Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak babcia i dziadek zastąpili mamę i tatę i co z tego wynikło

Redakcja
Rodzina Kunów w... połowie. Józef (71 l.) i Maria (66 l.) mają jeszcze piątkę wnuków, które z nimi mieszkają. - Teraz dzieci mają poczucie stabilizacji, uśmiechy są na ich buziach - mówi Maria
Rodzina Kunów w... połowie. Józef (71 l.) i Maria (66 l.) mają jeszcze piątkę wnuków, które z nimi mieszkają. - Teraz dzieci mają poczucie stabilizacji, uśmiechy są na ich buziach - mówi Maria Michał Gąciarz
Przez chwilę Kunowie zwątpili w to, że dadzą sobie radę z ósemką wnucząt. Chcieli oddać dzieci do rodzin zastępczych. - Całe szczęście, że tak się nie stało, nie przemyśleliśmy tego - mówią dziś. - Już zawsze będziemy rodziną.

Była zima, nie taka, jak to dawniej bywały zimy w górach: mroźne, z zaspami, śniegiem po pas, ale ponura, nieprzyjemna. Listopad 2015 roku. Maria Kuna jechała PKS-em do syna do Krakowa. Syn leżał w szpitalu po operacji wycięcia tętniaków i naczyniaka, bez świadomości. W Łososinie Górnej w torebce Marii zadzwonił telefon: - Sprawa wygląda tak - powiedział rozmówca. - Wnuki są w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Zabiera je pani? Bo jak nie, zostaną rozdzielone po domach dziecka. - Zabieram - powiedziała Maria i wysiadła z PKS-u.

Synowa piła od dawna. Prawdopodobnie nawet wtedy, gdy była w ciąży. Czy już w pierwszej? W drugiej? Może zaczęła od trzeciej, czwartej, piątej. I tak dalej, aż do ósmej. Po kolejnej interwencji policja wraz z kuratorem zabrali jej dzieci.

- Jak przyjechałam do sądu, wtedy w listopadzie, w sekretariacie leżał już wniosek gotowy do podpisu - mówi Maria Kuna. Wypożyczyliśmy foteliki do auta, bo dzieci małe i odbieraliśmy je po kolei.

Tak się nam słodko płakało
Początek maja 2016, niedziela. W kuchni na stole leży gazeta. Dziennikarka opisuje, że dziadkom, którzy w zastępstwie rodziców wychowują ośmioro wnucząt, jest ciężko. Za ciężko. Bo mają już swoje lata, choroby. I że będą musieli jednak oddać dzieci do rodzin zastępczych.

9-letnia Paulinka czyta artykuł. 8-letni Eryk i 7-letni Marcin stoją obok niej i też próbują składać literki. Już wiedzą. Ich serduszka kurczą się ze strachu. Rozdzielą ich, pójdą do obcych ludzi! Czy zrobili coś złego? - nie mogą zrozumieć powodów decyzji. Ale na razie nic nie mówią. Rozprawę w sądzie, podczas której dorośli zadecydują o ich losie, zapowiedziano w gazecie na wtorek.

- Tamtego dnia dzieci były na nogach już o czwartej rano - wspomina Maria Kuna. - Eryk tak strasznie nas kochał. I Paulinka się przytulała do mnie, do dziadka. W końcu mówią: Nie oddajcie nas nikomu! Tak mnie to ujęło, tak za serce ścisnęło. W życiu się tych słów nie spodziewałam. Wie pani, jak się nam słodko płakało! Siedzieliśmy i płakaliśmy. W sądzie też nie mogłam powstrzymać łez. I mówię do sędziego: Proszę o pozostawienie dzieci przy nas, będziemy razem, dokąd nas śmierć nie rozłączy. Żałuję, że w ogóle podjęliśmy ten temat, żeby dzieci oddawać. Nie przemyśleliśmy tego.

Przy ósemce huk roboty
Zielone pagórki Starej Wsi koło Limanowej płyną miękko, wyznaczając falującą linię horyzontu. Wiosenne słońce stoi wysoko nabłękitnym niebie, rozpieszczając pierwszymi wtym roku ciepłymi promieniami. To nie byle jakie słońce, złaski, nieśmiało przebijające zza chmur, onie! Tylko prawdziwe, takie, że człowiekowi chce się żyć. Nic, tylko rozłożyć się gdzieś wtrawie isłuchać cykania świerszczy. Zielono-niebieski pejzaż usiany jest gdzieniegdzie czerwonymi piegami. To dachy domów, rozrzuconych trochę niedbale, to tu, to tam. Napolach widać gospodarzy koszących trawę.

Dom Kunów stoi na jednym z takich właśnie pagórków. Nieduży, parterowy, zadbany. Ściany ma w kremowym kolorze. W środku skromnie, ale czyściutko, wszystko posprzątane na błysk. Żadnych zbędnych sprzętów, bibelotów, które zagracałyby wnętrze czy plątały się pod nogami.

Gospodyni krząta się po kuchni.

- Spodziewałam się gości, to posprzątałam, zmyłam podłogę, bo wypadało - mówi Maria Kuna. - Ale jak wrócą dzieciaki, to się ani jeden winkiel przy podłodze nie ostanie, taki będzie harmider.

O której kto będzie, wie dokładnie, patrząc na ścianę. Wisi na niej plan lekcji: godziny rozpoczęcia i zakończenia zajęć. Przy dzieciach zawsze jest wiele do zrobienia. A przy ósemce dzieci to już ogrom pracy. Więc gdy ich nie ma, wykorzystuje każdą minutę, żeby poprać, posprzątać, ugotować. Akurat został obiad z wczoraj: jest zupa kalafiorowa i kotleciki, wystarczy ziemniaki obrać, mizerię zrobić. Maria zdążyła już być w mieście na zakupach.

- Kupiłam mleko, ogórki, pomidorki, bo szynka się wnukom sprzykrzyła, nie chcą jeść. O, tu mam pieczywo, bułeczki, drożdżówki na jutro do szkoły - pokazuje wielką reklamówkę. - Ale za dużo na zapas się nie kupi, jak ma być smacznie i świeżo. Zawsze ich pytam, co chcą jeść. Bo po co gotować, jak później tego nie mam komu dać? Pomidorówkę lubią, rosół z makaronem. Ale jak raz zrobiłam ogórkową na zmianę, to było: ble, babcia, niedobre.

Jak dom posprzątany, obiad ugotowany, zaraz jest następna robota. Hostyjkę trzeba przyszyć do alby, bo Paulinka ma rocznicę komunii, a później jeszcze albę uprać, dokupić sznur i wianuszek. Więc Maria siada do maszyny. Potrafi wszyć zamek, skrócić spodnie, nic wielkiego, drobne krawieckie poprawki.

Maria: - Tylko z tą nauką jest problem. Przerabiamy testy ortograficzne, równania matematyczne. Ale angielskiego się nie uczyłam, to wnukom nie pomogę. Dobrze, że bratanek odrabia z nimi lekcje. Ma wykształcenie pedagogiczne i trzyma chłopaków twardą ręką: pokaż zeszyty, co jest zadane! A i tak nie zawsze powiedzą prawdę. I później pani pisze czerwonym długopisem: brak zadania. Sama miałam troje dzieci i też kładłam nacisk, żeby się uczyły. To, czego się nauczą, to ich przyszłość. Co my im możemy dać? Majątków żadnych nie mamy.

Wnuki mówią do mnie „mamusiu”
Na stole, między obrusem a szklaną szybą #leży niebieski papierowy motyl z napisem: „Kochana Mamo, zapraszam Cię na uroczystość z okazji Dnia Matki”. - Wnuki mówią do mnie „mamusiu”, ja do nich: „syneczku”, „córeczko” - uśmiecha się Maria. - I przytulamy się.

Oj, lubią się przytulać, te małe najbardziej. Ale i Gracjan siądzie na kolanach, Paulinka to przylepka. One potrzebują więcej miłości, bo w domu rodzinnym tego nie miały.

- Powiem pani jeszcze coś: że ja już z mężem nie śpię! Tylko z wnukami. Filipek od razu wyczuje brak mojej obecności. W święta ich uśpiłam i cichutko poszłam do kuchni kręcić masę na ciasto. To zaraz przyszedł do kuchni i siedział ze mną. Tak, że siłą faktu śpimy razem: Adrian od ściany, Filipek przy mnie, Kacperek z drugiej strony.

Paulinka, najstarsza, jest uwielbiana przez dziadziusia. Jak po meblach chodzi, to jej dziadek nie pokrzyczy, a chłopaków do kąta postawi. Maria się czasem bulwersuje, bo jak dziadek coś ma, toby Paulince dał. A ona mówi: albo wszystkim, albo żadnemu. Sprawiedliwość musi być. I dyscyplina. Bo w swoim domu nic nie musiały.

- To trudne dzieci - przyznaje Maria. Rozbrykane, nie chcą słuchać. Jeden drugiego popchnie i już guz na głowie. Mają problemy z wymową, słabą pamięć, bo matka w ciąży piła. - Już nam dobrze idzie tabliczka mnożenia, a następnego dnia nie pamiętają, czego się nauczyły. Eryk się buntuje, złości się. Mateuszek jest konfliktowy, jak mu się coś nie spodoba, płacze. Kacperek i Adrian, bliźniaki, to takie chudzielce, że masakra. Trzeba ich nakarmić, dopilnować, bo inaczej to ani kromeczki nie zjedzą. Jakbym tak miała 15 lat mniej, lepiej bym sobie z tym poradziła - wzdycha.

Żadnej iskierki?
Na początku dzieci pytały o mamę. Ale z czasem przestały. Te mniejsze wcale jej nie wspominają. Dwa miesiące będzie, jak jej nie widziały. Ostatnim razem przyszła pijana. Więc Maria ją wyprosiła. Kiedy mieszkała z teściami, nie pozwalali jej pić, kontrolowali zakupy. Więc się zamykała w pokoju i robiła co chciała, dzieci płakały, a ona szła spać. Maria nie może przejść nad tym do porządku dziennego: żeby alkohol tak potrafił wszystko w człowieku zabić? Że się jej iskierka w głowie nie zapaliła, że jest matką?

Eryk miał w tym roku komunię, udało się go ubrać niedrogo, wszystko się kupiło w internecie: białe buciki, spodnie, albę. Dostał w prezencie od chrzestnego rower, nowiutki składak, zielono-srebrny i telefon dotykowy, cieszył się ogromnie. Ale rodziców na uroczystości nie było.

- Pokazywałam synowi zdjęcia, albę - mówi Maria. - Myślałam, że się wzruszy. Nie wzruszył się. Jakby to kogo obcego dotyczyło. On po tej operacji dalej jest bez świadomości. Niby funkcjonuje, ale głowa nie pracuje jak trzeba. A dawniej? Widziałam, jak mu dobro dzieci leży na sercu. Od świtu do nocy pracował na budowie. A w sobotę, niedzielę robił w domu: sprzątał, gotował, zeszyty dzieci przeglądał.

Czują stabilizację
Józef pracuje spokojnie w przydomowym warsztacie, oporządza narzędzia do sianokosów. Nagle łapie się za głowę: a która to godzina? Już 13? To ja po wnuki muszę jechać! Codziennie tak jeździ, odwozi i przywozi do szkoły, do przedszkola. Ze 20 kilometrów nakręci jak nic.

Wracają Gracjan, Marcin i Mateusz. Rzucają plecaki na podłogę, biegną do babci, żeby się przywitać.
- No jak tam w szkole, chłopcy? Marcinku, byłeś z czegoś pytany? A głodni jesteście, pić wam się chce? Zadane coś macie? Na pewno nic? A gdzie zeszyty?

- Zapomnieliśmy - śmieją się urwisy i już ich nie ma.

Po podwórku biega Tofik, mały, czarny podpalany kundelek. Wesoło merda ogonkiem. Pilnuje obejścia przed nieproszonymi gośćmi. Ale czereśni przed szpakami nie upilnował i ptaszyska wszystko zjadły. Jest też w ogrodzie złota reneta, jeszcze nie zaczęła rodzić, obok rośnie orzech, grusza. Dalej, na prawo, jabłoń zwana kózką, cała w białych, pachnących kwiatach. Znakiem tego już niedługo gałęzie będą się uginały pod ciężarem owoców.

- A tam, między palikami? Aaa, to babka jakichś kwiatków nasadziła - macha ręką Józef. - No patrz pani, jakie rzetelne chłopaki - wskazuje w kierunku wnuków. - Do pomocy się rwą, wiele nie napomagają, ale jakbym co zawołał, to zaraz są. I przy królikach, i jak kopki stawiam, trawy w ręce wezmą i dokładają. A co w domu przeszli, to szkoda gadać. Przez okno uciekali, głodni, do sąsiadów szli...

Teraz, co pół roku Kunowie jako rodzina zastępcza będą składać sprawozdanie z opieki nad wnukami. I deklarować, czy podtrzymują swoją decyzję o tym, by dzieci mieszkały razem z nimi. A łatwo nie jest, i to przyznają zgodnie, człowiek by się nie jeden raz załamał. Ale jest i satysfakcja niesamowita, nie do opisania.

- Nawet pani nie wie, jak się dzieci cieszyły, że z nami zostają - mówi Maria. - Było: moja babcia, mój dziadek. Teraz już czują stabilizację, uśmiechy są na ich buziach, wiedzą, że nic im nie zagrozi. Jesteśmy rodziną i będziemy razem. Chłopcy, chłopcy, wychodzić z szopy, bo się kurzy! - woła Maria do wnuków, którzy biegają po podwórku za piłką. - Przebierzcie spodnie, bo zaraz kolana będą zlepione i trzeba będzie prać. No już, już - ponagla.

I dodaje: - Oby tylko na dobrych ludzi wyrośli.

Chłopcy wracają, już przebrani. Za chwilę dołączy do nich reszta rodzeństwa. Będą tak sobie brykać do ciemna, wyskaczą się, bo jest cieplutko. I wieczorem szczęśliwi, bezpieczni, pójdą spać. Już leżąc w łóżkach złożą rączki i zmówią pacierz: Boziu, daj zdrowie babci, dziadkowi.

I mnie! - doda Filipek, bo zawsze mówi coś takiego, że można pęknąć ze śmiechu.

***
Rodzina zastępcza
Maria i Józef Kunowie pełnią tę rolę od 17 września 2015 r. Sąd uznał bowiem, że „matka nie daje rękojmi właściwego sprawowania opieki nad małoletnimi”. #Ojciec zaś jest chory.
Dziadkowie mają skromną emeryturę. Dostają jednak pomoc finansową należną rodzinie zastępczej. Współpracują z Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Teraz starają się, by wnuki zostały objęte programem dożywiania w szkole.

Rodzinny Dom Dziecka
Ma powstać w Sie-kierczynie, niedaleko Starej Wsi. Chce go otworzyć dyrektorka przedszkola, do którego chodzą najmłodsze wnuki Kunów. W razie gdyby zdrowie nie pozwalało dziadkom na dalszą opiekę, tam w przyszłości mogłyby trafić dzieci.

Stara Wieś
Sołectwo w powiecie limanowskim, położone w paśmie Beskidu Wyspowego na południe od Limanowej. Przez wieś przepływa Potok Starowiejski, uchodzący do rzeki Łososina. Miejscowość rozciąga się między wzniesieniami Jabłońca i Golcowa.

Współpraca: Krystyna Trzupek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska