MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nieoczekiwanie zadzwonił Szpilka

Artur Gac
- Ulubionego tatara Arturowi Szpilce z jadłospisu nie wyrzuciłem... Rozmawiamy z Karolem Da Costą, który został trenerem personalnym pięściarza wagi ciężkiej z Wieliczki

W niecodziennych okolicznościach rozpoczęła się Pana współpraca ze „Szpilą”. Zamieścił Pan w internecie filmik, w którym wytknął mu błędy w przygotowaniu fizycznym i dietetycznym do walki z Deontay’em Wilderem, którą przegrał przez ciężki nokaut.
To prawda. Na serwisie youtube mam swój kanał Da Costa TV, na który wrzucam materiały promujące zdrowy tryb życia. Jak każdy kibic sportów walki oglądałem walkę Szpilki. Poza wielkim sercem do walki, rzuciło mi się w oczy przygotowanie Artura, które odbiegało na niekorzyść od tego, jakie zaprezentował w pojedynku z Tomaszem Adamkiem. Patrząc fachowym okiem, to była przepaść.

Coś w tym jest.
Jego sylwetka w walce z Wilderem wyglądała nieporównywalnie gorzej. Ponadto obejrzałem filmik, w którym wyjaśniał swoją suplementację (wzbogacanie diety witaminami i składnikami mineralnymi - red.), co w ogóle mnie zdziwiło.

Dlaczego?
Najlepsi sportowcy mają całe sztaby i laboratoria, które pracują na ich wynik, a nasz pretendent do tytułu mistrza świata popełniał błędy rodem z lat 90. W materiale wideo postanowiłem omówić, co mi się nie podoba oraz co zrobiłbym lepiej. Przygotowanie fizyczne Artura powinno stać na wyższym poziomie, ilość tkanki tłuszczowej nie powinna być nadmierna, zwłaszcza z takim rywalem, gdzie bardzo liczyła się mobilność.

Po jakimś czasie zadzwonił Pana telefon...
To był Artur. Powiedział: „ja robię to, co podpowiada mi serce. A teraz serce podpowiedziało mi, żeby odezwać się do ciebie”. Spotkaliśmy się, dogadaliśmy szczegóły i wystartowaliśmy. Myślę, że ani on, ani ja nie żałujemy rozpoczęcia współpracy. Artur chce być najlepszy na świecie, więc musi zrobić wszystko, co w jego mocy.

Równie dobrze mógł się obrazić...
To zresztą byłoby bardzo typową reakcją, nie tak rzadko spotykaną zwłaszcza w sportach walki. Często triumfuje testosteron i własne „ego”, a tu mamy człowieka, który jest skoncentrowany na celu i chce do niego dotrzeć wszelkimi, możliwymi sposobami. To dobrze o nim świadczy, że dopuszcza krytykę.

Nagrywając ten materiał miał Pan nadzieję, że dotrze on do Szpilki i wywoła jego reakcję?
Chciałem udzielić rad innym fajterom i faktycznie, odezwało się do mnie kilku mniej znanych zawodników, którzy chcieli poprawić swoje osiągi. Jedną rzecz chcę bardzo mocno podkreślić: nasi sportowcy, patrząc na ich znikomą wiedzę w tematyce odżywiania oraz implementowania treningu siłowego, odnoszą wyniki ponad stan. Mamy ogromny, niewykorzystany potencjał.

Podobnie rzecz ma się z Arturem Szpilką?
Tak, ponieważ dieta i suplementacja były w jego przypadku po prostu źle zrobione.„Uzupełniacze” typu kazeina na noc, to jeden z mitów w kulturystyce z poprzedniej epoki. Kulturyści od tego odeszli, ale pogląd ugruntował się i ciężko go wyplenić. To tylko obrazuje skalę talentu Artura, że bez tego typu wiedzy, mógł wznieść się na taki poziom. Gdy opowiedział mi o całych swoich przygotowaniach, w których nie przestrzegał - według mnie - fundamentalnych zasad, byłem bardzo zaskoczony.

Jest smaczek w tej sprawie. Przecież do walki z Adamkiem „Szpila” przygotowywał się w Polsce, a formę do pojedynku z Wilderem budował już w Stanach Zjednoczonych, otoczony specjalistami, w tym chwalonym trenerem od przygotowania fizycznego.
Nie mogę mówić wszystkiego, ale akurat z dietą i suplementacją Artur radził sobie trochę na własną rękę. Po prostu sięgał po „czyste” jedzenie, a nie napychał się „śmieciowym”, ale to było niewystarczające. To też dowód, że w Ameryce wcale nie wszyscy sięgają po najnowocześniejsze rozwiązania, choć sporo zależy od obozu. Natomiast nie wyobrażam sobie, by ci najbardziej topowi zawodnicy nie korzystali z dietetyków i całego sztabu ludzi, którzy dbają o ich jak najwyższą formę fizyczną. Umówmy się, nie wszystko da się uzyskać wyłącznie treningami, a znakomicie przygotowane ciało nie gwarantuje sukcesu. Niemniej bliska jest mi maksyma legendarnego trenera piłkarskiego Kazimierza Górskiego, a jako że mamy Euro, pasuje ona jak ulał: „jak szczęście zaczyna się powtarzać, to już nie jest szczęściem”. W sporcie chodzi o podbijanie swoich szans w każdym obszarze, aby czynnik tzw. przypadkowości stał się naszym nieustannym atutem.

Jakim podopiecznym jest Artur? Wiemy, że pięściarz jest typem niepokornym.
Tak jest, tylko może tego nie publikujmy? (śmiech)

Skoro Artur o tym mówi, to na pewno jest świadomy swoich słów.
Niby tak, ale takimi rzeczami nie ma co się chwalić. Rzeczywiście, jest z tym problem. Z jednej strony posiada zmysł sportowca, czyli gdy włączy mu się tryb zawodnika profi, przestrzega wszystkiego, co do joty. Kłopotem jest motywacja, gdy wie, że długo nie wróci. Wtedy trudno jest mu przywyknąć do utrzymywania diety. Ogólnie u nas w sportach walki obowiązuje zasada „hulaj dusza, diety nie ma”, jeśli tylko na horyzoncie nie ma pojedynku. A lepiej popatrzeć długofalowo. Bieżący czas lepiej poświęcić na samorealizację i doskonalenie, zamiast wracać do punktu wyjścia. To kłóci się z moją ideą progresu sportowego. Nawet jeśli Artur trochę sobie pofolgował, to ciągle jest świadomy naszych ustaleń i obiecał, że nigdy więcej już się nie zapuści.

Od sportowców na najwyższym poziomie wymaga się profesjonalizmu przez cały rok, a nie tylko w okresie bezpośrednich przygotowań.
Tak. Dlatego mówię mu, że w tym samym czasie ktoś inny ćwiczy, żeby go pokonać. Niemniej współpraca od samego początku jest udana, czego dowodem jest obecna sylwetka Artura. Uważam, że zaszczepiłem w nim nawyki żywieniowe, ale ciągle jesteśmy w pierwszej fazie naszej współpracy, która osiągnie apogeum w momencie jego wyjazdu do Stanów i rozpoczęcia przygotowań stricte pod walkę.

Z jakiego pułapu rozpoczęliście pracę?
Na zdjęciach, z zarejestrowaną sylwetką Artura, waga pokazywała ponad 120 kg. Miał mieć urlop, ale zadzwonił, że jednak bierzemy się do pracy. Nawet podawał przykład Roberta Lewandowskiego, który cały czas jest w formie.Skupiłem się na wyregulowaniu diety i określeniu konkretnych ilości produktówi. W dalszym etapie dojdzie trening, prawdopodobnie będziemy pracować nad zwiększeniem siły, ale wszystko zależy od tempa regeneracji ręki. Na razie postępujemy bardzo zachowawczo.

Gdzie drzemie rezerwa w przygotowaniu Szpilki?
W zwiększeniu masy mięśniowej, którą w przypadku wytrenowanej osoby można poprawić średnio o ok. 3 kilogramy rocznie. Tym bardziej, że predyspozycje Artura pozwalają mu na skok jakościowy, bez szkody dla jego dynamiki, wręcz z zyskiem. Celem nie jest zrobienie z niego „szafy”, która zmacha się i rozpadnie ze zmęczenia w trzeciej rundzie, tylko poprawienie siły dynamicznej. Nawet odporność na ciosy, co jest dyskusyjną kwestią, według mnie też może się poprawić, jeśli zadbamy o stabilizację, poprzez wytrenowanie mięśni trzymających głowę, a mówiąc ogólnie całej obręczy barkowej.

Wyrzucił Pan Szpilce z jadłospisu ulubionego tatara?
A skąd, w tatarze nie ma nic złego. Surowe mięso dobrze działa na florę bakteryjną, więc jeśli komuś służy, nie widzę problemu. To bardzo dobry posiłek białkowo-tłuszczowy. Generalnie mnóstwo czynników decyduje o tym, czy dany pokarm jest dla nas dobry, czy zły. To przede wszystkim genetyka, środowisko i styl życia.

***
Karol Da Costa
Ma 26 lat. Jego ojciec pochodzi z Angoli, matka jest Polką. Od 7 lat mieszka w Krakowie. Jak mówi, zauroczył się miastem jako licealista, na wycieczce szkolnej. Trener personalny w zakresie przygotowania siłowego, dietetyki i suplementacji. Prowadzi swój kanał na YouTube. Prywatnie kulturysta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska