kościoła afery

Redakcja
- Mam szacunek dla ogromnych dokonań polskiego papieża, ale mam też ostrą świadomość jego niedostatków - mówi profesor Stanisław Obirek w rozmowie Markiem Bartosikiem.

Jako duchowny wychował się Pan w diecezji kierowanej przez Karola Wojtyłę, potem pracował Pan w Kościele epoki Jana Pawła II. Po jego śmierci opuścił Pan ten Kościół, także pod wpływem reakcji na Pańską krytykę pontyfikatu papieża. Jak przyjmował Pan "Santo subito"?
Moje osobiste doświadczenie to jedno, a głos ludu to drugie. Ten okrzyk był rodzajem emocjonalnego wentyla, przejawem chęci przedłużenia bycia razem z papieżem i posiadania tam w górze opiekuna i przewodnika duchowego. Ja źle czuję się w tłumie. Uważam, że trzeba zachować osobisty ogląd rzeczywistości i nie zapominać o tym, iż życie jest bardziej skomplikowane niż tłumaczą to emocje chwili. Moje osobiste doświadczenie składa się z szacunku dla ogromnych dokonań polskiego papieża, ale mam też ostrą świadomość jego niedostatków.

Procedura beatyfikacyjna Jana Pawła II była jak na watykańskie zwyczaje błyskawiczna. Jakie wyciąga Pan z tego wnioski?
Chodziło o wyciszenie niezbyt wygodnych dla Kościoła afer. Mówię o znanej powszechnie, choć może nie w Polsce, sprawie meksykańskiego księdza Marciala Maciela Degollado, rówieśnika Karola Wojtyły. Ten ksiądz, co zakrawa na ponury żart, dokładnie rok przed beatyfikacją został przez Watykan oficjalnie uznany za człowieka "niemoralnego, który popełnił prawdziwe zbrodnie". Watykańskie oświadczenie precyzowało, że "prowadził życie pozbawione skrupułów i autentycznych uczuć religijnych". Jak na przyjaciela Jana Pawła II to naprawdę ostre sformułowania, których użył nie jakiś oszalały antyklerykał tylko sam Benedykt XVI.

A więc chodziło tylko o taktykę?

Szybkość tej beatyfikacji na to wskazuje. Skomplikowane procedury, które pokazuje się jako solidne i uwzględniające wszystkie zastrzeżenia, w przypadkach gdy Watykanowi zależy na promocji jakichś osób czy organizacji traktowane są drugorzędnie. Podobnie było z kanonizacją Josemarii Escrivy de Balaguera, twórcy Opus Dei atakowanego za swoje związki z prawicą, czasem faszystowską. Widzę tu podobieństwa z beatyfikacją Jana Pawła II, bo sprawa pedofilii to nie tylko ten przypadek Degollado, o którym Jan Paweł II podobno nie wiedział. To także kardynałowie i biskupi, którzy tuszowali tego typu sprawy w USA czy Irlandii. Kardynał Ratzinger mówił, że brud dotknął łodzi Piotrowej. Po śmierci Jana Pawła II szybko zareagował, ale cały problem zamieciony został pod dywan. Tylko to zostało rozwiązane, czego nie można było nie rozwiązać z obawy przed mediami. Dla mnie to potwierdzenie, że Kościół zmienia się tylko przymuszony przez okoliczności zewnętrzne. W tym kontekście szybka beatyfikacja jest próbą rozmycia odpowiedzialności papieża za brak reakcji na krzywdy konkretnych ludzi.

A odpowiedzią na wołanie Santo subito nie jest?

Wyznanie win Kościoła np. z czasów inkwizycji jest wygodne, bo nie ma konkretnych reperkusji. Rozliczenia z przypadkami pedofilii Jan Paweł II nie podjął. Otwartość na nowe idee i religie poza chrześcijaństwem to sprawy, które budzą podziw w jego pontyfikacie, ale zarządzanie własną organizacją według zasady, że o własnych brudach się nie mówi, rzucają cień na sposób sprawowania tego urzędu. O tym nie można nie mówić.

Czy wobec tego świętość to kategoria, w której chce Pan rozmawiać o Janie Pawle II?

Czemu nie? W przywołanym na początku rozmowy zawołaniu ludzi zebranych na placu św. Piotra była świadomość, że zmarł człowiek wyjątkowy. Bezprecedensowa aktywność papieża zrobiła na ludziach wrażenie, że pojawił się człowiek opatrznościowy, święty Paweł naszych czasów, który docierał do wszelkich możliwych zakątków globu, rozmawiał z przedstawicielami innych religii, wchodził do ich świątyń. Jan Paweł II funkcjonuje jako ikona jednego z wyznań chrześcijańskich, człowiek zabiegający o przezwyciężenie narosłych przez stulecia uprzedzeń. Ta wyjątkowość jest niekwestionowalna.
Mówił Pan kiedyś o papieżu, że zachowuje się jak proboszcz na wiejskiej parafii. Upływ lat zmienia Pańską opinię?
Tylko ją wzmocnił. Za życia Jana Pawła II przynajmniej zauważano, że to, co mówi, jest ważne. Po jego śmierci w Polsce mówi się tylko, jaki to nasz papież był wielki, a zapomina się o Ewangelii i Chrystusie, jego przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Zwłaszcza o bliźnim jakoś niezbyt się pamięta, a jeśli już, to tylko o tym podzielającym nasze przekonania polityczne i religijne.

Nie ma Pan poczucia, że papież wpłynął na zachowanie, system wartości całego pokolenia ludzi?
Prof. Janusz Tazbir tłumaczy fenomen jego popularności tym, że wszyscy Polacy identyfikują się z nim, jako tym z nas, który odniósł światowy sukces. Podobnie jak wszyscy podziwiamy Małysza czy Kubicę. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak można naśladować kogoś, kto jest daleko w Rzymie, jeździ po świecie, zarządza organizacją liczącą miliard osób.

A jeśli wziąć pod uwagę cechy, jakie wykazał w drodze na Watykan?
Okres PRL w jego życiu został przez biografów, a raczej hagiografów kompletnie zafałszowany. Przedstawiany jest jako heros walczący z komunizmem. Nie chce się pamiętać, że do papiestwa doszedł dzięki mądrym kompromisom. Przecież dlatego władze komunistyczne zatwierdziły na biskupa krakowskiego jego, a nie innych wojowniczych kandydatów. Jeśli droga Wojtyły byłaby pokazana zgodnie z faktami, to okazałoby się, że potrafił dogadać się z bardzo różnymi ludźmi, nigdy nie był za rozwiązaniami siłowymi, a w stanie wojennym potrafił się spotykać z generałem Jaruzelskim. Ale nagle jest. Był dzieckiem swego czasu. Na dobre i na złe. Bo potrafił umiejętnie ułożyć modus vivendi z komunizmem, a z drugiej strony tak nasycił się niechęcią do komunizmu, że wszystko mu się z nim kojarzyło. Dlatego teologia wyzwolenia była dla niego takim samym złem jak komunizm. Zapominanie o tym wszystkim to idealizacja doświadczenia życiowego Karola Wojtyły, która ma dość luźny związek z jego faktycznymi wyborami. Boję się, że beatyfikacja tylko zaostrzy tę idealizację.

Obawialiśmy się o perspektywy polskiego Kościoła po odejściu Jana Pawła II. Jak będą one wyglądać po beatyfikacji?

Po odejściu Jana Pawła II było gorzej niż się spodziewałem. Teraz myślę, że już gorzej nie może być, więc może będzie lepiej. Po pogrzebie zostały ostatecznie rozmazane kategorie katolicyzmu zamkniętego i otwartego. Pojawiły się grupy, mówiąc hasłowo - radiomaryjne, które uznały się za jedynych godnych spadkobierców dziedzictwa papieża. Katolicyzm otwarty w stylu Tygodnika Powszechnego czy Więzi został zmarginalizowany, zwłaszcza wśród hierarchów. Pozostał bardzo głośny katolicyzm domagający się wprowadzenia do prawodawstwa nauczania Jana Pawła II i absolutnego zakazu aborcji, dosłownie traktujący słowa papieża o cywilizacji śmierci. Nie zważając na mechanizmy demokratyczne chciano zaprowadzić rządy prawie ajatollahów. Im ktoś bardziej gromko się tego domagał, tym bardziej wydawał się godnym spadkobiercą papieża, a wszyscy inni stawali się zdrajcami tego dziedzictwa. Taka obawa sparaliżowała też Sejm. W tym sensie gorzej być nie może, a lepiej owszem, jeśli silniejsze okażą się odruchy zdrowej demokracji, które przypomną, że mamy w kraju także inne opcje światopoglądowe, jesteśmy w UE. Beatyfikacja może ostudzić fundamentalistyczne zapały, bo przypomni, że Jan Paweł II cierpliwie wsłuchiwał się w cudze racje i współczesny świat
Janowi Pawłowi II trudno odmówić społecznej siły. Wielu odnajduje w nim przykład, choćby w stosunku do drugiego człowieka, otwartości.

Przełożony bractwa lefebrystów biskup Bernard Fellay nazwał beatyfikację Jana Pawła II katastrofą i duchowym tsunami, mając na myśli przede wszystkim jego zaangażowanie w dialog międzyreligijny i jak się domyślam jego wyznanie win Kościoła i zbliżenie do Żydów. Dla mnie te dwie sprawy czynią z polskiego papieża naprawdę człowieka opatrznościowego dla Kościoła i również dla katolicyzmu polskiego. Jeśli skorzystamy z tych jego nauk, to uznam beatyfikację nie tylko za uzasadnioną, ale i w pełni zasługującą na poparcie i promowanie.

Rozmawiał Marek Bartosik

Stanisław Obirek w 2005 r. wystąpił z zakonu jezuitów, do którego należał ok. 30 lat. Profesor na Uniwersytecie Łódzkim, ostatnio opublikował "Umysł wyzwolony. W poszukiwaniu dojrzałego katolicyzmu".

Beatyfikacja Jana Pawła II. Nasi reporterzy pracowali dla was w Rzymie

Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska