MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nieuczciwy naganiacz

Artur Drożdżak
W biznesie wszystkie chwyty są dozwolone i dlatego, by ratować coraz bardziej podupadający interes Aaron S. pożalił się na nieuczciwą konkurencję. Poszło o trotuar.

Cicha wojna między żydowskimi handlarzami rozpoczęła się w 1932 r. i miała dość ograniczony terytorialny zasięg, bo toczyła się na Kazimierzu między numerem 22 przy ul. Krakowskiej, gdzie swój sklep z konfekcją męską miał 68-letni Aaron S., a numerem 24, pod którym usadowiła się agresywna konkurencja, czyli spółka Salomona L. i Salomona B.

Swoje pretensje Aaron S. wyłuszczył w piśmie do starostwa. "Od dłuższego czasu spółka L. i B. przekraczając uprawnienia zawodowe wystawia przed sklepem podpisanego: Seliga N., Szymona B., Laufera Ch. i Hindę S., którzy tamując ruch na trotuarze blokują sklep podpisanego i nie dopuszczają klienteli, a chcących się tam udać biorą pod rękę i wprost prowadzą do sklepu, ale pod numer 24.

Przy czym dzieje się to w ten sposób, że przez cały dzień od rana do wieczora wymienieni wyżej osobnicy ani na moment nie opuszczają swego posterunku skutkiem czego uniemożliwiają podpisanemu prowadzenie przedsiębiorstwa".

Aaron S. informował ponadto, że osobnicy za te czynności są opłacani przez konkurencję, pod pozorem, że są nawoływaczami zachwalającymi towary spółki L. i B. Żalił się także, że jeden z tych osobników złożył mu propozycję zaniechania procederu, o ile Aaron S. zapłaci mu 50 zł tygodniowo.

Żyd odmówił i wezwał policję, by przegonić naganiaczy, ale to nie odniosło rezultatu, bo wracali zaraz po odejściu posterunkowego. Właściciele konkurencyjnego sklepu tylko się śmiali z Aarona S., a próby mediacji kwitowali stwierdzeniem, że albo Żyd zwinie swoje przedsiębiorstwo, albo zbankrutuje.
Na prośbę starosty raport o sprawie sporządził w marcu 1934 r. policjant Aleksander Stasiak. Napisał, że to Aaron S. jako pierwszy na Kazimierzu przyjął naganiacza, którego zadaniem było sprowadzać klientów z ulicy. Przed dwoma laty spółka L. i B. otworzyła sklep przy Krakowskiej 24 i widząc, że konkurent ma pomocnika, sami zaczęli to robić.

Tym bardziej że u Aarona S. jako naganiacze pracowali żona, syn i córka. Przez 11 miesięcy do tej pracy najęty był także Laufer Ch., ale odszedł na tle nieporozumień i przeszedł do spółki L. i B. "Od tego czasu Aaron S. pała nienawiścią do konkurencyjnej firmy" - pisał policjant.

Dodał, że naganiacze na widok policji chowają się do sklepu, bo w razie przychwycenia, gdy stoją na jezdni lub chodniku, są doraźnie karani mandatami. W trybie karno-administracyjnym sądzono tak jednego z nich, 23-letniego Seliga N.

Oskarżono go, że przekracza uprawnienia handlowo-zawodowe i od dłuższego czasu przeprowadza transakcje na ulicy, zaczepia natrętnie przechodniów wciągając tychże wbrew ich woli do sklepu swego pracodawcy, przy czym tamuje ruch uliczny, a nadto w celu dokuczenia Aaronowi S. w złośliwy sposób wystawa pod jego sklepem, ustawicznie go niepokojąc. Selig N. zaprzeczał.

- Jestem najęty w charakterze subiekta w sklepie L. i B., na ulicy nie wystaję, ani też na chodniku. O ile zajęcia w sklepie nie mam wychodzę czasem do bramy, lecz komunikacji pieszej nie tamuję - bronił się. Mało skutecznie, bo skazano go na 30 zł grzywny, sąd odwoławczy zmniejszył mu jednak karę do 5 zł z zamianą na jeden dzień aresztu. Wojna podjazdowa na ul. Krakowskiej niestety nie toczyła się z korzyścią dla klientów, bo żaden z żydowskich handlarzy nawet nie pomyślał, by ich przyciągnąć niższymi cenami towarów. A szkoda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska