Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święta góra i szybkie Prampero

Marek Długopolski
fot. Friuli Venezia Giulia
Alpy Julijskie. Monte Lussari na swoje sanktuarium wybrała Matka Boża. To także święta góra narciarzy i szczyt pysznego tiramisu

Bosko. Jak w bajce - Aneta aż przystanęła. Słońce ostatnimi promieniami malowniczo oświetlało stoki Monte Lussari. Dachy hoteli stojących na wąskiej grani „uginały” się pod ciężarem śnieżnych czap, a masywna wieża niewielkiego kościoła kłuła błękitne niebo. Nad tym wszystkim panowały zaś postrzępione, alpejskie granie - Monte Cacciatore, Cave del Predil, Cinque Punte, Cima di Riofreddo, a także Jof Fuart (2666 m n.p.m.) i Jof di Montasio (2753 m n.p.m.).

- Nie spodziewałam się, że będzie aż tak cudownie - Aneta nie ukrywała zachwytu. - Warto było się zatrzymać. Wenecja może poczekać - zaznaczył zadowolony Olek, jej chłopak. I już wspólnie ruszyli w kierunku malowniczej grupy budynków.

Gwiazda Monte Lussari

Campionessa na Monte Lussari jest tylko jedna. I nie jest kapryśną gwiazdą, a troskliwą, pełną uroku, taktu oraz ciepła gospodynią. Gabriella Paruzzi, mimo iż jest mistrzynią olimpijską, mistrzynią świata, a także zdobywczynią Pucharu Świata w biegach narciarskich, najchętniej opowiada o... potrawach, które opuszczają kuchnię jej restauracji. Nie ma co ukrywać - i w tym jest również mistrzynią świata.

Właściwie całe jej życie związane jest z tą górą. Urodziła się wprawdzie w nieodległym Udine, ale już jako sześciolatka trafiła do szkółki narciarskiej, która swoją siedzibę miała u podnóża Monte Lussari.

Gdy zakończyła karierę, nadszedł czas wyboru. Dodajmy, nie łatwego. I restauracja, i trzygwiazdkowy hotel „Rododendro” zrodziły się z miłości - do nart, gór, ale także swojej małej ojczyzny i kuchni. Prostej i wykwintnej jednocześnie. Takiej, w której nie ma miejsca na kompromisy. - Używamy tylko lokalnych produktów, i to najwyższej jakości - zapewnia urocza gospodyni. Tutaj spełnia marzenia swoje i innych…

I doszła w tym do perfekcji. W okolicy nie ma bowiem lepszego ravioli, a tiramisu aż pieści kubki smakowe... Wielu przyjeżdża tu tylko po to, aby zjeść obiad u campionessy, a także spojrzeć z niewielkiego tarasu na alpejskie granie.

Czerwone i czarne

Jak dostać się na górę? W zimie najlepiej wsiąść do którejś z gondolek wyjeżdżających z Camporosso (w pobliżu Tarvisio). Na szczycie - 1760 m n.p.m - staniemy po kilkunastu minutach.

Choć góra wydaje się niezbyt wysoka, to między dolną a górną stacją jest aż tysiąc metrów różnicy. W dół wiodą zaś czerwone i czarne trasy.

- Prampero? - Andrzej znacząco zerknął na Magdę. - Prampero - jak echo odpowiedziała dziewczyna. Wystarczyła chwila, by zniknęli za niewielkim śnieżnym garbem słynnej „15”. Śmigali w dół, aż miło było patrzeć. Na blisko czterokilometrowej trasie rozgrywane są zawody m.in. Pucharu Świata. Choć to trasa czerwona, jej stromizny - oglądane np. z kolejki - mogą przyprawić o szybsze bicie serca, szczególnie tych, którzy jeszcze niezbyt pewnie czują się na nartach.

- Nie wygląda na łatwą. Idę na kawę, obejrzę sobie góry, a potem poszukam łatwiejszej drogi - Julia nie dała się namówić Stefano na zjazd najbardziej znaną trasą w Tarvisio. Odpięła narty i pomaszerowała w kierunku nieodległych kafejek. Jej chłopak wybrał... czarną „16”.

Z Monte Lussari można zjechać też na Monte Florianca (1653 m n.p.m.) i dalej - na Monte Priesnig (1315 m n.p.m.), a stąd do Tarvisio. Gospodarze regionu Friuli Venezia Giulia wspominają o ponad 30 km tras zjazdowych. - Śnieg gwarantujemy do marca, a nawet nieco dłużej - kuszą. I przypominają, że na przełęczy Sella Nevea można jeździć nawet w maju.

Święta góra

Monte Lussari, a może Monte Santo di Lussari? - I tak, i tak. To święta góra nie tylko narciarzy i turystów, ale także pielgrzymów. To nasze sanktuarium - podkreślają właściciele położonych na wąskiej grani hoteli. Zimą jest tu oczywiście najwięcej tych, co jeżdżą na nartach.

Skąd się wzięło? W XIV stuleciu na Monte Lussari doszło do cudu... Jednemu z pasterzy zaginęły owce. Gdy je odnalazł, były blisko szczytu, klęczały - tak zapewniają miejscowe kroniki - wokół niewielkiej figury Matki Bożej z Dzieciątkiem.

Pasterz zniósł figurę w dolinę, oddając ją proboszczowi. Następnego dnia Matka Boża znowu znalazła się wśród swoich owieczek. Sytuacja powtarzała się do czasu, aż patriarcha Akwilei nakazał w pobliżu szczytu wznieść niewielką kaplicę.

I od ponad 600 lat Matka Boża ma tu swój dom. Sanktuarium Europy, bo i tak zwane jest to miejsce, odwiedzają nie tylko Włosi, Słoweńcy i Austriacy, ale także sporo innych nacji, w tym liczne grono Polaków.

Gospodarze Friuli-Wenecji Julijskiej nie ukrywają, że chcą u siebie na dłużej zatrzymać Polaków. Z Małopolski jest tu przecież całkiem blisko - zachęcają. Wybrać się warto, choćby dla pysznego tiramisu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Święta góra i szybkie Prampero - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska