Profesjonalista światowej klasy z LIGI LEGEND

Czytaj dalej
Fot. Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Artur Bogacki

Profesjonalista światowej klasy z LIGI LEGEND

Artur Bogacki

21-letni Marcin „Jankos” Jankowski to jedyny polski e-sportowiec w światowej elicie gry League of Legends. Wystąpi na zawodach Intel Extreme Masters w Katowicach, które startują w sobotę

Pamięta Pan pierwszą grę komputerową, która Pana bardziej wciągnęła?

Warcraft III. Tam dostrzegłem przebłyski tego, że mogę się stać graczem. To jednak nie było jakieś poważniejsze, profesjonalne granie. Byłem bardzo młody, zainteresowałem się tym około 2003-2004 roku.

Zaczęło się od tego, że mój tata bardzo dużo grał w Warcrafta. Kampanie wciągnęły mnie na tyle, że pokazałem je kolegom. Oni też się zainteresowali.

Gdy chodziliśmy grać w piłkę, to wymienialiśmy się spostrzeżeniami co do niektórych misji. Na dłużej pochłonęło mnie to, jak miałem 12-13 lat, grałem po 2-3 godziny dziennie, dla przyjemności.

Kiedy uznał Pan, że kariera profesjonalnego gracza komputerowego to jest coś, na czym można oprzeć swoje życie?

Mniej więcej 6-7 lat później, jak miałem 18-19 lat. Od około 16. roku życia gram w Ligę Legend (w skrócie LoL - przyp.).

Intel Extreme Masters - Katowice, 2016
archiwum Marcin „Jankos” Jankowski w przerwie zawodów

Dopiero przy niej zauważyłem, że jest coś takiego jak e-sport. Gdy usłyszałem o lidze LCS (League Championship Series - przyp.), która wystartowała po raz pierwszy w 2013 roku, dostrzegłem, że to może być ciekawe zajęcie. Ci ludzie jeżdżą po różnych krajach, zarabiają niemałe pieniądze.

Mniej więcej w grudniu 2013 roku podjąłem decyzję, że chcę zostać profesjonalnym graczem, gdy razem ze swoją starą drużyną KMT (Kiedyś Miałem Team - przyp.) wygraliśmy kwalifikacje do tej prestiżowej ligi, najwyższej w Europie.

Zdecydowałem się opuścić szkołę średnią i zostać profesjonalnym graczem dopiero wtedy, gdy miałem pewne miejsce w lidze i pewne pieniądze. Wcześniej skupiałem się na szkole. Uczniem byłem dość przeciętnym, ale nigdy nie miałem problemów z nauką.

Jak rodzina przyjęła decyzję o rzuceniu szkoły dla e-sportu?

Oczywiście na początku wszyscy byli sceptycznie nastawieni, bo nie wiedzieli tak naprawdę, czym jest e-sport. W Polsce to w miarę młode zajęcie. Gdy powiedziałem trzy lata temu mojej mamie, że chcę zostać profesjonalnym graczem komputerowym, więc od teraz będę mieszkał za granicą przez praktycznie 8-9 miesięcy w roku i będę zajmował się graniem, to była w szoku.

Nie zgadzała się, gdyż nie wiedziała dokładnie, jak wygląda e-sport. Musiałem o tym rozmawiać z rodziną. Siostra i tata łatwo przyjęli to do wiadomości, widzieli, że mam zapał i że w tym, co lubię robić, mam szansę coś osiągnąć. Mamę musiałem dłużej przekonywać, po jakimś czasie się zgodziła.

Trzeba było pokonać stereotyp, który panuje w naszym społeczeństwie, że gry komputerowe to ślęczenie przed ekranem po nocach.

Tak, dokładnie. Wydaje mi się jednak, że ten stereotyp powoli mija. Niemniej uważam, że na obecną chwilę e-sport nie jest czymś, czym 12-13-letnie dzieci powinny się zajmować.

Gdy powiedziałem trzy lata temu mojej mamie, że chcę zostać profesjonalnym graczem komputerowym, więc od teraz będę mieszkał za granicą przez praktycznie 8-9 miesięcy w roku i będę zajmował się graniem, to była w szoku

Oczywiście, mogą o tym marzyć, ale powinny się skupić na nauce. Żeby zaistnieć w e-sporcie, nie wystarczy być supergraczem, trzeba też mieć szczęście. A w Polsce nie jest to jeszcze na takim stopniu rozwoju. Z roku na rok branża na świecie kolosalnie się rozwija, teraz są naprawdę duże pieniądze.

To nic tak strasznego, jak część ludzi uważa. Niektórzy myślą, że na komputerze grają tylko ludzie grubi, z pryszczami na twarzy, nic z tego nie mają i są skończeni w życiu. To stereotypy, które nie mają nic wspólnego z prawdą.

Zajmują się tym ludzie młodzi, którzy dbają o formę fizyczną, robią to, co lubią, a do tego zarabiają przyzwoite pieniądze i widzą w tym swoją przyszłość.

O co chodzi w League of Legends?

W skrócie - to gra strategiczna (osadzona w świecie fantasy - przyp.), w której kontrolujesz jedną postać, do tego w drużynie są cztery inne osoby (Jankowski gra w brytyjskim teamie H2K - przyp).

W grze wyróżniamy górną aleję, środkową i dolną. Do tego jest las, czyli dżungla. Ja jestem dżunglerem, pomagam wszystkim na alejach. Moja postać może zajmować się różnymi rzeczami, walką. Celem jest zniszczenie nexusa przeciwnika, jego głównej bazy.

Za zabicie różnych stworków, minionów, zdobywa się złoto i doświadczenie, dzięki którym można kupować przedmioty i uczyć się nowych umiejętności. Są różne inne cele na mapie, które mogą ułatwić wykonanie głównego zadania. Jeśli drużyny nie popełniają błędów, to rozgrywka potrafi trwać przeciętnie około 35 minut. A są i takie, które dochodzą do godziny.

Czym League of Legends jest dla Pana? Wyobraża Pan sobie życie bez niej?

To dla mnie gra, w której jestem na tyle dobry, że mogę na niej zarabiać. Czemu nie wykorzystać mojego talentu? Teraz dla mnie to pasja, sposób na życie. Nie jest to jednak coś, czego nie mógłbym zostawić.

Gdybym dostał lepszy kontrakt, albo nawet podobny, a coś bardziej by mnie zainteresowało, to prawdopodobnie nie miałbym problemu, by zostawić Ligę Legend i zająć się czymś innym. Mam inne opcje, zwłaszcza streamowanie.

To pokazywanie swojego grania w internecie, jest bardzo popularne. Można mieć z tego niemałe pieniądze. Najlepsi streamerzy pewnie zarabiają więcej niż najlepsi e-sportowcy. Mógłbym zostać trenerem e-sportu czy nawet wrócić do szkoły.

Intel Extreme Masters - Katowice, 2016
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press Intel Extreme Masters - Katowice, 2016

Aczkolwiek uważam, że byłoby to marnowanie mojego potencjału. Poza tym nie wiem, czy w wieku 21 lat mógłbym jeszcze chodzić do dziennej szkoły. A naukę wieczorową czy weekendową byłym w stanie pogodzić np. ze streamowaniem. Gdy jesteś profesjonalnym graczem, nie masz czasu na naukę.

Jakie trzeba mieć atuty, może typ osobowości, żeby zostać profesjonalnym graczem i osiągnąć sukces?

Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno musisz mieć zapał do gry. Przeciętny człowiek, jeśli przegrywa, to nie przejmuje się, bo dla niego to tylko zabawa. Profesjonalny gracz jest tym zdenerwowany.

Chce się poprawić, zastanawia się, dlaczego przegrał. A trzeba poświęcić rok, dwa, żeby wspiąć się w rankingu i by ktoś zaproponował dobry kontrakt. Jeśli chodzi o osobowość, to w e-sporcie są naprawdę różni ludzie. Liczy się przede wszystkim zapał, to, ile potrafisz poświęcić.

Rynek e-sportu dynamicznie się rozwija, szacowany jest na setki milionów dolarów. Jest duże zainteresowanie poważnych firm, które widzą w tym dobrą formę promocji. Jak wy to odbieracie?

E-sport jest bardzo popularny w Korei Południowej, i to już od 10-15 lat. Tam największe firmy sponsorują graczy, na przykład Samsung, który ma swoją drużynę LoL-a. Inne duże i znane marki zaczynają inwestować w e-sport.

Coraz więcej młodych ludzi bardziej interesuje się tym, jak klika „Faker”, niż jak piłkę kopie Lewandowski

Dlaczego? Bo coraz więcej młodych ludzi, ale też tych trochę starszych, ogląda te mecze, kibicuje swoim drużynom. Duże marki czują zysk, pompują w to pieniądze. Pensja, która obowiązywała w e-sporcie jakieś trzy-cztery lata temu, była dużo mniejsza niż teraz. Nie podam dokładnych kwot, ale dla porównania - wtedy zarabiało się przeciętnie dwa-trzy razy mniej.

Czy Polacy liczą się na światowej scenie e-sportu?

Są u nas talenty. W LoL-u jestem jedynym Polakiem w lidze LCS. Ale mamy bardzo dużo osób, które grają w ligach amatorskich. W Challenger Series można zarobić powyżej średniej krajowej.

W Counter Strike’u mamy jedną z najlepszych drużyn na świecie (Virtus.pro - przyp.), a ta gra jest bardziej popularna u nas niż LoL.

W League of Legends jest Pan jedną ze światowych wręcz gwiazd. Jak sobie Pan z tym radzi?

Szczerze mówiąc, to nie jest tak odczuwalne na co dzień. Oczywiście, gdy pojawiam się na turniejach i ludzie proszą o autografy, czy wykrzykują moje imię, to jest to bardzo fajne uczucie.

Nie powiedziałbym, że jestem supersławny i muszę sobie jakoś z tym radzić, bo to nie jest żadne brzemię.

Ale od fanek trzeba się opędzać?

Faktycznie, mam dużo fanek (śmiech). Powiedzmy jednak, że na tę chwilę poświęcam czas głównie na rozwijanie kariery, bardziej interesuję się zarabianiem pieniędzy.

Z tych zarobków jest Pan zadowolony? Jest kontrakt w teamie H2K, są premie za zwycięstwa w turniejach.

Ogólnie z zarobków jestem zadowolony. Bo robię to, co lubię i byłem w stanie trochę odłożyć. Na pewno w tym momencie jestem szczęśliwym człowiekiem.

Hitem końcówki ubiegłego roku była informacja o nowym kontrakcie dla Koreańczyka Lee Sang-hyeoka, znanego jako „Faker”. Za pozostanie w teamie SK Telecom T1 miał ponoć dostać 2,5 miliona dolarów rocznej pensji. Mogą to być aż takie pieniądze?

Rozmawiałem z nim, ale nigdy nie pytałem go o pieniądze. Czy taka kwota jest możliwa? Tak. Dla mnie to nie byłoby zaskoczeniem.

„Faker” jest najbardziej rozpoznawalnym graczem Ligi Legend na całym świecie, potrójnym mistrzem świata, wygrał już ponad milion dolarów. A team, w którym jest od kilku lat, sponsoruje duża firma.

„Faker” w Korei jest pewnie taką gwiazdą, jak w Polsce piłkarz Robert Lewandowski.

Trudno to porównać. Tam to narodowy sport, nie to co u nas. Pewnie „Faker” nie zarabia tyle co Lewandowski, ale jest tam naprawdę bardzo popularny.

W Polsce profesjonalni gracze komputerowi, powiedzmy za 10-15 lat, też będą celebrytami?

Już teraz niektóre osoby, jak „Izak” (Piotr Skowyrski - przyp. red.) czy „pashaBiceps” (Jarosław Jarząbkowski) są rozpoznawalne, występują w reklamach. Wydaje mi się, że e-sport będzie się rozwijał. Z tego, co słyszałem, w USA w e-sport ma wejść dużo wielkich firm, ale ciężko ocenić, jak będzie w Europie, która jest trochę z tyłu.

Ja bardzo się cieszę, że jestem e-sportowcem. Rano budzę się z uśmiechem na ustach i codziennie staram się być lepszy w tym, co robię

Myślę jednak, że za te 10-15 lat pieniądze będą dużo większe i ludzie, którzy się tym zajmują, będą bardziej rozpoznawalni. Ci, którzy teraz mają kilkanaście lat i się tym interesują, będą wtedy wiedzieć, jak wygląda e-sport, ile można zarobić, ile czasu na to trzeba poświęcić. E-sport będzie z roku na rok coraz bardziej popularny.

Nie sądzę jednak, by przebił u nas zainteresowaniem tradycyjny sport. Bo to kompletnie coś innego. Niemniej wydaje mi się, że coraz więcej młodych ludzi bardziej interesuje się tym, jak klika „Faker” czy „pashaBiceps”, niż jak piłkę kopie Lewandowski.

Biorąc pod uwagę medialne ujęcie, to między e-sportem i tradycyjnym sportem nie ma chyba większych różnic. U was też jest komentator, są dziennikarze specjalizujący się w tym, tłumy fanów, relacje na żywo. Może za jakiś czas będzie znak równości?

Może kiedyś, za sto lat, e-sport wyprze sport. W ciągu kilkunastu lat to się nie stanie. Choć z drugiej strony, jest coraz więcej powiązań. Kluby sportowe, piłkarskie Schalke czy PSG, a w Ameryce kluby NBA, inwestują w e-sport, mają swoje drużyny.

Szukając dalszych analogii, dzień gracza e-sportu jest chyba podobny do dnia innego zawodowego sportowca. Też jest trening, rozpracowanie przeciwnika itp.?

Przeciętny dzień gracza League of Legends wygląda tak. Żyjemy w gaming housach, które zazwyczaj nie są w naszych rodzinnych miastach, nawet nie w krajach, bo rozgrywki Ligi są w jednym mieście co tydzień.

Intel Extreme Masters - Katowice, 2016
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press Intel Extreme Masters - Katowice, 2016

Na przykład liga europejska jest w Berlinie, więc teraz tu mieszkamy przez dziewięć miesięcy w roku. Wstajemy około godziny 10-11, jemy szybkie śniadanie, idziemy na siłownię. Tam każdy robi to, co chce. Ja ostatnio zajmuję się bieganiem. Później prysznic, drugie śniadanie i chwila wolnego czasu.

Około 14.30 spotykamy się z trenerem, omawiamy, co chcemy ćwiczyć, jakie błędy popełniamy. Od 15 do około 22 zajmujemy się treningiem drużynowym, czyli sparingami z innymi zespołami. Jest oczywiście przerwa na jedzenie, odprężenie się, zazwyczaj między 18-19. Około 22 kończymy trening.

Później wieczór jest teoretycznie wolny. Ale przez to, że każdy chce być jak najlepszy, a w lidze z roku na roku jest coraz wyższy poziom, to bywa, że każdy po 22 jeszcze przez dwie-trzy godziny gra z ludźmi w internecie.

A gra daje jeszcze satysfakcję, czy traktuje to Pan już tylko jako obowiązek zawodowy?

To nadal jest przyjemność. Nie jest tak, że myślę sobie, o kurde, muszę wstać i iść do roboty, a po ośmiu godzinach mam to z głowy, mogę wrócić do domu i dopiero wtedy będę żyć.

Ja bardzo się cieszę, że jestem e-sportowcem. Rano budzę się z uśmiechem na ustach i codziennie staram się być lepszy w tym, co robię.

Artur Bogacki


Puchar Świata i mecz klasy okręgowej


Piszę o sporcie MAŁYM i dużym. Relacje, zdjęcia, publicystyka, wywiady... W redakcjach „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej” zajmuję się różnymi dyscyplinami sportowymi. Przedstawiałam na naszych łamach zawodników znanych z telewizji i pierwszych stron gazet, jak i lokalnych bohaterów z dyscyplin mniej znanych lub wręcz... u nas nieznanych (jak np. zawody w... bieganiu po schodach, krykiet). Można mnie spotkać na Pucharze Świata w skokach narciarskich w Zakopanem (kilkanaście stopniu mrozu daje w kość), na meczach siatkarskiej reprezentacji (polska publiczność jest the best), jak i na spotkaniu w piłkarskiej klasie okręgowej (od Pilicy po Gorlice). Ciekawych tematów nigdzie nie brakuje.



Wielkie gwiazdy, niecodzienni bohaterowie


W ten sposób odkrywać można przyszłe gwiazdy i być świadkiem ważnych momentów w historii polskiego (i małopolskiego) sportu, poznawać ludzi o różnych, czasami niecodziennych, pasjach, niosących niesamowite historie. A to jest ogromną wartością w pracy dziennikarza. Pisałem o dwukrotnej medalistce olimpijskiej w wioślarstwie Marii Springwald (obecnie Sajdak), gdy jeszcze była juniorką. Przedstawiłem na naszych łamach sylwetkę Tomasza Fornala, gdy w 2015 r. wrócił z mistrzostw świata kadetów, a kilka lat później potem błysnął w seniorskiej kadrze. Byłem na pierwszym oficjalnym meczu futbolu amerykańskiego w Krakowie, o tej dyscyplinie piszę do dziś...



Prawie 20 lat z "piórem" w ręku


Do „Dziennika Polskiego” (później połączonego z „Gazetą Krakowską”) trafiłem w grudniu 2003 roku, jest w nim do dziś. Zaczynałem jako stażysta, później byłem reporterem, fotografem, redaktorem, wydawcą. Nadal wolę przeczytać tekst w papierowym wydanie niż patrzeć w ekran wydania online... W wolnym czasie pochłaniam filmy sci-fi i horrory (uwielbiam te średnio- i niskobudżetowe), odkrywam szlaki turystyczne i zwiedzam zamki.


Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.