Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Spojrzeć Mrożkiem?

Jerzy Stuhr
Już dosyć dawno temu opowiadał Pan Czytelnikom, jak wielkie powodzenie mieli we Włoszech „Emigranci” Mrożka, których wystawiał Pan tam 10 lat temu. był to czas, gdy pierwsze łodzie z imigrantami - wtedy byli to Albańczycy - docierały na włoskie plaże. Jeszcze nikt nie wiedział, co z nimi zrobić. I tamta sztuka, niespodziewanie trafiła w odpowiedni czas. Czy teraz, wobec ogromu podobnego problemu, jakaś sztuka może jeszcze pomóc?

Jeśli pojawi się coś, co znowu trafi w czas? Często dzieje się przecież tak, że rzecz już istniejąca, napisana kiedyś, skojarzy się ze społecznym nastrojem… Tak było wtedy z „Emigrantami”. Dziś, niestety, nie ma już Mrożka, a co chwilę, w tym bardzo poważnym temacie znajdujemy coś, co tylko Mrożek mógłby artystycznie skomentować. Spójrzmy choćby tylko od naszej strony. Absurdalne w naszym kraju jest np. to, że gigantyczna kłótnia, czy przyjąć stu uchodźców, czy siedemdziesięciu, czy siedmiuset, czy siedem tysięcy - jest działaniem hipotetycznym. Bo nie ma u nas ani jednego uchodźcy i nikt nie chce się w naszym kraju zatrzymać. Więc o co my się właściwie kłócimy? Czy to nie jest „temat dla Mrożka”?

Wyobraźmy sobie taką sytuację, że oto mamy prawdziwego, jednego uchodźcę. Na początku był on wprawdzie w gigantycznej grupie, ale grupa nie spełniła wszystkich naszych warunków. Pokazujemy więc w takiej grupie cały proces informacji i drobiazgowego selekcjonowania i wreszcie jest taki, z całej masy wybrany… jeden, który wszystko ma jak należy: chrześcijanin, katolik, dom mu zburzono. Nazwisko mu sprawdziliśmy, powiązania zbadaliśmy. Nie jest terrorystą, robimy mu zdjęcie, przybijamy pieczątkę i otwieramy gościnne ramiona. A on na to: ale ja nie chcę. Ja chcę jechać do Niemiec. Ja nie chcę się tu zatrzymywać. I zaczyna się komedia: z naszej strony namawianie, kuszenie, warunki coraz lepsze, obiecanki coraz wyższe: „Ale przyjdźże pan, wszystko panu damy! Musimy pana mieć, to jest nasz punkt honoru, wszak musimy udowodnić Unii, że jednak jesteśmy otwarci na uchodźców! Itd. itp”.

Oczywiście, są teraz w Europie tak poważne problemy, że nie ma możliwości, żeby wszystko zamieniać na komedię. A z innej strony niż nasza i tak nie umiemy spojrzeć. Bardzo piękny czytałem nie tak dawno artykuł pani Róży Thun. Bardzo mi się pani Róża spodobała ze swoim ładem wewnętrznym i pewną literacką pomysłowością. Opisała jeden dzień brukselski. Przyjechała tam w przeddzień sesji, już rano. Najpierw dozorca, Arab - w domu, potem szofer w aucie. Arabowie byli przerażeni: co teraz z nami będzie? Sklepikarka, sprzątaczka w apartamencie - to wszystko są muzułmanie. Porządni, ciężko pracujący ludzie, którym ich współwyznawcy zrobili straszną krzywdę! Drobiazgowo opisała tragedię tych wszystkich ludzi i swoje współczucie dla nich. „Potem wieczorem wsiadłam w samolot - pisze - wzięłam do ręki gazetę i przeczytałam, że pani premier odmówiła przyjęcia uchodźców. A ja cały dzień byłam z uchodźcami”.

Bardzo to było piękne. Tylko trzeba się wznieść na pewien poziom. Żeby te rzeczy rozróżnić. I zauważyć. Nie tylko od własnego podwórka. Oczywiście, teraz jest nam trudniej, bo jeszcze się gdzieś snuje po Europie to nasze „europejskie nieporozumienie” wygłoszone oficjalnie w czasie pierwszej wizyty naszego rządu w Brukseli. Kłamstwo do dziś w Europie nie sprostowane, że my nie musimy przyjmować uchodźców, bo mamy już milion uchodźców z Ukrainy. Tylko że wysoki urzędnik z Ukrainy musiał temu zaprzeczyć i powiedzieć, jak sprawa wygląda. Że jest 950 tys. ludzi z Ukrainy w Polsce, ale oni tu pracują, nieraz od lat i za zezwoleniem polskich władz - a tylko jest dwóch Ukraińców, którzy poprosili w naszym kraju o azyl. To pewnie dlatego w Parlamencie Europejskim nie przejęli się ówczesnym rządowym raportem, myśląc, że mija się on z prawdą, jak oficjalne przemówienie. Trudno. Zawsze jesteśmy mądrzy po szkodzie.

A że literatura potrafi się kojarzyć? Taka już jej natura! Jak teraz grali „Króla Ubu”, można było to sprawdzić. Nie tylko w tym, że „rozdam ludziom sztabki złota, a potem podniosę podatki”. Ale że ten „groteskowy żart francuskiego gimnazjalisty”, napisany w 1888 roku, dzieje się „w Polsce, czyli nigdzie” i pokazuje kraj, w którym wciąż się coś kotłuje. Podejrzewam, że w mentalności ludzi z Zachodu ta „kotłowanina” to nasza natura.

NOTOWAŁA: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska