Mieszkańcy Poręby napisali książkę, wspominając w niej wojenne piekło
Stanisława Młynek: "Nigdy i nigdzie wojny"
(...) Nasza Babcia, rocznik 1880. Miała dziewięcioro dzieci, w tym czworo czynnie uczestniczyło w działaniach wojennych. Dwóch z nich powróciło z tułaczki wojennej, a dwóch zginęło.
Najstarszy z synów, Stanisław, oficer wojska polskiego, mieszkał i pracował w Brześciu (dzisiejsza Białoruś). Zdobył uprawnienia felczera i został przydzielony do szpitala garnizonowego. W pewnym momencie został oskarżony przez miejscowych o potrzebę oderwania guzików z orzełkami ze swojej wojskowej bluzy. Nie zrobił tego, bo uważał, że honor i godność Polaka na to mu nie pozwolą. Za stawianie oporu został aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu w Brześciu. Córka przy pomocy sióstr zakonnych, które gotowały dla tego więzienia zupy, dostała się na widzenie do ojca. Zamienili parę słów, przekazał jej papierośnicę, z którą się nie rozstawał. Za parę dni usłyszała, że ojciec "uszoł do Ameryki". Żonę wujka wywieziono do Kazachstanu. Córka, nie chcąc podzielić losu rodziców, zaciągnęła się do wojska, przypisując sobie rok więcej, bo miała 17 lat. Została ranna pod Kielcami (...). Syn wujka też na ochotnika zgłosił się do wojska Andersa i doszedł do Iranu, stamtąd chcieli się dostać do Anglii. Ich samolot został ostrzelany przez hitlerowców. Przeżył, ale do końca życia został inwalidą. Wujek prawdopodobnie zginął w Ostaszkowie, ale nie zostało to udokumentowane, ponieważ nie wszystkie okoliczności dotyczące mordu są ujawnione (...).