Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica szkoły, która ma moc zmieniania świata

Katarzyna Janiszewska
Jeśli mocną stroną dziecka jest inteligencja ruchowa, łatwiej zapamięta liczby skacząc. Może uczyć się dodawać i odejmować np. przeskakując po kolorowych figurach wymalowanych na podłodze
Jeśli mocną stroną dziecka jest inteligencja ruchowa, łatwiej zapamięta liczby skacząc. Może uczyć się dodawać i odejmować np. przeskakując po kolorowych figurach wymalowanych na podłodze Anna Kaczmarz / Polska Press
To nauczyciele są dla uczniów, nie odwrotnie. My po prostu podchodzimy do dziecka jak do człowieka. Mamy jeden cel: wychować ludzi kreatywnych, myślących, potrafiących współpracować, wrażliwych

Szkoła w podkrakowskich Konarach była przeznaczona do likwidacji.Jeszcze kilka lat temu. Dziś co chwilę ktoś dopytuje: a kiedy otworzy się nowa klasa? Jak tu zapisać dziecko?

Do szkoły ściągają wycieczki pedagogów z całej Polski, żeby się zainspirować, podpatrzeć, jak się pracuje z uczniami wykorzystując gardnerowską teorię inteligencji wielorakich. A dyrektorka Monika Zatorska, która wymyśliła, jak tę psychologiczną teorię przenieść na praktyczny szkolny grunt, chętnie otwiera drzwi i uchyla rąbka tajemnicy.

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to ławki. Ustawione w kształt podkowy, a nie jak w tradycyjnej szkolnej klasie jedna za drugą.

- Jak dzieci mają się nauczyć współpracować, kiedy siedzą odwrócone do siebie plecami? - pyta Monika Zatorska. - W praktyce poza kolegą z ławki w ogóle się nie znają. U nas na każdej lekcji dzieci losują miejsca i za każdym razem siedzą obok kogoś innego. Dzięki temu są śmiałe wobec siebie. To takie proste, a jakoś nikomu nie przychodzi do głowy…

Za to ona zawsze taka była: szła pod prąd, chciała robić wszystko inaczej. Innowacje pedagogiczne zaczęła wprowadzać już w latach 90. Nie opierała się na podręcznikach, ale na własnych pomysłach, intuicji. W klasach I-III uczy dzieci bez podziału na przedmioty, klasyczną ocenę zastępuje oceną opisową.

- Z jednej strony mówi się, że uczniów nie można porównywać, segregować na lepszych i gorszych - zauważa. - A czym innym jest stawianie ocen? Mówiąc: nic nie umiesz, dostajesz dwóję, niszczy się młodego człowieka, jego poczucie wartości. A przecież każdy jest zdolny, inteligentny, ma swoje mocne strony. Trzeba tylko zrozumieć, że nie ma dwóch uczniów zdolnych w ten sam sposób.

Pewnego dnia wpadła jej w ręce książka „Inteligencje wielorakie” Howarda Gardnera. Ze zdziwieniem zobaczyła, że to, o czym pisze profesor z Harvardu, ona już stosuje w swojej pracy pedagogicznej. Tyle tylko, że teraz zostało to poparte teorią naukową. Napisała do Gardnera: „Panie Profesorze, Pana teorie są niezwykle interesujące. Chciałabym uczyć według nich w mojej szkole. Mogę?” A on odpisał: „Nie ma sprawy. Dawaj mi tylko znać, jak ci idzie”.

Każdy ma swój wachlarz

Tradycyjna szkoła dzieli uczniów na dwa typy: takich, którzy mają umysł ścisły i takich, u których dominują zdolności humanistyczne. Tymczasem Gardner dowodzi, że obok inteligencji matematyczno-logicznej i językowej, istnieje jeszcze kilka innych typów: wizualno-przestrzenna, muzyczna, przyrodnicza, ruchowa, interpersonalna i intrapersonalna. Każdy człowiek ma w sobie wszystkie te typy, ale są one rozwinięte w różnym stopniu. Aby ocenić, jaki typ dominuje u danego człowieka, należy go obserwować w różnych sytuacjach życiowych.

W szkolnym korytarzu na ścianie wisi kolorowy wachlarz prezentujący poszczególne typy inteligencji. Każdy z uczniów ma własny wachlarz, określający jego mocne strony. U każdego ramiona i kolory rozkładają się inaczej. - Zaledwie 20 proc. uczniów ma najlepiej rozwiniętą inteligencję matematyczną i językową, czyli taką, jaką szkoły cenią najbardziej - mówi dyrektorka. - Reszta, czyli 80 proc. ma pod górkę i na lekcji się nudzi. W ogóle nie korzysta z zajęć, bo potrzebuje innych metod pracy niż te, które są im proponowane.

W Konarach sposób nauczania jest dostosowany do ucznia. Jeśli dziecko ma rozwiniętą inteligencję plastyczną, zamiast opowiadać treść książki, może zrobić plakat. Jeśli jego mocną stroną jest inteligencja ruchowa, łatwiej zapamięta liczby skacząc. Może być na przykład pionkiem na planszy do gry i uczyć się dodawawać i odejmować przeskakując odpowiednią ilość oczek. Taka nauka angażuje wiele zmysłów naraz. Najbardziej liczy się inwencja dziecka, to, jaki ono ma pomysł.

Uczniowie robią dużo prezentacji, samodzielnie dochodzą do wiedzy, szukają jej w źródłach. Nie siedzą w ławkach, pracują w parach: nauczyciel stawia problem, a oni wspólnie wypracowują rozwiązanie. Dzięki temu dziecko nie czuje się odpytywane, nie wstydzi się, tylko po prostu dyskutuje z kolegą.

Czerwone i zielone

Ocena zawsze opatrzona jest komentarzem. Nauczyciel mówi uczniowi, co zrobił dobrze, co powinien poprawić i jak ma to zrobić. Dziecko ma też do dyspozycji kolorowe kółka. Jeśli podczas rozwiązywania zadania położy obok siebie czerwone, to znak dla nauczyciela, że nie radzi sobie z materiałem i potrzebuje pomocy. Nie musi podnosić ręki i przyznawać się przed całą klasą. Zielone kółko oznacza, że zadanie zostało zrobione.

Nie ma wyrywania do odpowiedzi ani tym bardziej stawiania pod tablicą.

- Nauczyciel losuje po kolei, kto ma odpowiadać, bo tu wszyscy chcieliby mówić - podkreśla Zatorska. - W każdej grupie są dzieci śmielsze, które lubią mówić i gaszą innych, tych mniej odważnych. U nas każdy ma równe szanse dojścia do głosu.

Szkoła w Konarach jest kameralna, ma 117 uczniów i 14 nauczycieli. Na korytarzach stoją pomoce naukowe, zabawki dla młodszych dzieci, stół do ping-ponga dla starszych. Przed szkołą jest boisko i świetnie wyposażony plac zabaw.

Lekcja zaczyna się od pytania. Na przykład: czy ptaki plują? (na tej podstawie można prześledzić układ pokarmowy ptaka), albo: po co rybom płetwy? (nauczycielka przyniosła w miednicy rybę z pracowni biologicznej). I od razu jest ciekawie.

- Dzieci muszą mieć poczucie, że wiedza przyda im się w konkretnym celu - mówi Małgorzata Boćko od nauczania początkowego. - Nauczysz się mnożyć, dzielić dodawać, odejmować, będziesz wiedzieć, jak rozplanować kieszonkowe. Poznasz alfabet i możesz napisać list do św. Mikołaja. Uczniowie uwielbiają sami przygotowywać lekcje. Wymyślają zagadki, rebusy. Nawet słabszy uczeń przez chwilę może być ekspertem w dziedzinie, która go interesuje.

Na polskim przez pierwsze pięć minut lekcji mają czytanie na dywanie i pisanie na ścianie. Na matematyce na każdej lekcji są kartkówki. Z których bardzo się cieszą.

Jak jest temat o krajach śródziemnomorskich, to przynoszą regionalne owoce i częstują się nawzajem. Są gry terenowe na różne tematy. Dzieci maja zagadkę do rozwiązania, jak detektywi, oczekują na wynik tego „dochodzenia”.

I historia staje się czymś pasjonującym. 11 listopada chodzili po Krakowie i dowiadywali sie, jak żyli ludzie w czasie I wojny światowej. Musieli zabandażować rękę rannemu żołnierzowi (kurs I pomocy).

W noc czytelniczą (biletem wstępu było przeczytanie książki) grali w kalambury, zrobili ognisko, spali w szkole, a rano zjedli wspólne śniadanie.

Nie ma problemu zwolnień z wuefu, wszyscy ćwiczą. Biorą udział w zawodach: w unihokeja, piłce, siatkówce. I zdobywają nagrody.

Wakacje im się dłużą

Sąsiadki Marty Dziechciowskiej pukały się w głowę: ty jesteś jakaś nienormalna - mówiły - chce ci się tak dziecko wozić, jak masz szkołę pod domem? I rzeczywiście. Gdyby posłała Victorię do szkoły w Mogilanach, mogłyby sobie w czasie lekcji machać przez okno. Ale ona dzień w dzień wsiada w auto i wiezie córkę do Konar.

- W życiu nie brałam tej szkoły pod uwagę - przyznaje. - Słyszałam na jej temat same negatywne opinie. Aż tu pojawia się nowa pani dyrektor i wszystko się zmienia. Usłyszałam o metodzie, którą uczy, poczytałam, na czym to polega. I już wiedziałam, że tam córkę poślę. Victoria uwielbia szkołę, jak jest chora i nie może iść, jest zrozpaczona, wakacje się jej dłużą. Nie boi się szkoły. Bo jest tam przyjazna atmosfera. Nawet słabsi uczniowie są chwaleni, docenia się ich postępy. Dla dziecka najważniejsze są te pierwsze lata, kiedy wchodzi w nowy świat, z rodziny do szkoły. Jeśli wtedy nabędzie pewności siebie, to później da sobie radę.

Szkoła z mocą zmieniania świata (taki tytuł niedawno otrzymała) już zmieniła lokalną społeczność i rodziców: zintegrowała ich. Wszyscy angażują się w szkolne przedsięwzięcia.

W szkole działa teatr rodziców: gospodyni domowa, lekarz, biznesmen piszą scenariusze, robią próby, wystawiają sztuki. Ostatnio wystawiali jasełka. Między scenami dorosłych wchodziły dzieci. Ale nie wiedziały, co przygotowali rodzice.

Było przy tym mnóstwo śmiechu. Kopciuszka w nowoczesnej wersji trzy razy musieli wystawiać, bo tak się wszystkim podobało.

- A jakie były kłótnie o scenariusz! - śmieje się pani dyrektor. - Zupełnie na serio. Jakby to była sprawa życia i śmierci.

Ktoś naprawi cieknący kran i już nie trzeba prosić o pomoc w gminie. Ktoś inny ma firmę i podzieli się papierem, a jeszcze ktoś inny pomoże z pracownią komputerową. Przy budowie placu zabaw pomagali strażacy. Jak zakładali ogród, to też wspólnymi siłami. Ciocia jednego z uczniów zrobiła projekt. Ogrodnik sprzedał rośliny z niską marżą. Przyszedł, kto mógł, żeby pomóc: nauczyciele, uczniowie, rodzice. Pracowali cały dzień. A na koniec zajadali się bigosem, który przygotowała szkolna kuchnia.

- Niczego bym sama nie zrobiła. Ludziom trzeba dawać kredyt zaufania, bo tylko w ten sposób pokażą swoją kreatywność. Gdy zaczynałam, słyszałam od nauczycielek z wieloletnim stażem: na to właśnie czekałam, aż ktoś pozwoli mi działać, da wolną rękę.

Boćko, 28 lat stażu pracy: Zawsze starałam się być dobrą nauczycielką. Ale metody zaproponowane przez panią dyrektor zmieniły moje podejście do uczniów, otworzyły oczy na nowe możliwości. To, żeby pracować z dzieckiem wykorzystując jego mocne strony to strzał w dziesiątkę. Na tym trzeba budować jego dobrą samoocenę. Dobierając metody nauczania tak, by każde dziecko się nauczyło.

Zatorska jest w Konarach od czterech lat. Wcześniej pracowała w szkole w Wieliczce. Przez długi czas była też doradcą metodycznym.- Wystartowałam w konkursie, bo akurat zwolniło się miejsce, poprzednia pani dyrektor odeszła na emeryturę - opowiada. - Wcześniej przyjechałam obejrzeć sobie szkołę. Od razu mi się spodobała. Zobaczyłam uśmiechniętą panią woźną, taką babcię z sercem na dłoni. I pomyślałam, że tu właśnie chcę pracować.

Danuta Suder, to dobry duch szkoły. O wszystkich dba, troszczy się, częstuje uczniów warzywami, owocami, zachęca: zjedz jabłuszko, ja ci obiorę, a może drożdżóweczkę? Dzieci ją uwielbiają, te młodsze chcą się przytulać, wdrapują się na kolana.

- Na przerwach to i owszem, jest hałas, ruch, ale ja to lubię. 37 lat pracuję w szkole. W domu bym nie wysiedziała. Idę do pracy bo chcę, a nie, bo muszę. Panuje wspólnota, po uroczystościach wszyscy razem znoszą ławki. Nikt się nie miga. Dzieciaki są super, szanują porządek, mówią: może pani pomóc, odkurzyć?

Na tablicy przy drzwiach wisi rozpiska: kto kiedy ma dyżury. Przed lekcjami dziewczynki ze starszych klas odbierają maluchy od rodziców, prowadzą do szatni, pomagają się rozebrać, zanieść do klasy ciężki tornister. Nie ma sztucznych podziałów na duże i małe dzieci, nie ma osobnych wejść, szatni. Jest jak w rodzinie: starsi opiekują się młodszymi.

Gdy zapytać uczniów, czym różni się ta szkoła od innych, powiedzą:

Z nauczycielami można normalnie porozmawiać. A w poprzedniej szkole trzeba było cały czas siedzieć cicho w ławce i słuchać. Terror. Tu nauczyciele słuchają, co mamy do powiedzenia.

W innych szkołach nauczyciele są spięci, nerwowi, rozkrzyczani. A tu są mili. Tam prezentacje, praca w parach to była rzadkość. Tutaj to codzienność.

W innych szkołach do dyrektora idzie się za karę. W Konarach taka groźba to dobry żart.

Tutaj nauczyciele słuchają, co mamy do powiedzenia. A w innych szkołach są spięci, rozkrzyczani, nerwowi

- Nie wyobrażam sobie takich relacji z uczniami - mówi Zatorska. - Dlaczego ja miałabym wyznaczać jakieś kary? Nie na tym polega moja rola. Ja tu jestem na służbie. To szkoła i nauczyciele są dla uczniów, a nie odwrotnie. To nie jest kwestia tego, że staramy się dziecka nie stresować. My po prostu podchodzimy do niego jak do człowieka. Jeden tata powiedział, że w innych szkołach traktuje się uczniów jak pruskie wojsko: nauczyciel podaje wiedzę, uczeń ma ją przyswoić. Bez dyskusji. Po co tak? Czy nie lepiej mieć w klasie dobrą atmosferę? Przecież mamy wspólny cel: wychować ludzi myślących, kreatywnych, potrafiących współpracować, wrażliwych na innych.

Głupi nie jestem

Jeden z byłych uczniów usłyszał od nauczyciela w liceum, że jest głupi. Opowiedział o tym w Konarach. No i co? - dopytywała zatroskana pani dyrektor. - No nic. Przecież wiem, że nie jestem.

- I to było piękne - cieszy się Zatorska. - Wiem, że te dzieci coś od nas wynoszą.

Sama też nie ma najlepszych doświadczeń ze szkoły. Ale to nie dlatego - zapewnia z uśmiechem - postanowiła zmienić polską edukację. Robi to nie tylko reformując nauczanie w Konarach. Ale również pisząc podręczniki dla nauczycieli. Z tym, że podręcznik to jedno, a i tak wszystko zależy od nauczyciela. W jednej z jej książek jest doświadczenie z jabłkiem. Fajne, proste do realizacji, bo chyba nie ma nic prostszego, niż przynieść na lekcję jabłko.

Do Zatorskiej zadzwoniła przyjaciółka: moja wnuczka wróciła ze szkoły i opowiada, że na lekcji robili doświadczenie z jabłkiem. Pytam: tak? A skąd miałaś jabłko? No nie miałam - odpowiada - pani kazała nam sobie wyobrazić...

Monika Zatorska
Dyrektorka pierwszej w Polsce szkoły gardnerowskiej. Ukończyła studia z zakresu pedagogiki na UJ. Przez wiele lat była doradcą metodycznym wczesnej edukacji. Autorka programów nauczania (za program „Wielointeligentne odkrywanie świata” otrzymała II nagrodę w ogólnopolskim konkursie Ministra Edukacji w 2012 r.), innowacji pedagogicznych, publikacji metodycznych, książek dla nauczycieli i rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska