Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naczelny hydraulik III RP poszukiwany

Jerzy Surdykowski
fot. archiwum
Czy Donald Tusk jest tak złym premierem, a jego rządy tak fatalnym okresem w dziejach naszego państwa, jak głosi PiS? Nie, jest premierem niezłym, a co więcej sprytnym. Sprytnym, bo do perfekcji opanował sztukę bezkonfliktowego rządzenia.

Ostatnia długa majówka pokazała po raz kolejny, jak należy obchodzić święta państwowe: z daleka! Ale nie to jest w maju najsmutniejsze. Chociaż właśnie on powinien być najradośniejszy w roku: przyszła wiosna po długiej zimie, zieleń, kwiaty, słoneczko, krótkie spódniczki zakwitających dziewcząt i tak dalej… Czegóż się smucić, panowie?

Smutno mi jednak dlatego, że ta wiosna ostateczne pokazuje, jak bardzo zaprzepaszczone zostały nadzieje związane z Platformą Obywatelską wyrażane przez tych, którzy - jak niżej podpisany - głosowali na nią kolejno w 2005, 2007 i 2011 roku. Wcale nie dlatego, że partia Donalda Tuska miała być zaporą przed szaleństwami braci Kaczyńskich i ich niezawodnych przybocznych. Nie taki straszny PiS jak go w "Gazecie Wyborczej" malują.

Ja sam w pamiętnym roku 2005 głosowałem na Lecha Kaczyńskiego, bo uważałem że starzejący się profesor prawa pracy z Gdańska, wieloletni (choć na koniec z nim skłócony) współpracownik Lecha Wałęsy będzie lepszym prezydentem niż dużo młodszy odeń i trochę fircykowaty polityk z tego samego miasta. Rzecz w tym, że PO szła do władzy jako partia reform i modernizacji, partia niezbędnych, choć trudnych zmian mających uczynić z Polski kraj nowoczesny, innowacyjny, efektywnie działający.

Mieliśmy zacząć od zmniejszenia Sejmu, likwidacji Senatu, jednomandatowych okręgów wyborczych. Potem miały iść kolejne reformy, jak likwidacja rozdętych przywilejów branżowych, przemiana systemu finansowego państwa na zrozumiały i przejrzysty, uproszczenie prawa z jednoczesnym nadaniem mu zarówno powagi, jak i skutecznej egzekucji. Co z tego zostało? Czy skróciliśmy dystans do Europy? Gdzie podziały się nasze podpisy, żądające pierwszych reform, zbierane przez PO jeszcze przed objęciem władzy?

Z obiecywanych zmian została tylko likwidacja poboru i przejście armii na zawodowstwo. No i niedawne podwyższenie wieku emerytalnego. Pierwsze nietrudne, bo armia zapomniała o obronie kraju na rzecz roli korpusu ekspedycyjnego wspierającego Amerykanów najpierw w Iraku, potem w Afganistanie. Drugie jest rozpaczliwie samotne i w zasadzie niepotrzebne wobec zaniechania innych zmian dotyczących emerytur, a zwłaszcza wobec zmarnowania dobrego pomysłu ustanowienia OFE jeszcze przez rząd Jerzego Buzka.

Za dzisiejszą nędzę OFE i upadek tamtej reformy odpowiadają zresztą solidarnie wszystkie poprzednie rządy od samego Buzka, przez Millera i Kaczyńskiego po Tuska. Z zapowiadanej reszty nie zostało nic prócz pisanych sobie a muzom przez ministra Boniego pięknych wizji przyszłości w rodzaju programu "Polska 2030". Mają jeszcze słabsze przełożenie na polską rzeczywistość niż zarzucona już "Strategia Lizbońska" na rzeczywistość Unii Europejskiej. Nasze podpisy zaszły kurzem i pajęczyną w jakiejś rządowej piwnicy albo je wyrzucono jak niepotrzebne już kartki do głosowania.

Czy Donald Tusk jest tak złym premierem, a jego rządy tak fatalnym okresem w dziejach naszego państwa, jak głosi PiS? Nie, jest premierem niezłym, a co więcej sprytnym. Sprytnym, to nie znaczy mądrym. Sprytnym, bo do perfekcji opanował sztukę bezkonfliktowego rządzenia: żadnych trudnych spraw, wystarczy jeśli jest ciepła woda w kranie. Reszty dokonają Kaczyński z Macierewiczem: jeśliby komuś przyszło do głowy głosowanie na PiS, będzie musiał nawrócić się na religię smoleńską, jak muzułmanin na szariat, gdy popiera swoich fundamentalistów. Trudno marzyć o lepszych pomocnikach bardzo średniego rządu: są tak straszni, że aż niewybieralni. W tej sytuacji Tusk może powiedzieć o sobie jak w tytule i być pewnym wyborczego zwycięstwa, nawet jeśli PiS prowadzi w sondażach.

Tylko że nie hydraulicy przechodzą do historii, ale przywódcy. Kiedy najbardziej palące problemy kraju są pomijanie lub zmiatane pod podłogę, pozostaje aktorom politycznej sceny tylko przedwczesne rozpoczęcie kampanii wyborczej. Co nastąpiło, choć najbliższe wybory do Parlamentu Europejskiego dopiero za rok z górą. Czas, jaki upływa od elekcji w 2011 roku do wyborczego festiwalu lat 2014/2015 został zmarnowany. Ale najsmutniejsze jest to, że nie ma na kogo głosować.

W niepotrzebnych już kartkach wyborczych ukryte są jednak ludzkie nadzieje. One kiedyś powrócą!

***
Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska