Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrowi siedzą w psychiatryku. Za karę są faszerowani lekami

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Piotr Wojtaszak, krakowski prawnik  uważany za mecenasa od spraw beznadziejnych. Specjalizuje się w sprawach karnych i rodzinnych.
Piotr Wojtaszak, krakowski prawnik uważany za mecenasa od spraw beznadziejnych. Specjalizuje się w sprawach karnych i rodzinnych. fot. Andrzej Banaś
Krakowski prawnik Piotr Wojtaszak odkrył, że za kratami oddziałów zamkniętych szpitali psychiatrycznych siedzą, po nawet dwadzieścia lat, zdrowi ludzie. Faszeruje się ich mocnymi lekami, karze za to, że składają skargi na personel, odmawia wychodzenia na dwór, co zagwarantowane mają więźniowie. Wegetują w beznadziei.

Reprezentuje Pan pacjentów, którzy całe lata spędzili na oddziałach detencyjnych, czyli zamkniętych, szpitali psychiatrycznych. Nietypowa specjalizacja.
Piotr Wojtaszak: W takich placówkach medycznych są wykonywane środki zabezpieczające, a to część szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Ja pokazuję jego słabości.

Jak wygląda codzienne życie osób, wobec których zdecydowano o przymusowym umieszczeniu w zakładzie psychiatrycznym?
Monotonia. Niezbyt wyszukane posiłki o tej samej godzinie. Wsad do kotła 4,50- 4,80 złotych za jeden dzień, ale są też i szpitale, gdzie stawka to 8 złotych. Można ironizować, że rozpieszczają one pacjentów.

Ale faszerują lekami...
I to nawet trzy razy dziennie. Są też przypadki, jak w sprawie mojego klienta Krystiana Brolla, celowego lekowania, czyli karnego podawania leków za brak subordynacji czy pisanie skarg na personel. Pan Krystian dostawał leki w końskich dawkach, często kilkanaście razy większych niż dopuszczalne. Po tych lekach tracił świadomość i kontakt z otoczeniem.

Zdarzają się akty agresji w oddziałach zamkniętych?
Tak, między pacjentami. Jedni są w fazie maniakalnej, inni depresyjnej i często ci pierwsi znęcają się nad tymi drugimi. To nie jest środowisko, które sprzyja wyleczeniu. Dochodzi do samookaleczeń, targnięć się na życie m.in. z powodu warunków, w jakich przebywają ci ludzie.

Personel może stosować środki przymusu bezpośredniego...
Może. Obezwładniają agresywnego pacjenta i zapinają w pasy.

Biją?
Nikt tego nie powie.

Wykorzystywanie seksualne na takim oddziale?
Rzadko się zdarza, bo środki psychoaktywne w dużej części minimalizują popęd seksualny i powodują stałą lub chwilową impotencję.

Takie szpitale mieszczą się przeważnie w starych budynkach.
Zgadza się. Wolno stojące obiekty, których stan techniczny jest fatalny. Obskurne toalety, odpadający tynk, zimno, kraty w oknach. W pomieszczeniach znajduje się po 20-25 chorych w jednym miejscu. W okresie zimowym w niektórych budynkach temperatura spada do 7-8 stopni Celsjusza.

Są przepustki.
Teoretycznie są, ale w praktyce rzadko stosowane, na pewno rzadziej niż w zakładach karnych. Prawie nie ma spacerów. Wszyscy moi klienci narzekali na to, że mieli takie okresy w szpitalu, że nie mogli przez 4-5 miesięcy wychodzić poza swój oddział, nawet na spacerniak. Osadzeni w zakładach karnych mogą wychodzić raz dziennie po godzinie, a osoby chore powinny to robić częściej, by się dotlenić, by to wpłynęło pozytywnie na stan zdrowia. Tak nie jest.

W więzieniu każdy wie, kiedy kończy mu się kara. Może odliczać dni do wolności. A jak jest tutaj?
W szpitalu pacjent nie ma takiego ostatecznego terminu zakończenia pobytu. Koniec jest wtedy, gdy wpływa do szpitala postanowienie sądu o uchyleniu środka zabezpieczającego. Wtedy człowiek wychodzi. Nikt jednak nie wie, kiedy taki dokument trafi do placówki.

Wszystko zaczyna się od opinii lekarzy, że człowiek jest niepoczytalny...
Nie. Zaczyna się od popełnienia czynu zabronionego. Jest wielu chorych psychicznie, którzy chodzą po ulicach, ale dopóki nie wejdą w konflikt z prawem, nie mogą być umieszczeni na oddziale detencyjnym. W nim przebywają osoby, które popełniły czyn zabroniony w warunkach zniesionej poczytalności i trafiają tam w związku z orzeczeniem sądu karnego.

Członkowie rodziny zgłaszają, że im groziłem, przyjeżdża policja, zaczynają mnie badać, bo przyznałem się, że kiedyś miałem kontakt z psychiatrą. I nagle się może okazać, że zagrażam innym i trzeba mnie izolować?
Tak może być. Najgorsze, gdy ktoś miał kontakt z psychiatrą, bo wtedy ma już przyklejoną łatkę. Jeśli do tego dochodzi zamach na mienie lub osobę, to prokurator powołuje biegłych, którzy określają, czy ktoś jest zdrowy psychicznie, czy popełnił przestępstwo w warunkach zniesionej poczytalności.

Potem taka opinia lekarza rzutuje na cały pobyt pacjenta w szpitalu. Jest sprawdzana, zmieniana?
Za kilka dni mam w sądzie sprawę klienta, który w mojej ocenie od 12 lat jest błędnie diagnozowany. Zarzuca mu się, że ma urojenia dotyczące zdrad swojej żony, ale nikt tego nie weryfikował. Na rozprawie biegły na moje pytanie nie był w stanie odpowiedzieć, dlaczego wydał taką a nie inną opinię.

To znaczy, że lekarze kopiują opinie poprzedników lub swoje sprzed lat!?
To norma. Tam, gdzie pracują na komputerach, jeszcze łatwiej jest to zrobić. Europejski Trybunał Praw Człowieka w jednym z wyroków stwierdził, że zakazane jest takie kopiowanie opinii lekarskiej. Jej wydanie musi być poprzedzone osobistym badaniem pacjenta. Przy kopiowaniu opinii tego aktualnego badania po prostu nie ma.

Zastosowanie przez sąd pobytu w zamkniętym zakładzie może być bezzasadne?
Owszem, najczęściej wtedy, kiedy sąd rozpoznaje sprawę na posiedzeniu, a nie na rozprawie, nie przeprowadzając pełnego postępowania dowodowego, którego celem jest określenie sprawstwa danej osoby. Niestety, często wbrew przepisom Kodeksu postępowania karnego i pomimo że podejrzany nie przyznaje się do czynu na etapie postępowania przygotowawczego, sąd rozpoznaje ją w tym właśnie trybie bez udziału podejrzanego. W takim postępowaniu sąd opiera się jedynie na materiale dowodowym zgromadzonym przez prokuraturę. Sędzia wysyła podejrzanego do zamkniętego zakładu, mimo że nie jest on nawet oskarżony. Nie udowodniono mu winy, a mimo to płaci za to pozbawieniem wolności.

Sąd co 6 miesięcy decyduje o losie człowieka w takiej izolacji.
Lekarze na oddziale redagują okresową opinię sądowo-psychiatryczną i przesyłają ją do sądu, a on raz na pół roku musi rozpatrzyć, czy dalej stosować środek zabezpieczający, czy go uchylić.

Jest obowiązek wysłuchania pacjenta przed sądem?
Nie ma, ale sąd powinien to zrobić. Jeśli lekarze stwierdzą, że udział podejrzanego w toku postępowania sądowego jest niewskazany, to sąd nie jest zobligowany do doprowadzenia takiej osoby na rozprawę. To obrońca powinien dbać o interesy klienta.

Pacjenci, którzy żalą się na personel na oddziale, są gorzej traktowani?
Zdecydowanie tak. Jeden z moich klientów był szykanowany przez personel szpitala do tego stopnia, że to się przerodziło w dręczenie i torturowanie. Podawano mu leki, ale nie w celach leczniczych, bo bez medycznej podstawy do zmiany terapii. Krystian Broll przyjmował leki w dawkach po 300 miligramów, a dopuszczalna dla niego dawka wynosiła 25 miligramów! Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie takich praktyk w szpitalu w Rybniku. Brolla karano za niesubordynację, bo sprzeciwiał się personelowi i chciał mieć wgląd do własnej dokumentacji medycznej.

Elektrowstrząsy to chyba przeszłość?
Też się zdarzają. Mowa o podłączaniu elektrod z prądem do głowy pacjenta na około 10 minut. Jest to niezwykle inwazyjny zabieg. Jego skutki są porażające.

Ilu ludzi przebywa na takich oddziałach detencyjnych w Polsce?
Około 2200-2300 osób. W takich szpitalach jest około 120 łóżek z maksymalnym stopniem zabezpieczenia. Tam trafiają osoby, które stanowią bardzo poważne zagrożenie dla innych.

Ale Pana klienci znaleźli się tam z błahego powodu. Na przykład Stanisław Belski...
...spędził w takiej izolacji 8 lat. Za kradzież kawy wartej 327 złotych.

A Feliks Meszka?
11 lat w izolacji za groźby karalne.

Jan Kossakowski?
Aż 20 lat w odosobnieniu za usiłowanie podpalenia. W jego domu tliły się stare gazety i nie było żadnego pożaru, nikomu nic się nie stało i nie było szkody materialnej. Najgorsze, że osoby te stanęły pod zarzutami, które są zagrożone karą do 2-3 lat więzienia, a były w szpitalach, w zamknięciu, po kilkanaście lat. Gdyby sąd orzekał karę wobec osoby poczytalnej, to za taki czyn orzekałby karę z warunkowym zawieszeniem lub grzywnę, a nie karę pozbawienia wolności.

Większa wina jest po stronie lekarzy czy sądu?
Ona się rozkłada, ale zdecydowanie jej większy ciężar jest po stronie lekarzy. Sądy muszą wierzyć lekarzom, którzy formułują opinię. Ale zawsze jest możliwość powołania innych biegłych, gdy coś budzi wątpliwości.

To koszty, terminy, trochę zachodu...
To nic w porównaniu z tym, że się kogoś pozbawia wolności - podstawowej wartości zapisanej w konstytucji.

Podstawowy błąd to...
To jednak brak rzetelnej pracy ze strony lekarzy. Gdyby właściwie diagnozowali i poświęcali należną uwagę pacjentowi, to sądy miałyby mniej pracy. Często nie chce mi się wierzyć w to, co piszą lekarze. W jednej z opinii sugerowali umieszczenie osoby w szpitalu, bo na co dzień nie miała odpowiednich warunków bytowych. Chyba ktoś nie zrozumiał, że oddział detencyjny to nie schronisko, ale miejsce, gdzie daje się tabletki i zastrzyki, czasem nawet stosuje się elektrowstrząsy. W innej sprawie biegły na rozprawie twierdził, że jego zdaniem trzeba dalej trzymać osobę w szpitalu, bo... miała lęki, martwiła się, co z nią będzie, kiedy wyjdzie z niego po dwudziestu latach.

Często w opinii są superlatywy o pacjencie: spokojny, miły, uczynny, bezkonfliktowy, ale...
... a wnioski końcowe są skrajnie odmienne: „wnosimy o dalsze stosowanie środka zabezpieczającego z uwagi na możliwość popełnienia czynu sprzecznego z prawem”. Sąd ma 10 minut na rozpoznanie takiej sprawy, bierze akta, czyta wnioski końcowe, a reszty już nie, bo nie ma czasu.

W końcu człowiek wychodzi i...
Jak ma 25 lat i był przez rok niesłusznie pozbawiony wolności, to może sobie ułożyć życie. Ja mam przypadki, gdy ktoś był już na emeryturze i trafił do szpitala psychiatrycznego na 10 lat. Wychodzi i ma w rozsypce rodzinę, nie ma pracy, nie ma dokąd pójść. To dramat w wymiarze materialnym. Jan Kossakowski, kiedy trafił do szpitala, zostawił wyposażony dom. Teraz wrócił, a tam ruina bez okien, z dziurawym dachem.

Najpierw wyciągnięcie pacjenta ze szpitala, potem walka o zadośćuczynienie.
Ten etap jest tylko wtedy, gdy mam wiedzę, że doszło do nieprawidłowości na etapie postępowania w prokuraturze, w sądzie lub w postępowaniu wykonawczym.

Jakie są kwoty za krzywdę?
Kilkaset złotych, a nawet 10 tys. złotych za dzień takiej izolacji. Są orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które te kwestie porządkują.

Ma Pan porównanie, jak to jest w Europie?
We Włoszech nie ma szpitali psychiatrycznych i słyszałem, że zlikwidowano oddziały detencyjne, natomiast są ośrodki wsparcia psychiatrycznego. Takich molochów, jak szpitale w Polsce, nigdzie nie ma. Jesteśmy tu na końcu świata, nie widać tu żadnej reformy.

Zdrowi siedzieli w psychiatryku

Krystian Broll
Był budowniczym gliwickiej fabryki Opla,gdy trafił na 8 lat do szpitala psychiatrycznego w Rybniku za groźby karalne.Musiał przyjmować silne leki psychotropowe. Teraz walczy o 14 mln zł zadośćuczynienia za krzywdę.

Stanisław Belski
58-latek spod Krakowa po kradzieży kawy spędził na oddziale zamkniętym 8 lat. Sąd orzekł, że cierpi na schizofrenię paranoidalną i istnieje prawdopodobieństwo, że popełni podobny czyn.

Jan Kossakowski
z podlubelskiej wsi w domu zaprószył ogień. Nic się nie stało, spłonęła paczka gazet. Wcześniej leczył się w związku z chorobą alkoholową, więc został uznany za niepoczytalnego. W psychiatryku spędził 19 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska