Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ministrantki są w USA, na zachodzie Europy, i u nas w Barwałdzie

Katarzyna Janiszewska
Ks. Krzysztof Rudzik, obecny proboszcz: - Kiedy tu przyszedłem, już taką tradycję zastałem - mówi. - W pierwszej chwili byłem zaskoczony. Ale ja tam nic przeciwko dziewczętom przy ołtarzu nie mam
Ks. Krzysztof Rudzik, obecny proboszcz: - Kiedy tu przyszedłem, już taką tradycję zastałem - mówi. - W pierwszej chwili byłem zaskoczony. Ale ja tam nic przeciwko dziewczętom przy ołtarzu nie mam Anna Kaczmarz / Polska Press
W polskich kościołach do mszy służą chłopcy. W Barwałdzie Górnym kolejni proboszczowie byli otwarci, więc pojawiły się ministrantki. Po latach chętnie na powrót założyły alby. - To były fajne czasy - mówią zgodnie

Pierwsza była Beata Handzel. Wtedy rezolutna, wygadana 9-latka, która właśnie szła do Pierwszej Komunii Świętej. Dziś tak samo wygadana jak dawniej, energiczna i uśmiechnięta, 37-letnia mama Kacperka.

- Ależ to były czasy - uśmiecha się do wspomnień. - Człowiek wszystko by dał, żeby do nich wrócić. Ksiądz Jan Dubiel namawiał nas: że dziewczynki przed ołtarzem, to będzie tak ładnie wyglądać. No to wychodziłyśmy na środek i śpiewałyśmy psalmy. Parę razy zdarzyły się pomyłki, koleżanki się wycofywały. A ja byłam twarda, pyskata, prowadziłam je wszystkie, żeby się nie pogubić. Ze dwa lata tak śpiewałam.

To było jeszcze wtedy, kiedy w Barwałdzie Górnym nie było pięknego, okazałego kościoła. A msze odprawiane były w stojącym na skrzyżowaniu dróg Domu Ludowym (zwanym przez tutejszych starym Ludowcem). Albo w kaplicy św. Rozalii, przy której często przystawał młody Karol Wojtyła, idąc ze swoim ojcem do Kalwarii Zebrzydowskiej.

Kaplica - zabytkowa, drewniana, w góralskim stylu - była jednak zbyt mała, by pomieścić wszystkich wiernych.

To było też wtedy, kiedy Barwałd był już podzielony na trzy osobne wsie, ale cały czas jeszcze parafia była jedna, wspólna dla wszystkich: w Barwałdzie Dolnym. Tam też większość mieszkańców chodziła na niedzielną mszę.

Beata najlepiej pamięta majówki. Trzy kilometry piechotą, dla dzieciaków kawał drogi, wyprawa na pół dnia, wśród wiosennych zieloności, przez łąki, pola, pagórki.

- Szliśmy wzdłuż torów, bo mama przestrzegała: krajem idźcie, krajem, nie po ulicy! - wspomina. - Wracało się pociągiem, albo ksiądz Dubiel zabierał nas autem. Chłopcy trochę nam dokuczali, trochę nas podszczypywali. A myśmy się cieszyły. Dużo się działo, jakżeśmy tak szli. Ale wszystkiego to nie mogę przecież opowiedzieć - śmieje się.

Jakoś też wtedy, na początku lat 80., ksiądz Dubiel zaczął myśleć o budowie kaplicy we wsi.

Z roku na rok coraz mniej mieszkańców Barwałdu Górnego uczęszczało do kościoła parafialnego. Powołano więc Społeczny Komitet Budowy, który miał zebrać pieniądze i materiały. System polityczny trochę prace blokował, szło dość opornie.

Ale ostatecznie z tego myślenia o kaplicy, przypadkiem zupełnie, w trakcie budowy wyszedł kościół.

I to mniej więcej w tym czasie dziewczynki ministrantki pojawiły się w parafii Miłosierdzia Bożego w Barwałdzie Górnym.

Taką tradycję zastałem

Poniedziałek, wczesne popołudnie. W zakrystii zamieszanie. Dziewczyny przebierają się w białe alby, które znalazły w szafie: te dla ministrantów mają z tyłu kaptur, te dla lektorów są ze stójką pod szyją.

- Czekaj, ty weź tę, bo jest krótsza, ja wezmę dłuższą - wymieniają się strojami. - O, a tu, przed lustrem, to zawsze przed mszą poprawiałam grzywkę, musowo. Czytanie się brało do zakrystii i się ćwiczyło, żeby się później przy ołtarzu nie pomylić. A pamiętacie panią Wilkową? Ciągle tylko było: cicho, nie gadać, bo was słychać w kościele - opowiadają jedna przez drugą. - I ksiądz też mówił, że jesteśmy paple niesamowite, że buzia się nam nie zamyka. Chłopców nie było słychać, bośmy ich zagłuszały.

Dziewczyny żartują, śmieją się, plotkują. Zupełnie tak samo jak za starych dobrych czasów.

- No, to na wieczorną mszę już ksiądz nie musi wołać ministrantów - cieszą się.

Ksiądz Krzysztof Rudzik, w parafii barwałdzkiej od czterech lat (trafił tu z bazyliki Mariackiej w Krakowie), patrzy na to co się właśnie dzieje w jego zakrystii z pobłażliwym uśmiechem.

- Kiedy tu przyszedłem, to taką tradycję zastałem - mówi. - Ale w pierwszej chwili, to przyznaję, byłem zaskoczony. Nie spotkałem się w innych parafiach z tym, żeby dziewczęta służyły do mszy. Słyszałem, że w innych krajach tak jest, w Stanach, w Europie Zachodniej. Ale nie u nas. Z tym, że ja nic przeciwko dziewczętom przy ołtarzu nie mam - deklaruje.

Kinga Szczechowicz: - Mnie to do dziś nie chcą wierzyć, jak mówię, że służyłam do mszy. Przyjezdni, księża z innych parafii, też zawsze robili wielkie oczy: jak to, dziewczyny ministrantki? Kto obcy, to się dziwił.

Beata: - Mamusia była bardzo zadowolona, motywowała mnie. Pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Nie ma takiego tematu, że jest niedziela, a ktoś nie idzie do kościoła.

- Mój dziadziuś to myślał, że zostanę zakonnicą - śmieje się Magdalena Brózda. - Taki był zadowolony, tak się cieszył, do dziś to wspomina. A ja bardzo chciałam służyć do mszy: stoisz przed ołtarzem, ludzie na ciebie patrzą. To było coś!

I dodaje: Najbardziej lubiłam msze ślubne, bo jest taki piękny Hymn o miłości.

Ty „idziesz z rękami”
Barwałd wiosną jest piękny, soczyście zielony. Drzewa dopiero co wypuściły młode listki, jest sielsko i rześko. Horyzont wypełniają pasma Beskidów, z Babią Górą. Przed wojną zjeżdżali tu letnicy z Krakowa i ze Śląska, by podziwiać te wspaniałe widoki i cieszyć się świeżym powietrzem. Domy w Barwałdzie rozrzucone są na pagórkach, opadających w dolinę potoku zwanego Kleczanką. Nie ma tu wielu gospodarstw rolnych, mieszkańcy trudnią się stolarstwem i produkcją obuwia.

Parafia jest niewielka - ma 1300 wiernych - ale bardzo zaradna. Kościół, który stoi dziś w środku wsi, a także plebanię, mieszkańcy postawili własnymi siłami. Fizycznymi i finansowymi.

- W zeszłym roku obchodziliśmy 20-lecie poświęcenia kościoła - mówi ks. Krzysztof. - Do tworzenia duszpasterstwa został oddelegowany z Barwałdu Dolnego ks. Dionizy Jedynak. To on kończył budowę kościoła.

I to właśnie za jego czasów nastąpił rozkwit dziewczyńskiej posługi przed ołtarzem.

- Tylu było ministrantów, że na mszy nie było gdzie siedzieć - opowiada Marta Wójtowicz. - Dziewczyn to było z 15. Wszystkie się biły o czytanie. A najbardziej w święta każda chciała czytać, jak było Triduum Paschalne albo Męka Pańska. Nawet kurs lektorski żeśmy zrobiły. I z winem się szło, jak było trzeba, „z rękami” - tak się mówiło: ty idziesz z rękami, a chodziło o znak pokoju. Chłopcy nam nie byli potrzebni.

Magda: Miałyśmy próby jak chodzić, kto kiedy czyta, która śpiewa. Żeby się nie pomylić. Ja raz źle kartkę przewróciłam i zaczęłam czytać nie to co trzeba. Tylko ślinę przełknęłam. Trudno. U siebie się było przecież, nie w obcej parafii.

- A ja dwa razy przeczytałam to samo wezwanie do modlitwy wiernych - przyznaje się Sylwia Szczechowicz. - Ale nikt tego chyba nie spostrzegł. Rodzice co niedzielę byli na naszej mszy, i gdy się któraś pomyliła: ja albo siostra, to wytykali nam później błędy.

Sabina Florek: - W Wielką Sobotę śpiewało się litanię. Do śpiewania to zawsze wypychałyśmy Kaśkę: Ty zacznij, ty zacznij. Bo miała porządny, donośny głos i zagłuszała wszystkie inne dziewczyny, a nam to pasowało. Prowadziłyśmy czuwanie w Wielki Piątek. Wyskakiwałyśmy tylko do sklepiku po drożdżówkę, i do kościoła. Na chwilę do domu coś zjeść i z powrotem przed ołtarz. Całą noc się czuwało. I nie było tak, że się nie chce. Bo miałyśmy fajną grupę, dziewczyny były zżyte z sobą.

- Andrzejki na plebanii były - wspomina Marta Wójtowicz. - I ognisko! Piekłyśmy prażonki. Choinkę z księdzem się ubierało. Na Świętego Mikołaja to zawsze ja byłam aniołkiem. A siostra to raz wygrała wycieczkę!

Mój dziadziuś to myślał, że zostanę zakonnicą. Taki był zadowolony, do dziś to wspomina. Ja się cieszyłam, że ludzie na mnie patrzą

Sabina: - Było tak. Ksiądz Dionizy wyjechał na urlop i ogłosił przed wyjazdem, że kto najwięcej będzie chodził do kościoła pod jego nieobecność, wygra wycieczkę. No i ja chodziłam codziennie. Pojechaliśmy, jeszcze z kilkoma osobami, na jeden dzień do Zakopanego. Byliśmy na Gęsiej Szyi i na Rusinowej Polanie.

Marta: - W wakacje na oazy się jeździło do Pcimia, do Bukowiny Tatrzańskiej. A pamiętacie, jak nam górale wodę zakręcili i musiałyśmy się przenosić do Kasinki? Ja miałam całe włosy w kremie, bo mnie dziewczyny wysmarowały i nie było jak zmyć! Super było!

- Ja też jeździłem na takie oazy do ośrodków grup apostolskich, może się nawet kiedyś spotkaliśmy? - włącza się ks. Krzysztof.

- Ale my księdza nie pamiętamy.

- Bo to było ze 20 kilo temu! - śmieje się, a dziewczyny razem z nim.

Papież pozwolił
Z dziewczynkami ministrantkami to jest tak: papież wyraził zgodę, by służyły przy ołtarzu. Niechętnie co prawda i trochę trwało, zanim się przekonał. Ale ostateczną decyzję pozostawił lokalnym biskupom. Stąd praktyka jest różna, w zależności od otwartości danego hierarchy.

W Barwałdzie przyzwolenie było. Więc siostra wciągała siostrę, koleżanka namówiła koleżankę. Lecz później było gimnazjum, szkoła średnia, coraz więcej obowiązków. Miłość, ślub, dzieci. I tak po kolei, po trosze się wykruszały.

Dziś dziewczynki mniej się garną do posługi przy ołtarzu.

Teraz Julka
- U nas roczniki w klasach są małe, nie ma komu kontynuować tradycji - tłumaczy ksiądz Krzysztof. - Chłopców ministrantów też jest mniej, niż kiedyś. Mamy taką jedną Juleczkę, przyszła do mnie i mówi, że chce służyć do mszy. Ja na to: Juleczko u nas dziewczynek nie ma. - Ale były - nie dawała za wygraną. Długo ją zwodziłem, bo myślę: taka jedna będzie, sama? No, ale bardzo chciała i rzeczywiście regularnie przychodzi, zaangażowała się.

- A ja to nawet mam do dziś zeszyty z pieśniami - przypomina sobie nagle Marta. - Gdy usypiam córeczkę, to jej śpiewam pieśni. Ona szybko zapamiętuje i końcówki psalmów ze mną śpiewa. Albo sprzątam sobie i pieśni nucę. Hmmm - wzdycha. - Ale wtedy to były fajne czasy.

***
Barwałd
Wieś położona jest u podnóży Beskidu Andrychowskiego. Nazwa miejscowości prawdopodobnie pochodzi z języka niemieckiego i oznacza Niedźwiedzi Las. Pierwsze wzmianki o osadzie pochodzą z 1381 r. W XVI w. nastąpił podział na Barwałd Górny, Średni i Dolny.

***

Parafia Miłosierdzia Bożego, Barwałd Górny
16 maja 1990 roku kardynał Franciszek Macharski dokonał uroczystego poświęcenia placu pod budowę światyni. W 1993 roku kościół był w stanie surowym. Dwa lata później został uroczyście poświęcony. W 1998 r. erygowano parafię.
***

Dziewczynki ministrantki
Dyskusja na ten temat zaczęła się już w latach siedemdziesiątych. Episkopaty Niemiec i Włoch jako pierwsze zaczęły przyjmować dziewczęta w poczet ministrantów. W 1980 roku Jan Paweł II zdecydowanie sprzeciwił się posłudze kobiet podczas mszy. Jednak z czasem zaczął zmieniać zdanie. W marcu 1994 roku Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wydała list do przewodniczących Konferencji Biskupów na temat posługi świeckich przy ołtarzu. Watykan pozwolił dziewczętom służyć do mszy, ale ostateczną decyzję w tej sprawie pozostawił lokalnym biskupom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska