Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Krzyształowicz: nie wyobrażam sobie życia bez Krakowa

Katarzyna Ponikowska
Marcin Krzyształowicz kiedyś pisał wiersze. Dziś, jak podkreśla, skupia się wyłącznie na pisaniu scenariuszy
Marcin Krzyształowicz kiedyś pisał wiersze. Dziś, jak podkreśla, skupia się wyłącznie na pisaniu scenariuszy Jan Hubrich
Pracowity, uparty, lekkomyślny. Na urlopie od seriali robi kino autorskie, ale nie za często, bo to pierze mózg. Na pytania Katarzyny Ponikowskiej odpowiada krakowski reżyser Marcin Krzyształowicz.

Czytaj także:

Zakończyły się zdjęcia do Pana nowego filmu "Obława". Trwały 31 dni. Były jakieś sytuacje kryzysowe? Na przykład pies zjadł kiełbasę, która miała być rekwizytem?
Nie było takich sensacji. Choć w jednej ze scen zabrakło pistoletu. Przez nieuwagę ktoś nie zabrał go z Łodzi. Wydawać by się mogło, że to dramat, bo nie będzie można nakręcić sceny. Jednak zmobilizowaliśmy się i zrobiliśmy to trochę inaczej. Teraz myślę, że scena jest lepsza, niż gdyby był ten rekwizyt. Doza improwizacji na planie filmowym cały czas obowiązuje. Nie poprzestajemy na scenariuszu, nie odwzorowujemy wiernie tego, co zostało napisane. Staramy się zachować świeżość.

No właśnie. Zaczynaliście kręcić, nie było śniegu. Nagle zupełnie nas zasypało. Przewidzieliście to?
Wszystkie sceny na zewnątrz udało nam się nakręcić, gdy jeszcze nie było śniegu. Film utrzymany jest w klimacie późnej jesieni.

Co by było, jeślibyście nie zdążyli?
Byłoby nieszczęście. Musielibyśmy się tego śniegu pozbyć. Tylko nie dysponujemy budżetem hollywoodzkim, mamy ograniczone możliwości techniczne i nie mamy czasu na zabawę ze śniegiem. Mamy robić film, a nie bawić się szuflami.

Śnieg nie pasowałby do historii?
Jak zaczynałem zdjęcia, liczyłem się z tym, że może spaść, że w razie czego stanie się rekwizytem. Jednak wraz z rozwojem wydarzeń doszedłem do wniosku, że naruszenie spójnej estetyki mogłoby zostać potraktowane jako błąd, a nie celowy zabieg.

Za to mieliście w zasięgu ręki dobrze naśnieżony stok. W przerwach w pracy był czas na narty czy snowboard?
Ja nie miałem na to czasu. I podejrzewam, że koledzy też nie. Pracowaliśmy po 12 godzin dziennie. Byliśmy wszyscy fizycznie bardzo zmęczeni.

Inspiracją do powstania "Obławy" była historia Pana ojca...
Ostatnio powstaje dużo filmów o relacjach ojcowsko-synowskich i chciałbym uniknąć takich skojarzeń. Ten aspekt jest istotny, ale tylko dla mnie. Dla widza nie powinien być interesujący. Lecz rzeczywiście ta historia opiera się na autentycznym zdarzenie. Ojciec był żołnierzem Armii Krajowej i został zmuszony do porwania swojego kolegi, który był konfidentem gestapo.

Gdzie to się działo?
Właśnie tu, gdzie kręciliśmy film, w okolicach Rytra. Chodzę po śladach sprzed 67 lat. Ale najistotniejsze jest dla mnie to, że tutejszy świat jest szalenie interesujący filmowo. Mamy taki niepolski obraz tej prowincji, bardziej uniwersalny. Okoliczne lasy są bardzo piękne, kojarzą się trochę z Szekspirem.

Jedna ze scen, uprowadzenie Kondolewicza granego przez Macieja Stuhra, powstała w podkrakowskiej Luborzycy. Czemu akurat tam?
Szukaliśmy kościoła na obrzeżach Rytra, a ponieważ nie znaleźliśmy odpowiedniego, więc postanowiliśmy nakręcić tę scenę w Luborzycy. Jednak ta nazwa nigdzie w filmie nie pada. Również nazwa Rytro pojawia się tylko raz. Akcja filmu rozgrywa się na prowincji. Nie chcemy kierować uwagi widza na konkretne okolice.

Związków z rzeczywistością jest więcej. Choćby pseudonim głównego bohatera.
Mój ojciec też miał pseudonim "Wydra". Ciągle broniłem się przed opowiadaniem o tym, żeby widza nie zanudzić. Chodziło mi bardziej o to, żeby się skupił na wartkiej fabule, śledził losy bohaterów, utożsamiał się z nimi, a nie tropił moje ślady osobiste w tej historii. Film ma dostarczać rozrywki.
Wśród aktorów grających w "Obławie" mamy znaleźli się Marcin Dorociński, Maciej Stuhr, Sonia Bohosiewicz oraz Weronika Rosati. Ciężko było ich przekonać do wzięcia udziału w produkcji?
Nie musiałem ich przekonywać. Przeczytali scenariusz, powiedzieli "tak" i spotkaliśmy się na rozmowie.

Weronika Rosati porównuje "Obławę" do "Bękartów wojny" Quentina Tarantino.
Weronika ma amerykańskie skojarzenia. "Bękarty wojny" były pewnego rodzaju prowokacją, przełamywaniem konwencji wojennych. Mam nadzieję, że "Obława" też będzie się wyłamywać ze schematu myślenia o tamtych czasach. Wydaje mi się jednak, że nie ma podobieństwa między tymi filmami. "Obława" to realistyczna historia, która bardziej powinna kojarzyć się z rosyjskim kinem wojennym niż z żartem, jakim były "Bękarty wojny". A może Weronika wierzy, że nasz film wzbudzi takie kontrowersje jak "Bękarty wojny"...

Western, film historyczny, thriller wojenny czy dramat psychologiczny? Czym jest "Obława"?
Dla mnie to thriller. Nie robimy filmu historycznego, bo to zmuszałoby nas do pewnej precyzji, wpisania się w jakiś stereotyp. Pozwalamy sobie natomiast na emocje, grę pomiędzy postaciami, napięcie, które niewiele ma wspólnego z filmem historycznym. "Obława" opisuje uwikłania, do których dochodzi pomiędzy ludźmi. I tu chyba tkwi sedno sprawy.

Studiował Pan psychologię. Ma to wpływ na film?
Według mnie każdy film jest psychologiczny. Chyba że robimy baśń, która w żaden sposób nie trzyma się prawideł życia. Fabuła zwykle zobowiązuje jednak do tego, żeby wpleść w nią w wiarygodny sposób ludzkie losy. Wtedy widz odbiera film jako historię z krwi i kości - żywe postaci, sprawy, intrygi, które można przeżywać po swojemu. To zobowiązuje do psychologicznego portretowania postaci.

Jakie kino lubił Pan najbardziej jako młody chłopak?
Szczególnie mocno pamiętam kino francuskie. Filmy leciały codziennie na Dwójce około godz. 21.30. Oglądaliśmy je wspólnie z ojcem. Udało mi się wtedy zobaczyć kilka znakomitych filmów z lat 60. i 70. minionego wieku. Było to dla mnie ogromne przeżycie. Do tej pory mam wielki sentyment do kina francuskiego.

Już wtedy myślał Pan o robieniu filmów?
Jako dziecko miałem różne fantazje związane mniej lub bardziej z artystyczną stroną życia. Ale to były mało poważne plany. Przez jakiś czas chciałem być na przykład aktorem. Oczywiście nic z tego nie wyszło.

Bo zaczął Pan studiować psychologię.
Wybrałem ten kierunek z poczuciem pełnego oddania tej dziedzinie. Chciałem być psychologiem praktykiem.

Co sprawiło, że jednak zdecydował się Pan na filmówkę?
W trakcie studiowania pojawiły się wątpliwości. Poszedłem na dodatkowy kurs filmoznawstwa i tam odżyły filmowe tęsknoty. Zawsze lubiłem kino, zawsze uwielbiałem oglądać filmy. Nie było już wtedy powrotu do psychologii. Zacząłem myśleć poważnie nad szkołą filmową. Potem w naturalny sposób cały się zainfekowałem tą wizją. Przestałem myśleć o czymkolwiek innym.
Pierwsza Pana kinowa produkcja to "Eukaliptus", historia ukazująca zdemoralizowany seksualnie

Dziki Zachód. Skąd pomysł na tak odjechany film?
Byłem świeżo po skończeniu szkoły, którą finalizowałem dokumentem "Coś mi zabrano", 13-minutową historią Żydówki wspominającej swoją miłość do niemieckiego żołnierza w okupowanym Krakowie. To był bardzo poważny temat. Później chciałem posmakować czegoś innego. Pomyślałem, że czas na żart, pastisz.

Czyli po "Obławie" znów zrobi Pan jakiś film z przymrużeniem oka?
Zdecydowanie tak! Wrócę do klimatów kowbojskich. Obiecuję!

Ma Pan na swoim koncie również kilka seriali, to m.in. "Na Wspólnej", "Brzydula" czy "Egzamin z życia". Czy teraz zejdą one na dalszy plan?
Siłą rzeczy są na dalszym planie, bo jestem na urlopie. Ale po skończeniu "Obławy" wrócę do pracy przy serialach. Nie można za często robić filmów autorskich. To bardzo pierze mózg i trzeba się zregenerować. A serial to rzemieślnicza, konkretna robota. Z jednej strony sprzyja warsztatowi, z drugiej - można sobie w ten sposób zapewnić pieniądze na utrzymanie. I zdystansować się od samego siebie. Praca w serialu jest dla mnie rodzajem odskoczni od problemów własnych i chęci penetrowania mroków duszy.

Praca przy serialach wiąże się też chyba z częstymi wyjazdami do stolicy?
W stolicy przebywam od poniedziałku do czwartku. Czasem mam dłuższe przerwy, ale generalnie pracuję w Warszawie. Jestem do tego zmuszony. Większość osób z branży filmowej przenosi się tam z racji tego, że w Krakowie skromnie funkcjonuje rynek filmowy. A że jestem przede wszystkim reżyserem, a nie scenarzystą, muszę gdzieś zarabiać pieniądze.

Nie byłoby wygodniej po prostu tam zamieszkać?
Ja jestem organicznym krakusem. Mam tu swoje przyzwyczajenia, nawyki, które kłócą się z trybem funkcjonowania Warszawy. Dla mnie stolica jest miastem pośpiechu, interesów, bieżącej pracy. Takie mam z nią skojarzenia. Oczywiście są one pozytywne, bo dzięki temu mogę pracować i zarabiać. Ale nie wyobrażam sobie, żeby tam żyć. Brakowałoby mi swobody, życia bez pośpiechu jak w Krakowie. Można powiedzieć, że jestem skazany na Kraków.

Kiedyś pisał Pan też wiersze...
Pani bardzo dużo o mnie wie. Nie jestem pewny, czy to dobrze... Ale tak, pisałem wiersze.

Nadal Pan to robi?
Teraz piszę wyłącznie scenariusze. To mnie czasami martwi, że delikatna strona mojej osobowości została zaniedbana.

Co to były za wiersze?
Nie pamiętam, to było bardzo dawno temu...

Jest Pan zodiakalnym Baranem, o którym mówi się, że jest pracowity, pewny siebie, uparty, posiada duży dar wymowy, ale jest też egoistyczny, lekkomyślny i porywczy.
Wszystko się zgadza.

Skończyły się zdjęcia do filmu. Teraz czas na relaks. Planuje Pan zaszaleć w karnawale?
Mam dwoje małych dzieci, więc myślę, że spędzę ten czas w pieleszach domowych, odreagowując ostatni miesiąc.

Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

Konkurs dla matek i córek. Spróbuj swoich sił i zgarnij nagrody!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska