Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O czym marzymy na Święta Wielkanocne? Cztery ludzkie historie [ZDJĘCIA]

Maria Mazurek
Prof. Dudek żyje w takim pędzie, że nie ma czasu na własne myśli
Prof. Dudek żyje w takim pędzie, że nie ma czasu na własne myśli Andrzej Banas
Zagoniony lekarz, samotna kobieta, młode małżeństwo przygotowujące się do porodu i kochający się emeryci zmagający się z biedą i straszliwą chorobą. Każdy marzy na Wielkanoc o czymś innym.

Zagoniony lekarz czeka na... samolot, w którym wreszcie będzie miał czas dla siebie

Prof. Dariusz Dudek, kardiolog inwazyjny z Krakowa, wykonuje 300 operacji rocznie. Do tego dochodzą konsultacje, wizyty na oddziale, wykłady, szkolenia, ciągłe wyjazdy zawodowe za granicę. Żyje w takim pośpiechu, że nie potrafi zwolnić nawet w wolnym czasie i hobby też "szybkie" sobie znalazł: rajdy samochodowe.

Prof. Dudek słynie z dwóch rzeczy: z tego, że zaczął w Krakowie wykonywać operacje na bijącym sercu i z tego, że najlepiej rozmawia się z nim, kiedy siedzi na dowolnym na świecie lotnisku, czekając na kolejny lot... Samych podróży zawodowych, kiedy jedzie szkolić kolegów z zagranicy, jak przeprowadzać zabiegi na bijącym sercu, ma dwie, trzy w miesiącu. Do Azji, Ameryki Południowej, Stanów. - To dziwne, ale czas spędzony w samolocie jest moim ulubionym. Z prostego względu: muszę wtedy wyłączyć telefon, nie odbieram maili, nie dzwonię. I wreszcie mam czas, żeby usiąść spokojnie, pomyśleć, obejrzeć jakiś film, posłuchać muzyki - opowiada (notabene, kiedy rozmawiamy telefonicznie, też jest na lotnisku...).

Ale mimo to zarzeka się, że jest tak uzależniony od życia w wiecznym pędzie, że chyba nie mógłby kończyć o 16 i wracać do domu. - Stres mnie pobudza, daje pozytywnego kopa - opowiada. - Chyba już nie potrafię inaczej, jak pracować po 18-20 godzin na dobę. Śpię ledwie 4 godziny i to mi wystarcza. Swoją pracę i życie traktuję jako wyzwanie. To prawda, kiedy żyjemy szybko, czas jakby się kurczy, ale i to uzależnia - mówi.

Denerwuje go tylko jedno: postęp technologiczny, wszechobecne smartfony, całodobowy dostęp do maila. - Ludzie wysyłają wiadomość i oczekują, że odpisze im się w ciągu kilku minut. A ja jednak czasem chciałbym mieć chwilę, by się na chwilę zatrzymać... - mówi.

Schorowana para emerytów czeka na... dzień, w którym będą mieć łazienkę

Stanisława i Mieczysław Kaszubowie są ze sobą od szkolnych lat. Wciąż kochają się tą samą, wielką miłością, przez którą Stanisława nie wykupuje połowy leków, by zamiast tego nakarmić leżącego w łóżku, chorego na stwardnienie rozsiane męża jego ulubionym owocem. Ale nie narzeka. Ma tylko jedno marzenie: by mieli łazienkę. ..

W szarym domu w Grojcu (pow. chrzanowski) nawet nie domykają się drzwi. Mimo to czuć tu ciepłą atmosferę i troskę, z jaką zwraca się do siebie małżeństwo Kaszubów. On od młodości choruje na stwardnienie rozsiane, podłą, nieuleczalną chorobę, która atakuje po kolei mięśnie. - Wszystkie pieniądze wydawaliśmy na to, by ratować męża, ale tej choroby nie da się przechytrzyć - mówi Stasia. Mieczysław musiał zrezygnować z pracy, przez co teraz dostaje emeryturę, która nawet nie starcza na leki. Od 15 lat leży plackiem w łóżku, bo mięśnie rąk i nóg odmówiły posłuszeństwa. Stasia jego łóżko postawiła przy oknie pełnym kolorowych kwiatów. Karmi go, przebiera, cierpliwie przewraca z boku na bok. By dogodzić mężowi nie dojada, nie kupuje własnych leków, choć sama też jest chora. - Jak już mi bardzo źle, idę pod piec płakać, by nie widział - mówi.

Nie mają łazienki. Stanisława musi prać na zewnątrz, co chwilę się przeziębia. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych odmówił pomocy przy sfinansowaniu łazienki. Ma fundusze na remont łazienek dla niepełnosprawnych, ale... nie na ich budowę od nowa. - Urzędniczy absurd - denerwuje się Małgorzata Felger z fundacji Helpful Hand, która zajęła się małżeństwem z Grojca. To nie tak, że Stasia z założonymi rękami czeka, aż ktoś im pomoże. Wzięła dwa lata temu pożyczkę na łazienkę, ale zerwała się wichura i wszystko poszło na remont dachu... Można im pomóc, przeznaczając 1 proc. podatku, nr KRS 0000291681, cel "Mieczysław Kaszuba".

Samotna kobieta czeka na... rozmowę, odwiedziny, na to, by czymś zająć czas

Julita Banasik lubi powtarzać za psychiatrą, Antonim Kępińskim: Człowiek jest nieszczęśliwy, gdy nie może pracować lub gdy nie może kochać. Dla niej los był więc podwójnie niełaskawy.

Spotykamy się w dziewiątej filii Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie, z którego pomocy korzysta pani Julita. Elegancko ubrana, nienagannie uczesana, niezwykle elokwentna. Dama. A jednak samotna.

Gdy była młoda, przeżyła dwie wielkie miłości, ale jakoś żadna ślubem się nie skończyła. - Po prostu: kochałam niewłaściwych mężczyzn - ucina. Na dziecko bez męża też się nie zdecydowała. Ale była szczęśliwa: miała ciekawą pracę w Polskiej Akademii Nauk, wsparcie mamy i wiele pasji: kino, teatr, muzyka klasyczna.

Ale kiedy miała 33 lata, umarła jej mama. To był dla pani Julity cios, który zaważył na całym jej życiu. Rozchorowała się i wkrótce przeszła na rentę. - Samotność mniej doskwiera, gdy jest się aktywnym, pracującym, ma się mnóstwo zajęć. Nie odczuwałam jej, póki pracowałam, byłam młoda - opowiada.

Teraz odczuwa. Ma wprawdzie swój ukochany teatr, książki, filmy, zaprzyjaźniony kiosk, w którym kupuje stare numery "Kina" kilka razy taniej. Ma wreszcie stary radioodbiornik, z którego w jej skromnym mieszkaniu bez ciepłej wody sączy się muzyka klasyczna.

- Mam też grupę znajomych z MOPS-u i kolegę jeszcze z pracy, który wraz z żoną niemal przyjął mnie do rodziny - opowiada.
Ale mimo wszystko w mieszkaniu brakuje męskiej ręki lub gwaru wnucząt.- Wie pani, niepraktycznie być osobą samotną. Choć wydaje mi się, że ja i tak jeszcze nieźle to znoszę, inni mają gorzej - opowiada kobieta. Tylko jakoś perspektywa świąt mniej cieszy...

Szczęśliwe młode małżeństwo czeka na... narodziny pierwszego dziecka, Apolonii

Praca w korporacji, milion spraw na dzień, życie na wysokich obrotach. Iwona Borowiec-Ziemnicka z Krakowa widzi, że nie to się w życiu liczy najbardziej. Razem z mężem Arturem z niecierpliwością oczekuje na narodziny pierwszego dziecka, córeczki Apolonii.

Iwona nazywa to, co dzieje się teraz wokół niej: wielkie, pastelowe, pisankowe wyczekiwanie. Jej córeczka, której właśnie urządzają śliczny pokój księżniczki, cały w pastelach, przyjdzie na świat w maju. Wyczekana, kochana tak bardzo już teraz, kiedy jeszcze rośnie w brzuchu mamy.

Artur był pierwszą, wielką miłością Iwony. Są razem, od kiedy przygotowywała się do matury. Już 13 lat. Iwona wykazywała się nie lada determinacją, bo jej mąż mieszkał w Krakowie, a ona studiowała dziennikarstwo w Kielcach. W końcu, po studiach, przeprowadziła się pod Wawel - dla Artura.

- Jesteśmy małżeństwem od pięciu lat, ale przez ten cały czas odkładaliśmy decyzję o dziecku. Oboje pracowaliśmy w korporacji, żyliśmy na wysokich obrotach. Ja byłam niemal uzależniona od fitnessu i jazdy na rowerze. Bałam się zrezygnować ze sportu, miałam wątpliwości, czy nadaję się na matkę, może trochę przerażała mnie perspektywa totalnej zmiany życia - opowiada. Dziś już wie, że ten strach był niepotrzebny. - Odkąd jestem w ciąży, czuję się świetnie. Uważam, że to piękny czas- opowiada Iwona. Jej blog dobrakarmaiwony.blogspot.com, siłą rzeczy stał się bardziej "dzieciakowy", bo Iwona regularnie chodzi na warsztaty dla przyszłych mam, interesuje się produktami dla najmłodszych. A przede wszystkim: tak bardzo cieszy się na córeczkę!

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska