Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Męża poznała na boisku

Marek Podraza
Ewa Guzowska-Górka jest sędzią piłkarskim od 2002 roku. Karierę zaczęła w wieku 17 lat. Po założeniu rodziny i urodzeniu trójki dzieci ponownie już jako żona i mama powróciła na stadion.

W niedzielę obchodzimy Dzień Kobiet. To wyjątkowe święto, które przetrwało wiele zawirowań i jest obchodzone cały czas bardzo uroczyście. Co roku właśnie z tej okazji chcemy zaprezentować naszym Czytelnikom kobietę wyjątkową, wykonującą ciekawy zawód lub mającą nietypową pasję. Jedną z nich jest sędzia piłkarski Ewa Guzowska-Górka, która przygodę z gwizdkiem zaczęła w wieku 17 lat, a po ślubie i urodzeniu trójki dzieci już jako żona i mama powróciła na piłkarski stadion. Ewa pochodzi z Krygu i kilka dni temu podczas Międzynarodowego Turnieju Piłki Nożnej Drużyn Sędziowskich otrzymała od władz Komisji Sędziowskiej Gorlice i Podokręgu Piłki Nożnej Gorlice okolicznościowe wyróżnienie i puchar za poprowadzenie w swojej karierze 300 piłkarskich spotkań.

Nie jest to może wielka liczba, ale jak na kobietę - piłkarskiego arbitra to imponujący wynik, tym bardziej że jej karierę sędziowską przerwała chwilowo kontuzja kolana oraz obowiązki rodzinne związane z wychowywaniem trzech małych chłopców, w tym bliźniaków. Pomimo tak poważnych obowiązków wróciła do swojej przygody z gwizdkiem i rozstrzyga nadal. Sport interesował ją od dzieciństwa, ale początkowo nie była to piłka nożna. - Pochodzę i mieszkam w Krygu. Tam uczyłam się w miejscowej szkole podstawowej. Do szkoły chodziłam ponad dwa kilometry pieszo razem ze starszymi braćmi i kuzynami. Najbardziej lubiłam lekkoatletykę i gimnastykę. Oczywiście jak to na wsi grałam też z chłopakami w piłkę - opowiada nam Ewa Guzowska-Górka. Nie przypuszczała wówczas, że za kilka lat ubierze krótkie spodenki i będzie biegać po boisku z gwizdkiem i rozstrzygać w piłkarskich spotkaniach.

Po skończeniu podstawówki dalszą naukę pobierała w gorlickim Kromerze i to w tym okresie zaczęła się jej sędziowska kariera. Na sport kładła duży nacisk. Przez prawie pięć lat trenowała w gorlickim klubie karate kyokushin, gdzie zdobyła zielony pas. Ponadto pływała, biegała i nieraz bywało tak, że z treningu wracała pieszo do domu… bo uciekł jej ostatni autobus. - Nie ukrywam, że tak było, ale to były piękne czasy. Wstawałam o godzinie piątej rano, aby o szóstej być już na treningu na pływalni w Gorlicach, potem do szkoły. Wracałam ze szkoły po południu. Około godziny siedemnastej autobusem jechałam znów do Gorlic na trening karate i wracałam do domu nieraz po godzinie 22. Często uczyłam się nocami - bo w dzień brakowało mi czasu. Ale wszystko udało się pogodzić - wspomina i dodaje. - Jestem najlepszym przykładem tego, że człowiek im więcej ma obowiązków, tym jest lepiej zorganizowany i wszystko zrobi - mówi.

W 2002 roku była w trzeciej klasie LO, gdy zupełnie przypadkowo dowiedziała się o kursie na sędziów piłki nożnej. - Jechałam do Gorlic z moim kuzynem Darkiem Jodło- wskim. Nawet nie pamiętam już po co. I w czasie rozmowy wyszło, że jedzie na kurs sędziowski. Spytał, czy nie chcę się zapisać. Zdecydowałam się, chociaż nie wiedziałam zupełnie, o co w tym wszystkim chodzi. Pamiętam jak dziś, sami chłopcy i ja sama. Dobrze, że doszła jeszcze Lidka Moroń. W sumie z tych wszystkich osób, które wówczas były na kursie, dzisiaj już nikt nie sędziuje. Zostałam sama. Test teoretyczny zaliczyłam, sprawdzian fizyczny był drobnostką, zwłaszcza że mieliśmy test Coopera, a najbardziej lubiłam biegać - opowiada dalej nasza arbiter.

Pierwszy mecz jako sędzia liniowy, w wieku siedemnastu lat miała w Uściu Gorlickim. Było to w kwietniu 2002 roku. Grała klasa okręgowa trampkarzy LKS Uście Gorlickie - Dunajec Nowy Sącz.- Pamiętam dokładnie, sędzią głównym był Tomek Augustyn, ten sam, który teraz strzela bramki w Gliniku Gorlice. Ja na szybko kupowałam strój, koszulkę o rozmiarach XXL trzeba było przerobić, buty sprezentował mi tato bratowej - zapalony działacz piłkarski. Grali mali chłopcy, ale mimo to był stres. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Tuż po meczu w poniedziałkowym "Dzienniku Polskim" w opisie meczu przeczytałam: "Jako ciekawostkę należy podać, że trójka sędziowska była bardzo młoda. Na jednej linii stała rozjemczyni niewiele starsza od grających chłopaków". Mam ten wycinek do dzisiaj jako cenną pamiątkę z pierwszego mojego meczu. Na początku dużo sędziowałam na linii, potem prowadziłam zawody jako sędzia główny na B i A klasie - opowiada o swoich początkach.

Następnie z powodzeniem zaliczyła egzaminy na szczeblu centralnym. Sędziowała zawody, jako sędzia główny w pierwszej lidze kobiet. - Gdy przychodziła sobota i niedziela, to z niecierpliwością czekałam na mecz. Wciągnęło mnie to bardzo. Dzięki temu poznałam swojego męża Marcina - mówi z uśmiechem. Marcin Górka, bo o niego chodzi, grał wówczas w Ludowym Klubie Sportowym Jodłownik w okręgówce, a przyszła jego żona Ewa Guzowska rozstrzygała w meczach jego drużyny. - Nawet nie wiem, kiedy nas dopadł Amor. Widocznie było nam pisane, że się poznamy na boisku. Z tego co pamiętam, to chyba kilka uwag na boisku było, ale kartki żadnej nie dostał - opowiada dalej. W międzyczasie ukończyła studia z wyróżnieniem na Uniwersytecie Rzeszowskim, oczywiście na kierunku wychowanie fizyczne z gimnastyką korekcyjną. Uczyć bardzo się lubiła i po studiach wyższych ukończyła jeszcze... sześć kierunków studiów podyplomowych. Uwielbia pracę z dziećmi, ale niestety ze względu na małą liczbę etatów w lokalnych szkołach nie pracuje w wyuczonych zawodach. W dalszym ciągu szuka jednak pracy jako nauczyciel i liczy na to, że kiedyś w końcu się uda. W 2007 roku Ewa i Marcin pobrali się.

- Koledzy sędziowie i koleżanka Lidka przygotowali mi wspaniałą sędziowską "bramę weselną", były oczywiście dwie bramki, do których trzeba było strzelić gola. Zimą w 2007 roku, jeżdżąc na nartach, zerwałam więzadła w kolanie. W 2008 roku urodził nam się Oliwierek. Dzisiaj kopie już piłkę w skrzatach w Gliniku Gorlice i jeżdżę z nim na treningi. Mąż pracował już w policji. Zaczynał w Warszawie, później w Gdańsku, Krakowie i w końcu trafił do Gorlic. Tryb pracy zmusił go do rezygnacji z gry w piłkę, ale w zamian za to zaczął biegać. Sprawy rodzinne i kontuzja zakłóciły mi moją miłość do sędziowania i to jak się okazało później, na dłuższy czas - mówi dalej z uśmiechem.

W 2011roku państwu Górkom urodziły się bowiem bliźniaki Eryk i Patryk i znów nastąpiła przerwa w prowadzeniu piłkarskich spotkań. - Wróciłam na stadion wiosną 2013 roku. Prowadzę mecze w B klasie i w grupach młodzieżowych. Nie ukrywam, iż w przyszłości chciałabym wrócić również do sędziowania ligi centralnej. Mam nadzieję, że mi się to uda. To moje hobby - dodaje nasza rozjemczyni. Jak podkreśla, bycie sędzią - kobietą nie jest takie proste i wymaga wielu wyzwań. - Na boisku każdy cię obserwuje podwójnie: kibice, piłkarze i obserwator. Nieważne, jaki mecz się sędziuje, czy jest to mecz o awans, czy o przysłowiową "czapkę gruszek", trzeba dać z siebie wszystko i poprowadzić spotkanie najlepiej, jak się potrafi. Bywają zawody, że po ich zakończeniu dziękują działacze, kibice i piłkarze. Właśnie dla takich chwil warto się przebrać w spodenki i pobiegać z gwizdkiem. Jestem jedną z kilku mam sędziujących w Polsce i nie ukrywam, że jestem z tego trochę dumna. Większość dziewcząt po założeniu rodziny kończy bowiem karierę sędziowską. Mnie udało się wrócić. Zbliża się runda wiosenna życzę więc wszystkim piłkarzom udanych spotkań, a kolegom sędziom samych trafnych decyzji - mówi na koniec Ewa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska