Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witajcie w krainie nigdy-nigdy

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Na takie widoki można liczyć zwiedzając gruzińskie góry konno. Po lewej nasz hostel - baszta sprzed tysiąca lat
Na takie widoki można liczyć zwiedzając gruzińskie góry konno. Po lewej nasz hostel - baszta sprzed tysiąca lat fot. Maria Mazurek

W środku wrześniowej nocy budzą mnie dreszcze z zimna i paranoidalne myśli. To chyba pierwsze objawy hipotermii. Wypełzam z oszronionego namiotu. Moi towarzysze siedzą jeszcze przy ognisku (precyzyjniej: prawie siedzą w ognisku - każdemu jest zimno), a nasz gruziński przewodnik, najprawdziwszy dżygit o imieniu Dato, unosząc menażkę z podgrzanym białym winem (to najbardziej rozgrzewający napój, jaki nam po kilku dniach został) wznosi długie, patetyczne toasty. Za nas i za tych, którzy o nas myślą. Za to, żeby każdy, kto chce mieć dzieci, miał dzieci. Za dzielne konie i dusze zmarłych. W Gruzji wznoszenie toastów to prawdziwy rytuał.

Rozglądam się. Niebo jest bezchmurne, a księżyc oświetla otaczające nas góry (sami jesteśmy w dolinie na 2,5 tys. m) w taki sposób, że zdają się być jakąś przedziwną makietą.

W promieniu kilkunastu kilometrów, oprócz naszej kilkuosobowej ekipy, z dusz żywych znajdzie się co najwyżej paru pasterzy, setki owiec, konie, trochę wilków i niedźwiedzi. Witajcie w Chewsuretii, krainie nigdy-nigdy.

Georgian Maybe Time

Chewsuretię, górską krainę na Kaukazie (leży na północno-wschodnim krańcu Gruzji, granicząc z Czeczenią) przez wieki próbowały podbić wojska m.in. mongolskie i perskie, a nawet oddziały straszliwego Timura, który w XIV wieku po kolei rozprawiał się z niemal wszystkimi ludami Azji Środkowej.

Nie udało się nikomu. Z tymi górami (i pobudowanymi tu nawet kilkanaście wieków temu twierdzami) mogą poradzić sobie tylko sami Chewsurowie. Silni, wytrzymali, bezkompromisowi. Nie uznawali zwierzchnictwa nikogo - co najwyżej króla Kachetii, któremu czasem, schodząc z gór, pomagali uporać się z wrogiem.

W tej krainie zakochał się Jacek Jasiński, archeolog i architekt z Krakowa. Jeszcze kilka lat temu - pomijając miłość do gór i miłość do koni - prowadził miejskie życie. Biuro architektoniczne, trochę urlopu wykorzystywanego na podróże, poza tym ciepłe łóżko i wygodna łazienka. Jego życie zmieniło się, gdy po raz pierwszy zobaczył Chewsuretię. Rzucił pracę i zajął się organizacją rajdów konnych po tej krainie.

Kiedy Jacek odbiera naszą sześcioosobową grupę z lotniska, lojalnie uprzedza: „nie ma co mówić o planie wycieczki, bo plany zawsze ulegają zmianom. Nie wiadomo jakimi trasami i w jakich godzinach będziemy wędrować na dzielnych kaukaskich koniach. Tu, w Gruzji, obowiązuje wszak czas GMT - Georgian Maybe Time. Wszystko jest płynne i radzę płynąć razem z tym. Z pewnych rzeczy czeka was jedno: najpiękniejsze widoki na świecie.”

Wioska odcięta od świata

Z Kutaisi (tu latają z Polski tanie linie) kierujemy się na wschód, do Tbilisi. Z największego miasta Gruzji do Szatili, położonej na 1,5 tys. m stolicy Chewsuretii, mamy jeszcze 150 km, ale żeby pokonać tę trasę, potrzeba sześciu godzin. Droga staje się coraz bardziej górska: wąska, kręta, idąca zboczem gór. Przecina górskie potoki; raz nawet musimy przejechać pod niewielkim wodospadem. Jest sporo osób, u których sama podróż do Szatili mogłaby skończyć się zawałem serca.

To droga przejezdna tylko latem. W pozostałe osiem, dziewięć miesięcy w roku mieszkańcy Szatili - jest ich kilkudziesięciu, głównie zajmujących się hodowlą owiec i krów - są kompletnie odcięci od świata. Ale raz w miesiącu przylatuje tu śmigłowiec ze strażnikami granicznymi, którzy na zmianę pełnią dużury w tym miejscu. Grzecznościowo zabierają wtedy ze sobą jedzenie dla mieszkańców wioski.

Czeka na nas typowa gruzińska kolacja: gorące chaczapuri (placek z serem), bakłażany, sery, warzywa. Wszystko posypane kolendrą. Do tego czacza, gruziński samogon z wytłoków winogronowych (uważajcie na ten podstępny eliksir). Pierwszą noc spędzamy w baszcie, wybudowanej około X wieku.

I to by było na tyle luksusów. Potem będzie już tylko trudniej.

Dzielne psy i dzielne konie

Rano poznajemy dwóch Chewsurów, którzy wyruszą z nami w podróż konną: Dato (właściciel stada) i jego młodszego kuzyna Dito. Przydzielają nam wierzchowce - w stadzie są same „chłopaki”: ogiery i wałachy. Oprócz tego towarzyszą nam dwa psy, które dzielnie bronią nas przed czyhającymi na nas psami pasterskimi.

Pierwszego dnia rozbijamy obóz w dolinie oddalonej od Szatili o siedem godzin konnej wędrówki. To nasza baza, choć na ogół każdą z kilku nocy rajdu uczestnicy spędzają w innym miejscu. Tym razem jednak jesień przyszła wcześnie i niespodziewanie: grupa przed nami miała jeszcze upalną pogodę, a my zmagaliśmy się z wiatrem i przeszywającym chłodem, a w nocy - z przymrozkami. Ambitne plany mycia się w górskim potoku szlag trafił. Po kilku dniach wszyscy cuchniemy: końmi, ogniskiem i nami samymi. Posiłki, zawsze w dwóch wersjach - wegetariańskiej i mięsnej - przygotowujemy na rozpalanym przez Dato ognisku.

Za to widoków, które podziwiamy wędrując konno, nie da się opisać słowami. Tatry - mam nadzieję, że ich miłośnicy mi wybaczą - w zestawieniu z górami Kaukazu wydają się malutkie. Gdzie wzrokiem sięgnąć, - wszędzie ogromne przestrzenie, przecudnie wyrzeźbione szczyty i wzruszające do łez (dosłownie) widoki.

Konno w Gruzji

Żeby wybrać się w taką podróż nie trzeba dobrze jeździć konno (konie kaukaskie „radzą sobie same”, a tutejsze siodła, na bazie rosyjskiej kulbaki wojskowej, są bardzo wygodne). Ważniejsze jest, by nie mieć lęku wysokości oraz być przygotowanym na niedogodności życia na dziko w namiocie. Koszt tygodniowego rajdu to ok. 2,7 tys. zł plus bilet lotniczy (z Katowic lata Wizzair). Szczegóły można znaleźć na stronie Jacka Jasińskiego www.nomadiclife.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska