Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Mniejsze zło” jest wygodne, ale przynosi rozczarowanie, jak włos znaleziony w zupie

Włodzimierz Zapart
Gdy w 1997 roku urodził się mój syn, wiedziałem, że to wydarzenie wiele w moim życiu zmieni, ale nie przypuszczałem, że swego rodzaju moment przełomowy nadejdzie właśnie teraz. Osiemnaście lat przeleciało bowiem jak z bicza strzelił, kilka dni temu młody człowiek przyniósł do domu nowiutki dowód osobisty i stało się jasne, że w niedzielę pierwszy raz pójdziemy na wybory razem. Ja jako stary wyga, on jako debiutant.

Starsi powinni służyć młodym dobrą radą, dzielić się doświadczeniem, by naiwni młodzieńcy nie dali się zwieść pozorom. Czy ja mam doświadczenie? O, bez wątpienia. Moje debiutanckie wybory wypadły przecież w 1985 roku. Nie trzeba nawet sprawdzać w encyklopedii, by mieć pewność, że wygrała je Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Premierem został Zbigniew Messner. Wiedza tego rodzaju może i ma jakąś wartość, ale kogo dziś to jeszcze obchodzi?

Zostawmy więc prehistorię. We wspomnianym roku 1997 też były wybory parlamentarne. Zdecydowanie wygrała je Akcja Wyborcza Solidarność. Premierem został Jerzy Buzek, a „z tylnego siedzenia” rządem miał zamiar kierować Marian Krzaklewski. To też nikogo nie obchodzi, no, może poza spostrzeżeniem, że dziś o tego rodzaju sterowanie podejrzewani są wszyscy: jedni - że „z tylnego siedzenia” chcą zarządzać, drudzy - że takiemu sterowaniu podlegają.

W sumie od 1989 r. w Polsce odbyło się 29 różnego rodzaju wyborów powszechnych - parlamentarnych, prezydenckich, do samorządu, referendów. Starałem się we wszystkich brać udział, z obowiązku i żeby się głos nie zmarnował. Jestem widocznie wyborcą kapryśnym, któremu trudno dogodzić ofertą polityczną, dlatego zawsze byłem skazany na wybieranie „mniejszego zła”. Taka taktyka wyborcza to nic odkrywczego, więc sądzę, że identyczną stosowały miliony Polaków. Bo jaką taktykę można było zastosować np. w roku 1990, gdy do II tury wyborów prezydenckich przeszli Lech Wałęsa i Stan Tymiński? Mimo że Wielki Elektryk nie był prezydentem moich marzeń, jak inni głosowałem wtedy na mniejsze zło, czyli na Wałęsę.

Zatem tak sobie głosowaliśmy przez te lata i wybieraliśmy „mniejsze zło”, aż teraz okazuje się, że wszyscy są z tego niezadowoleni. Literalnie wszyscy: pisowcy, lewicowcy, kukizowcy, nawet premier Ewa Kopacz - choć rzesze przeciwników PO są przecież w dużej mierze owocem jej działalności. I ja również jestem niezadowolony z tego „mniejszego zła”, które tak solennie i wzorowo wybierałem przez 30 lat.

Dla odmiany w ostatnich dniach zadowolenie wszystkich wywołuje Adrian Zandberg z partii Razem. Chwali go Kopacz, Kukiz, Wipler. Zagadnięta o niego Beata Szydło też nie powiedziała złego słowa. Dla wszystkich tych działaczy lewicowe idee Zandberga oznaczają odstawkę do lamusa, ale chwalą go, bo kalkulują, że partia Razem to takie śmiesznie małe zło, które można lekceważyć. Ciekawe, co powiedzą po niedzieli.

A co ja powiem mojemu synowi, gdy razem pójdziemy na wybory? Powiem mu, żeby nie popełniał mojego błędu i starał się nie głosować na mniejsze zło, bo nawet najmniejsze w końcu przynosi rozczarowanie. Tak mu powiem, a co to znaczy - sam zdecyduje, jest przecież dorosły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska