Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza technika przypomina armię okupanta

Ryszard Tadeusiewicz
fot. archiwum
Ludzie dysponują dziś techniką, która pozwala na dokonywanie ogromnych dzieł. Dlatego ważne jest, by korzystali z tej potęgi rozważnie, by nie niszczyli Natury, tak jak zniszczyli Jezioro Aralskie.

Od 40 lat zajmuję się techniką. Jej rozwijaniem, odkrywaniem nowych sposobów tworzenia różnych maszyn i urządzeń, które służą ludziom i powinny czynić ich życie wygodniejszym, bezpieczniejszym i radośniejszym.

Tak mówi teoria. A jak jest w praktyce? Technika potrafi dziś wiele stworzyć, ale gdy się jej nieostrożnie użyje, może też wiele zniszczyć. Mamy konkretne przykłady takich zniszczeń. Powstały one, ponieważ do połowy XX wieku wierzono, iż jednym z głównych zadań techniki jest "ujarzmianie Przyrody". Niestety, ujarzmiana Przyroda potrafiła się zemścić i technika zamiast być dobrodziejstwem - stała się przyczyną nieszczęścia.

Ta dwuznaczna rola techniki najwcześniej dostrzeżona została przez filozofów. Wybitny myśliciel niemiecki, Ernst Simon Bloch jeszcze w 1954 roku w swoim trzytomowym dziele "Das Prinzip Hoffnung" (Zasada nadziei) napisał: "Nasza technika przypomina armię okupanta na terytorium wroga".

Niestety, miał rację. Inżynierowie ufni w potęgę swych umiejętności i wyposażeni w bezprecedensowe środki zmagali się z Przyrodą i często zwyciężali, ale były to Pyrrusowe zwycięstwa. Posłużmy się przykładem. Technicy od lat ujarzmiali Przyrodę budując tamy. Gdy służyło to regulacji rzeki nękającej ludzi ponawianymi powodziami, jak chociażby zapora na Dunajcu w Rożnowie - było to działanie korzystne. Gdy dostarczało taniej energii elektrycznej, było także bezspornie czymś pozytywnym. Z zazdrością myślę o tym, że Norwegia ponad 85 procent potrzebnej energii pozyskuje z licznych elektrowni wodnych bez zanieczyszczania środowiska i praktycznie bez żadnych kosztów. Ależ by się nam przydało kilka rwących skandynawskich rzek!

Jednak gdy inżynierowie spróbowali za pomocą tej techniki przeobrażać oblicze Ziemi - skutki okazały się fatalne. Przywołam najbardziej znany przykład, chociaż grzechów tego typu ma historia techniki bez liku. Gdy popatrzy się na dawne mapy Azji Centralnej, to można zobaczyć piękny układ dwóch wielkich rzek, Amu-Darii oraz Syr-Darii, zbiegających się w wielkim Jeziorze Aralskim. Jezioro to jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku miało ponad 68 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni i zawierało ponad tysiąc kilometrów sześciennych wody. Ponieważ rzadko rozważamy ilość wody w kilometrach sześciennych, powiedzmy lepiej, że było to sto bilionów (100.000.000.000.000) litrów wody. Roczne zapotrzebowanie na wodę całego Krakowa szacuje się na około 100 mln metrów sześciennych, więc gdyby krakowianie zaczęli w połowie ubiegłego wieku pobierać wodę wyłącznie z Jeziora Aralskiego, to by im jej starczyło na tysiąc lat.

Tego pięknego, ogromnego jeziora już nie ma. Na zdjęciach satelitarnych można zobaczyć, że w tym miejscu jest obecnie kilka niewielkich zbiorników z bardzo zasoloną wodą, a dawne rybackie miasta portowe, położone kiedyś na brzegu - Aralsk i Mujnak - są dziś oddalone od wody o setki kilometrów.

Co się stało?
Otóż w byłym Związku Radzieckim zauważono, że między ramionami rzek Amu-Darii i Syr-Darii rozciąga się pustynia Kara Kum (Czarne Piaski). Główny ideolog komunizmu, Karol Marks, głosił, że świat należy zmieniać (tzw. Teza o Feuerbachu). Postanowiono więc przekształcić pustynię w uprawny ogród. Na pozór było to racjonalne. Stwierdzono, że warunki są tam idealne do uprawy bawełny, ale jak na każdej pustyni - dramatycznie brakuje wody. Gigantycznymi pracami irygacyjnymi rzucono więc wody rzek Amu-Darii i Syr-Darii w piaski pustyni. Miliony metrów sześciennych wody zasiliły jałową od tysięcy lat ziemię. Czarne piaski się zazieleniły. Produkcja bawełny z roku na rok rosła, ale rzeki traciły wodę. Zamieniły się w suche wąwozy. Umarły przed dopłynięciem do Jeziora Aralskiego, gdzie od wieków był ich kres. Jezioro zaczęło wysychać, co spowodowało, że obecnie już go prawie nie ma.
Warto obejrzeć w internecie animowane mapy, a także zdjęcia satelitarne z kolejnych lat, pokazujące, jak ten dramat przebiegał i przebiega nadal. Drugiego takiego procesu nie da się zaobserwować nigdzie indziej, w skali całego globu!

Nie chcę wdawać się tutaj w dyskusję o tym, jakie błędy popełniono przy tej gigantycznej irygacji, chociaż przeczytałem trochę prac, które je szczegółowo dokumentują i mam na ten temat własny pogląd. Nie będę też próbował porównywać korzyści, jakie uzyskano nawadniając na niespotykaną nigdzie wcześniej skalę odwieczną pustynię, ze szkodami, jakie wyrządzono Naturze (światowej!) przez zniszczenie tego ogromnego jeziora.

Dla mnie wniosek z tej historii jest jeden:
Ludzie dysponują dziś techniką, która pozwala na dokonywanie ogromnych dzieł. Dlatego jest bardzo ważne, aby korzystali z tej potęgi rozważnie. By podejmowaniu dzieł technicznych towarzyszył dojrzały namysł i dalekosiężna refleksja.
Bo niebezpieczne jest, gdy ludzie przypisują sobie boską zdolność przekształcania świata, nie dysponując przy tym boską mądrością…

***
Autor: biocybernetyk, automatyk, prof. dr hab. inż., trzykrotny rektor AGH, członek wielu organizacji krajowych i zagranicznych, m.in. PAN, PAU, Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych.

Niebieskie kozy i owce z napisami "MO" I "JP" [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska