MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małopolska zach.: dwa groźne wypadki paralotniarzy w ciągu tygodnia

Robert Szkutnik
Wzbić się w niebo można wydając na sprzęt 10 tys. zł, choć lepsze maszyny kosztują tyle, co dobry samochód. Na zdj. motolotnia na łące w Niesułowicach, gdzie ma powstać lotnisko
Wzbić się w niebo można wydając na sprzęt 10 tys. zł, choć lepsze maszyny kosztują tyle, co dobry samochód. Na zdj. motolotnia na łące w Niesułowicach, gdzie ma powstać lotnisko Katarzyna Ponikowska
W powiecie wadowickim najpierw w święto Wniebowzięcia NMP paralotniarz zaplątał się swoim sprzętem w linię energetyczną, a w sobotę kolejny zginął tuż po starcie z lotniska w Gierałtowiczkach. Mieszkańcy regionu współczują i zastanawiają się, czy ktoś nad tym lataniem czuwa.

- Oczywiście, trzeba mieć ukończone kursy i wylatane godziny w powietrzu. Potem zdaje się egzamin - mówi Zenon Misiniec, który dopiero zaczyna swą przygodę z lotniarstwem i zapisał się na kurs pilotażu.

Lotnik, który zginął w wypadku jakieś 300 metrów od lotniska w Gierałtowiczkach, nie był nowicjuszem, miał 62 lata i wiele godzin spędził w powietrzu, a mimo to spadł z wysokości około 50 metrów i zabił się. - Często tu przyjeżdżał z Mysłowic, żeby polatać. To mogła być awaria sprzętu albo po prostu zasłabł - mówi Marek Nowakowski z lotniska w Gierałtowiczkach. Dodaje, że lotnisko działa od 2001 roku i to jedyna taka tragedia w jego historii, bo nikt tu nie lata na dziko.

Lotnisko ma obecnie pięć hangarów - pełno w nich sprzętu. Głównie ultralekkich samolotów i motolotni. Na jednej z takich maszyn, wyprodukowanych przez znaną ukraińską firmę Aeros, poleciał w swój ostatni lot pechowy pilot. Jak twierdzą motolotniarze, to sprzęt dobry i nie powinien zawieść. Spadł jednak na pole pełne dorodnej kukurydzy.

- Na razie nie wiemy, co tam się tak naprawdę wydarzyło. Sprawdzamy relacje świadków i badamy szczątki maszyny. Zleciliśmy także sekcję zwłok - mówi prokurator Jerzy Utrata z Prokuratury Rejonowej w Wadowicach. Osobne śledztwo prowadzi Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Więcej szczęścia miał pilot, który z powodu awarii silnika swojej paralotni z napędem próbował lądować awaryjnie w Jaroszowicach.

- Chciał wylądować w rzece, w korycie Skawy, bo wody tam prawie nie ma - mówi Jerzy Walczak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Wadowicach - Nie zauważył jednak, że w poprzek idą druty niskiego napięcia, i zaplątał się w nie - wyjaśnia strażak.
Temu lotnikowi na szczęście nic się nie stało. Zdołał sam wypiąć się z uprzęży. Tylko strażacy mieli kłopot, bo żeby zdjąć paralotnię, musieli postawić drabinę w korycie rzeki.

- Takie wycieczki nad Wadowice to nic szczególnego. Nasi lotnicy latają na paralotniach aż na Węgry - mówi Tamara Dudek ze szkoły latania w Międzybrodziu Żywieckim. Podkreśla, że awaryjne lądowania w rzece czy na drzewie są nawet zalecane podczas szkolenia. Nad latającymi na paralotniach, lotniach i motolotniach czuwa Urząd Lotnictwa Cywilnego.

- A statystycznie latanie na takim sprzęcie nie jest bardziej niebezpieczne niż jazda samochodem - mówi Piotr Kaczmarczyk, naczelnik Wydziału Analiz i Stastystyki Bezpieczeństwa Lotów Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

Skandaliczna obsługa kibiców - Wisła Kraków przeprasza - przeczytaj!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska