Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Latający chłopak spod Tarnowa

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Mateusz Rękas podczas lotu
Mateusz Rękas podczas lotu fot. Facebook.com/mateusz.rekas.73
Mateusz Rękas z Mościckiego Klubu Balonowego już trzy razy startował w Pucharze Gordona Bennetta. W 2014 roku został najmłodszym uczestnikiem w jego historii. Ma na koncie aż trzy miejsca w pierwszej dziesiątce w zawodach.

Urodził się w Tarnowie 26 lat temu. Pierwszy lat odbył w wieku 6 lat ze swoim ojcem Krzysztofem, który wraz z Pawłem Orłowskim reaktywowali Mościcki Klub Balonowy. Od 2000 roku balonem lata też brat jego ojca Mirosław, a teraz do nich dołączył syn tego ostatniego, tegoroczny maturzysta Wojciech. Kilka lotów balonem odbyła mama Mateusza - Wioletta, na co dzień pracownica Biura Wystaw Artystycznych w Tarnowie i... pięknie śpiewająca kobieta.

Licencję pilota balonowego uzyskał w 2009 roku. W powietrzu w ok. 300 lotach spędził ok. 700 godzin. Połowę w balonach na ogrzane powietrze (zwykle godzinne loty) i połowę w balonach gazowych (loty trwają kilkadziesiąt godzin).

Większość zawodników lata w tych pierwszych.

Baloniarstwo to droga zabawa. Samo szkolenie, trwające nawet rok, to wydatek rzędu 20 tys. zł. Balon na ogrzane powietrze kosztuje 150-200 tys. zł, na gaz - 250-300 tys. zł. W Europie produkują je głównie Czesi, Niemcy i Anglicy (ponad dekadę temu przestała się tym zajmować firma w Lesznie - z uwagi na bardzo restrykcyjne normy techniczne i bezpieczeństwa, obowiązujące po wejściu do Unii Europejskiej).

Rękasowie zarabiają na życie - i latanie - realizując swoją pasję. Krzysztof jest mechanikiem lotniczym, właścicielem Zakładu Reklamy Powietrznej, jego syn prowadzi pikniki lotnicze, a przez ponad trzy lata pilotował balon na uwięzi, który jeszcze do niedawna znajdował się nad Wisłą w Krakowie.

Na ciepło bez ognia

W zawodach ekipę tworzą zwykle cztery osoby - dwie w balonie i dwie na ziemi (tzw. załoga pościgowa, która jedzie samochodem, przekazuje informacje i służy pomocą po wylądowaniu).

Dwuosobowy kosz ma wymiary ok. 150 na 120 cm. Wydaje się być w nim bardzo ciasno, ale... - To nasze naturalne środowisko w powietrzu, w którym spędzamy setki godzin - wyjaśnia Mateusz.

Co zabierają do kosza, nad którym wisi do tysiąca metrów sześciennych wybuchowego wodoru?

- Sprzęt to między innymi GPS z wgranymi mapami Europy, transponder, który pozwala kontrolerom ruchu na zlokalizowanie naszej pozycji, radio do kontaktu z nimi, telefon satelitarny do kontaktu z naszym sztabem meteorologicznym na ziemi, kombinezony i pianki, pozwalające na utrzymanie odpowiedniej temperatury, gdybyśmy lądowali w wodzie, oraz radiopławy, czyli nadajniki, lokalizujące nas w wodzie. Do jedzenia zabieramy między innymi czekolady, kiełbasy i specjalne racje żywnościowe używane przez amerykańską armię. Mamy woreczki ze specjalną substancją, które podgrzewają potrawę w opakowaniu, dzięki czemu, nie używając ognia, możemy zjeść coś na ciepło. Do picia mamy wodę i Red-Bull - zdradza tajniki kuchni Mateusz.

Zasada jest prosta - jak najwięcej balastu, jak najmniej innych rzeczy. Trzeba więc oszczędzać na wszystkim. Także na... wadze. W 2014 roku ważył 90 kg, ale dzięki odchudzaniu w Pucharze Gordona Bennetta zadebiutował będąc o 13 kg lżejszy.

Co dwie głowy...

Co się robi podczas lotu? Utrzymuje łączność z ziemi, śledzi poczynania rywali (z pomocą specjalnej strony internetowej), upuszcza wodór z czaszy balonu, wyrzuca balast (to sposoby sterowania balonem), reaguje na zmieniające się warunki (temperaturę, wiatr, prądy powietrzne itp.), szuka korytarzy powietrznych itd.

No i oczywiście podziwia widoki.

- Są nieziemskie. Gdy lecimy nad chmurami, górami, morzem, widzimy wszystko z najlepszego punktu widokowego - nie kryje zachwytu Mateusz. I dodaje: - Mnie pociąga rywalizacja sportowa.

Kto podejm uje decyzje dotyczące strategii lotu? - W balonie leci pilot i co-pilot, czyli drugi pilot, ale to praca zespołowa. Co dwie głowy to nie jedna - zaznacza Mateusz.

Często brakuje czasu na sen. Podczas tegorocznego Pucharu Gordona Bennetta Mateusz spał zaledwie cztery godziny.

- Gdy trzeba wykonać kilka manewrów, obaj musimy być „na chodzie”. Pełnimy na zmianę wachty, ale ustalamy je spontanicznie. Czasem ktoś nie może zasnąć w nocy, wtedy on czuwa, a nie ten, komu się chce spać. Trudno też o sen, gdy leci się bardzo wysoko w niskiej temperaturze - tłumaczy tarnowianin.

Liczy się odległość

W Pucharze Gordona Bennetta liczy się odległość. Wygrywa ta ekipa, która pokona najdłuższy dystans.

W 2014 roku Mateusz tworzył załogę z Krzysztofem Zapartem ze Świdnicy, starszym od niego dokładnie o 20 lat (obaj urodzili się 23 listopada). Wystartowali z Vichy (Francja). W ciągu ok. 50 godzin pokonali prawie 1137 km. Zajęli piąte miejsce. Przez kilkanaście godzin byli nawet liderami w stawce 17 załóg.

W 2015 roku poleciał razem z 55-letnim Jackiem Bogdańskim z Warszawy. Wystartowali z Pau (Francja). Po ponad 33,5 godzinach i i pokonaniu ponad 852 km wylądowali w Luksemburgu, zajmując dziesiątą lokatę w gronie 16 załóg.

W tym roku zajęli szóste miejsce. Zmagania rozpoczęli w Gladbeck (Niemcy), a zakończyli w Dolinie Rodanu koło Avignon. W ciągu ponad 42 godzin pokonali ponad 811 kilometrów. Rywalizowały 24 załogi.

- Tym razem lecieliśmy własnym balonem - „Białym orłem”. Uzyskaliśmy bardzo dobry wynik jak na tak skomplikowane warunki - mów Mateusz. - W okolicach Doliny Rodanu trafiliśmy na duże chmury. A przy nich gaz się ochładza i balon opada. Straciliśmy dużo balastu i musieliśmy lądować. I to w górzystym terenie, przy szybkości około 65 kilometrów na godzinę!

Lądowanie było bardzo trudne i twarde, ale nic im się nie stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Latający chłopak spod Tarnowa - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska