Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nangar Khel. Nasi żołnierze w cieniu tragedii

Marta Paluch
Chor. Andrzej Osiecki (Osa)
Chor. Andrzej Osiecki (Osa) Andrzej Banaś
Żołnierze oskarżeni o zabójstwo cywili w afgańskiej wiosce Nangar Khel przyszli do teatru Łaźnia Nowa w Krakowie zobaczyć spektakl o sobie. Bardzo chcieli przyjść. I podobało im się. A publiczność biła brawo na stojąco. Nie był to aplauz tylko dla aktorów.

Opowiem Ci teraz, jak było. Kazali to kazali. Rozkaz to rozkaz. (...) Borys zaczął strzelać. I miał pecha. Bo na 24 granaty trzy albo cztery trafiły do zabudowań. Pech jak nic. Ale i amunicja nie była testowana na 2,5 tysiące metrów. Poza tym zdarzało się, że latała jak chciała. (...) Suma summarum sześciu zabitych i trzech ciężko rannych. (...) Chyba będziesz musiała opuścić ten wspaniały kraj. Tak jak mówiłaś - zawsze z tobą, mężusiu (...). Ale ja jestem spokojny. Ja swoje życie traktuję jak przeznaczenie. Ładnie to powiedziałem, co? Możesz mnie cytować. Pozwalam (...) Buziak".

Dobry, ułożony syn nie zabija swojego ojca

Aktor płakał, czytając list Osy. Żołnierz pisał do żony z Afganistanu. - Nie roztkliwiam się nad takimi rzeczami - wzrusza ramionami Osa. - Pisałem go na spokojnie. Nawet nie pamiętam, co wtedy czułem. Widzowie się wzruszyli, bo aktor dobrze zagrał... Osa, 33-letni chorąży Andrzej Osiecki, jeden z dowódców współoskarżonych o zabójstwo sześciu cywili w Nangar Khel. Grozi mu dożywocie. - Od Arabów nauczyłem się powiedzenia: "insz'Allah" - wszystko w rękach Allacha. Dla mnie to znaczy, że co ma być, to będzie. Nasza przyszłość jest już ustalona. I ten nasz proces, tak miało być. Choć na razie nie mam pojęcia dlaczego - mówi.

Nie wiadomo, dlaczego też pół roku temu wydarzył mu się ten wypadek. 10 kwietnia 2010 r. Samolot z prezydencką parą na pokładzie rozbija się nad Smoleńskiem. W tym czasie Osa bierze prysznic w hotelu, po ślubie przyjaciół. Standard niezbyt wysoki - kafelki wystają. Moment, ślizg i żołnierz upada, nadziewając rękę na jeden z nich, wystający. Krew sika po ścianach - trafiło na żyłę. Nie może ruszać trzema palcami prawej ręki, a w miejscu rany jest gruba fioletowa blizna.
- Najgorsze, że byłem trzeźwy. Widzisz, w Iraku byłem, w Afganistanie i nic, a tu taki głupi kafelek... - uśmiecha się chorąży. Pracę magisterską o siłach specjalnych USA (amerykanistyka na UJ) pisał lewą ręką. Od kilku miesięcy jest na L4 i stara się wrócić do formy.

Afganistan
Żołnierze czasem wspominają Afganistan. Napięcie. - Przejeżdżasz przez wioskę, a tu ośmiolatki ci pokazują gest podrzynania gardła - opowiada Bolec. Bolec, podporucznik Łukasz Bywalec, jeden z dowódców żołnierzy z Nangar Khel. - Jest ryzyko, że dajesz coś dzieciakowi, a ze wzgórza któryś z talibów cię ostrzela. Oni byliby w stanie poświęcić te dzieciaki, rzucić granat między nie a nas. Z takim walczyć najgorzej. Bo ja chcę przeżyć. A on nie musi - tłumaczy podporucznik. Pamięta też dobre chwile. - Ochranialiśmy budowę oświetlenia czy studni. I oni się cieszyli, wydaje mi się, że nie udawali. Amerykanie mają nową taktykę - walka sercem. Daj im coś, czego nie dają im talibowie. Przyjemnie, gdy wjeżdżamy do wioski, w której już byliśmy, a oni wyciągają ręce, żeby je uścisnąć.

Opowiadali nam, że talibowie zabijają opornych, wieszają ich - to dla nich najgorsza kara, bo taki podobno nie trafi do nieba. A oni chcą po prostu żyć - mają gdzieś nas i talibów - opowiada Bolec.
Osa pamięta, że Afgańczycy byli bardziej szczerzy niż ludzie w Iraku (wcześniej był tam na misji). - Nie rzucali się na nas z radością, nie udawali. We wioskach w górach patrzono na nas z nienawiścią. Uważam to za uczciwe. A w Iraku było tak, że pierwsze dziecko w grupce się uśmiechało i brało cukierki, a ostatnie rzucało w nas kamieniami. Cóż, prawa wojny.

Żeby się odstresować, grali w monopol. I nie tylko. - Kiedy człowiek zjechał, otrzepał się z kurzu, trzeba było odreagować. Najbardziej popularna była szydera. Komuś żel upadł pod prysznicem, to się mówiło, że musi się teraz po niego schylić... Jak się człowiek zastanowi, pomyśli: co za tępaki. Ale jeśli przeżywasz na akcji duże napięcie, potem najgłupsza rzecz cię cieszy. Wystarczy, że ktoś się pośliźnie na skórce od banana - mówi Bolec.
16 sierpnia 2007
Bolec: - Byłem z Osą jakieś 800 m od wioski Nangar Khel. Dostaliśmy wiadomość, że nasz rosomak był ostrzelany. Jedziemy. W radiu słyszę, że pociski z moździerza wystrzelone przez naszych trafiły w zabudowania. Mówili, że tam było wesele. Przyjeżdżam tam i nagle widzę to wszystko... Ciężko określić słowami, co czułem. Taki dziwny szok. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Starałem się o tym nie myśleć, tylko pomóc. Wydałem rozkaz, żeby ratować tych, co zostali. Dzwoniłem po śmigłowiec medyczny. Załadowaliśmy tam rannych. Czy żałuję? Tak, że wyjechałem z bazy. Ale jak tu nie wyjechać, gdy koledzy,mają wypadek w rosomaku. Kurde, tam były nasze chłopaki! - tłumaczy.

- I wiesz co? Jestem jednak dumny, że przywiozłem wszystkich chłopaków całych i zdrowych. Patrzyłem, jak ich żony żegnały i pomyślałem: żeby one ich wszystkich witały. Udało się - dodaje Bolec. Osa: - Nie chcę o tych zdarzeniach rozmawiać. Nie domyślaj się tylko, iż to dlatego, że jestem załamany albo że, przeciwnie, w ogóle mnie to nie ruszyło. Po prostu nie chcę o tym mówić.

Morderstwo w cichym Niegardowie...

W celi
Jeszcze niedawno myśleli, że może nie wyjdą z aresztu. Dożywocie - zagrożenie karą spadło jak grom z jasnego nieba. - Świat mi się przekręcił do góry nogami - mówi Bolec. Żołnierze siedzieli w tzw. młynie w Poznaniu od listopada 2007 r., przez siedem miesięcy. - Było zdecydowanie gorzej niż w Afganistanie. Wracasz z misji, chcesz wyjść na normalną ulicę, gdzie nikt do ciebie nie strzela. A tu do domu wpadają panowie w kominiarkach, rzucają na ziemię - mówi Bolec. Właśnie o to aresztowanie, kiedy potraktowali ich jak bandziorów, mają największy żal.

Dobrze pamięta pierwszy dzień w celi. - Wszedłem, więzień mi zrobił herbatę, inny poczęstował papierosem. Spałem na jedno oko, myślałem: co ja tu robię? Czy rodzice wytrzymają? Później się dowiedziałem, że trafili na kardiologię. Żeby nie zgłupieć, czytał. Więźniowie radzili, żeby za dużo nie myśleć. - Kiedy już wyszedłem, przypomniałem sobie, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie - mówi Bolec. Pierwszy dzień Osy: - Jeden ze strażników za bramą powiedział mi: nie martw się, nie będzie wam tu źle. Niektórzy osadzeni mówili: my jesteśmy przestępcami. Ale co wy tu robicie? - opowiada chorąży. W areszcie znalazł przyjaciela. - Wspaniały człowiek, lekarz z Raciborza. Swoją wiedzą zyskał sobie wśród ludzi z celi szacunek. Bo nawet przestępca bez wykształcenia lubi porozmawiać z mądrym człowiekiem - tłumaczy Osa.

Teraz z lekarzem koresponduje. - Wyobrażasz sobie, że do tej pory nic mu nie udowodnili? Miał zarzuty z trzech słabych artykułów. Zarzucono mu, że w listopadzie przyjął łapówkę za ustawienie przetargu w szpitalu. Tymczasem on od stycznia tego roku już tam nie pracował!
Osa dużo czytał w areszcie. Historię amerykańskich oficerów wydziału do walki z narkotykami (DEA) i handlarza, który stał się baronem narkotykowym.Thrillery Koonza, kryminały Harlana Cobena.
W więzieniu odwiedzali ich dowódcy - gen. Waldemar Skrzypczak, gen. Jerzy Wójcik. Pomagał im też gen. Petelicki. - I nadal pomagają. Wspaniali ludzie, wstawili się za nami. Podkreśl to - prosi Osa.
Adrenalina
Bolec mieszka dziś w Krakowie Zainstalował sobie kino domowe i play station. Uwielbia kino. W areszcie czytał biografie Johna Travolty, Johny Deppa, Benicio del Toro. Chodzi do kina przynajmniej raz w tygodniu. Ogląda też wojenne filmy. Sprawdza, czy wszystko się zgadza - broń, mundury, czołgi. Według niego, oscarowy "The Hurt Locker. W pułapce wojny" dotknął prawdy.
- Jest tam scena, kiedy żołnierz po powrocie z Afganistanu idzie kupić płatki śniadaniowe. Staje przed dwoma wielkimi półkami płatków i wariuje, nie wie, co wybrać.

Porwanie, wypadek czy ucieczka? Losy Krzyśka nadal nieznane

W Iraku wszystko było proste, ciąć jeden kabelek, na tym się znał, a tu nie wiadomo, czy z wiórkami kokosowymi wziąć czy z orzechami. Następna scena, mówi do żony: w Iraku potrzebują techników. I następna, kiedy wysiada z samolotu w Bagram. Można się uzależnić od adrenaliny - mówi Bolec. Tłumaczy, że spokój po przyjeździe jest dziwny, już nie pasuje, wszystko jest powolne, zmulone jakieś. A tam wszystko się dzieje szybko: bach, bach, bach, apel, tempo.

Lata w cieniu procesu
Gdy Bolca wypuścili z aresztu w czerwcu 2008 r., trudno mu było zapełnić dzień. - Wisiałem w próżni. Siłownia, basen, zakupy, studia w weekend, człowiek musiał jakoś sobie czas wypełnić - przypomina. Teraz jednak nie narzeka. Jest dowódcą plutonu w VI Brygadzie Powietrzno-Desantowej. Przywrócili go do służby półtora roku temu. Osa też wrócił do normalnego życia. - Jest lepiej niż w wojsku. Tam był poligon, bieganie, brak czasu. A teraz zostałem magistrem amerykanistyki, skończyłem podyplomówkę (kierunek BHP), robię kurs instruktora kulturystyki - wylicza. Ma też licencjat z historii.

Od Amerykanów w bazie zaraził się muzyką country. Słucha Tima McGraw. Sprawa Nangar Khel namieszała w życiu prywatnym żołnierzy. Bolec po pobycie w areszcie rozstał się z dziewczyną. - Zaczęły się komplikacje. Wspierała mnie cały czas. Ale czułem, że chyba się wypaliła i miała dość tej sytuacji - mówi. Osa miesiąc temu się rozwiódł. - Ale nie łącz tego z Nangar Khel - zastrzega. Ma sześcioletnią córkę Nicole. I jest szczęśliwy z nową dziewczyną. - Czuję się wspaniale. Monikę pokochałem tak jak nigdy żadnej kobiety - podkreśla. Nazywa ją skarbem. Co weekend jeżdżą w Polskę, na Hel, w Bieszczady. Wakacje też spędzili w podróży (8 tys. km, 11 państw). Planują podróż dookoła świata. - Wszystko chciałbym oglądać, wszędzie być. Zobaczyć Oceanię, Hawaje, plaże w Tanzanii, przepłynąć przylądek Horn. Koszty wstępnie obliczyłem. To pierwsza rzecz, którą zrobię na emeryturze - podkreśla.

Chce iść na nią za rok. Lecz niczego nie przesądza. - Jestem rozgoryczony, na wojsko i państwo. Ale co będzie potem, zobaczymy - zaznacza. Teraz siłownia na Ruczaju to jego drugi dom. Tu ma przyjaciół. I odbudowuje mięśnie ręki. - Gdybym nie był hetero, byłbym z Danielem - żartuje o instruktorze siłowni. - Jest wspaniały, nie sądzisz? - śmieje się, wskazując umięśnionego, opalonego kolegę. - To żart. Nie znoszę homoseksualistów - podkreśla. Bolec: - Chciałbym robić to, co kiedyś chciałem. Pójść z moją obecną dziewczyną na kurs tańca, nauczyć się tanga, salsy, walca. Kiedy idziesz raz na jakiś czas w towarzystwo marynarek, fajnie poczuć się w takim klimacie spełnionym, a nie siedzieć przy stole. Na razie mistrzem parkietu, złotym obcasem nie jestem, ale lubię taniec. Jest nowa dziewczyna, jest dobrze. Ma mocno naładowany akumulator. Jest silna i mówi, że wie, co bierze. Co będzie dalej, zobaczymy. Rodzina, dziecko - daj Boże. Jeśli będę miał syna, chciałbym żeby robił coś szlachetnego. Żeby, jeśli takie jego marzenie, był żołnierzem... Ja też chcę nim pozostać.

Pokaż, kogo popierasz. Już dziś oddaj głos na prezydenta Krakowa
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**
Wybuch gazu w kamienicy w centrum miasta!Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.eu
A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska