Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małysz: nie mieszczę się już w kombinezon

Redakcja
Janusz Wójtowicz
- Próbowałem ubrać swój stary kombinezon i nie mogłem się do niego zmieścić. Trochę kilogramów doszło - śmieje się w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Adam Małysz, który został konsultantem Polskiego Związku Narciarskiego ds. skoków i kombinacji norweskiej.

Wszyscy wiedzą, że zwariował Pan na punkcie rajdów, więc tą rolą konsultanta PZN trochę zabił Pan ludziom ćwieka. Wilka tak bardzo ciągnie do lasu?
Cały czas (śmiech).

Zaraz Pan powie, że żałuje decyzji o zakończeniu kariery.
Nie, nigdy jej nie żałowałem. Nie robiłem się coraz młodszy, to była w stu procentach słuszna decyzja. Nawet jak oglądałem zawody w telewizji, to nie myślałem: o, a ja mogłem tam być. Patrzyłem na chłopaków i cieszyłem się, że fajnie sobie radzą. Znalazłem na siebie nowy pomysł, zmieniłem branżę, ale sercem cały czas jestem przy skokach. To się nie zmieni, dlatego zgodziłem się pełnić rolę doradcy. Mogę to jakoś pogodzić z rajdami.

To będzie doradztwo na telefon?
Nie, przecież zawodnicy często trenują w Szczyrku i Wiśle, gdzie mieszkam, a do Zakopanego są dwie godzinki drogi. A jeśli będzie potrzeba, to pojadę nawet na zawody czy zgrupowanie. Godząc to oczywiście jakoś z własnymi planami, bo sam mam przygotowania, starty. Zresztą właśnie dlatego nie chciałem, żeby to była taka oficjalna funkcja.

Ale jest przecież oficjalna.
Nie w sensie zatrudnienia. To jest taka funkcja społeczna. Nie chciałem brać sobie na głowę większych zobowiązań skoro sam nadal jestem sportowcem.

Do Val di Fiemme na przyszłoroczne mistrzostwa świata pojedzie Pan jako członek polskiej ekipy?
Nie wykluczam. Padły już pierwsze propozycje, choć na razie tylko w kuluarach.

Z Łukaszem Kruczkiem omówił Pan już zasady współpracy?
Nie rozmawialiśmy jeszcze, ale ja na pewno nie będę wchodził w jego kompetencje i mieszał się do spraw kadry A. Służę jednak pomocą. Jeśli Łukasz powie: Adam, przyjedź, popatrz, to wtedy chętnie pomogę. Zapewne częściej będę się kręcił przy kadrze młodzieżowej Roberta Matei i kombinatorach, bo oni już chcą, żebym się zaangażował.

Z Robertem Mateją współpracuje Pan już od kilku miesięcy.
Akurat z nim mam dobry kontakt i czasem jeździłem na treningi jego chłopaków, coś tam doradzałem. W sumie więc ta rola konsultanta to nie jest jakaś wielka nowość.

Mateja mówi, że ma Pan dobre oko.
To jest tak, że osoba, która przychodzi z zewnątrz, trochę inaczej widzi pewne rzeczy, czasem zauważa błędy, których inni nie dostrzegają. To cała tajemnica.

To jest jakaś przymiarka do roli trenera?
Słyszałem kiedyś taką opinię, że dobrzy skoczkowie rzadko są dobrymi trenerami. Nie wiem, czy to prawda, ale chyba nie chciałbym brnąć w tym kierunku. Za duża odpowiedzialność. Widziałbym się raczej w roli menedżera.

Kusi Pana czasem, żeby wziąć narty i skoczyć?
Kusi.

I dałby Pan radę to zrobić ot, tak, bez żadnych przygotowań?
Często się nad tym zastanawiam, ale sądzę, że nie byłoby większych problemów. Robert Mateja chyba po roku przerwy skoczył i dał radę. I to na Malince. To jest zakodowane gdzieś w genach, tego się nie zapomina. No, może gdyby ta przerwa była już naprawdę długa, to wtedy trzeba by zacząć od trochę mniejszych skoczni i dobrej rozgrzewki.

Od benefisu w marcu ubiegłego roku skoczył Pan choć raz?
Nie, ale zimą byłem blisko. W głowie pojawiła się taka myśl, żeby pójść i skoczyć. Kłopot w tym, że próbowałem ubrać swój stary kombinezon i nie mogłem się do niego zmieścić. Trochę kilogramów doszło. Dlatego, żeby ten pomysł ze skokiem zrealizować, to muszę sobie uszyć coś nowego.

Ale teraz mają obowiązywać nowe kombinezony, bardziej obcisłe.
Ano właśnie tak sobie niedawno żartowałem, że może jednak się wcisnę w ten swój stary. Na siłę (śmiech).

I przy okazji będzie przepisowo.
Niby tak, ale mnie już przepisy nie obowiązują. Ja jestem przyzwyczajony do luźniejszych kombinezonów, które nie krępują ruchów.

Dobry jest ten pomysł z obcisłymi strojami?
Tak, bo będzie bardziej sprawiedliwie dla zawodników, którzy są fair i nie próbują stosować różnych trików i sztuczek. Więcej będzie zależeć od talentu, przygotowania, mocy, siły.

Na koniec przesiądźmy się z fotela konsultanta PZN do samochodu rajdowego. Myśli Pan już o kolejnym Dakarze?
Pewnie. Chciałbym tam trochę powalczyć. Do pierwszej dziesiątki brakuje sporo, ale starania pójdą w tym kierunku, żeby znów przejechać cały rajd, ale tym razem bardziej się ścigać.

Nowy zespół to zagwarantuje?
Mój poprzedni team był nastawiony na przygodę, pokazanie, że każdy może coś takiego przeżyć. A jeśli chcemy się ścigać, to budżet musi być dużo, dużo większy, samochody o wiele droższe. A łatwiej jest zdobyć budżet na jedną załogę niż na cały team, w którym tych załóg jest kilka. Ja cały czas prowadzę rozmowy ze sponsorami i jestem dobrej myśli. Przygodę już przeżyłem, teraz czas na coś więcej.

Rozmawiał Przemysław Franczak

Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!

Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska