Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowskie Las Vegas

Katarzyna Janiszewska
Paweł Relikowski
Śliwki dają zarobić przyzwoicie. Arbuzy są lepsze. Ale nie tak dobre jak siódemki. Jeśli ci maszyna wyrzuci całą ścianę albo linię po skosie, to jesteś ustawiony.

Na pewno widzieliście to w Bondzie: eleganckie kasyno, mężczyzna przy ruletce obstawia coraz to wyższe stawki. Kibicują mu uwieszone u ramion supersexy blond piękności. To taki trick, działający na podświadomość. Jeden z wielu, jakie stosują kasyna: wynajmują panie, które swoją obecnością mają zachęcać gracza do coraz bardziej ryzykownych zagrywek. I coś w tym jest.

Piotruś Pan
Sobotnie popołudnie, salon gier przy ul. Kalwaryjskiej. Stoimy z koleżanką za plecami pana Piotrusia, który wrzuca do automatu stówę za stówą. - Piotruś spokojnie, nie graj pod publiczkę - studzą go towarzysze. - Wypłać sobie te dwa tysiące, które już wygrałeś. Będziesz się czuł pewniej, jeśli będziesz miał coś w kieszeni. No wypłać. - Dobra, wypłacamy - przytakuje, ale zanim pani z obsługi zdąży przyjść z kluczykiem, żeby otworzyć maszynę, gra dalej. - K..., miałem iść z synem pograć w piłkę, mam już dość.

Dobry, ułożony syn nie zabija swojego ojca

- No jak ty chcesz wygrać, kiedy się spieszysz - strofuje go pan Janek. - Tak, to nie wygrasz.
- Albo k... da cztery siódemki, albo koniec zabawy - denerwuje się pan Piotruś. Liczy na te siódemki, bo gość przed nim włożył do maszyny 4 tys. i przegrał. Podobno, gdy ktoś grał grubo, to trzeba zagrać cienko. - Raz ze stówki zrobiłem trzy tysiące, a raz z trzech tysięcy ani stówki - przyznaje. - Jestem chory. To jak ćpanie albo alkohol. Byłem w Częstochowie, w Kalwarii. Nie pomaga - cedzi. Jest wkurzony, bo miał już w ręku 6 tys., ale nie wypłacił i teraz jest do tyłu. Za wszelką cenę chce się odegrać. Mało mówi, odpala tylko papierosa za papierosem. - Zagra pani za mnie? - pyta i wstaje od maszyny. Przechadza się nerwowo po klubie. Bierze z baru kolejny plik banknotów i... siada do maszyny obok. Teraz gra jednocześnie na dwóch automatach. Podnosi stawki, wkłada kolejne pieniądze. Ale na koncie jest już coraz mniej kredytów. W końcu maszyna pokazuje zero. 30-letni blondyn (kurtka Armaniego, buty LaCoste) wstaje, dziękuje za grę i wychodzi.

- Mógł wypłacić, nikt go nie trzymał - rzuca pan Jan, w czapce z daszkiem i marynarce, która nie chce się dopiąć na wydatnym brzuchu. - Ale on był jeszcze zamazany, znaczy się przegrany. Chciał się doczołgać do swego. Chciał wygrać 20 tys. Pan Janek mówi, że jak ktoś za dużo przegrywa, może ustawić sobie zakaz wstępu. Idzie do kierownika i wykłada kawę na ławę: panie, tyle już straciłem, proszę mnie więcej nie wpuszczać. - No i jak przyjdzie taki gość, to go ochrona wyrzuci - tłumaczy. - Ale co z tego, jak może iść grać gdzie indziej?

Jakoś to będzie
W Krakowie są trzy kasyna, osiem salonów gier (od 15 do 70 tzw. automatów o niskich wygranych), 348 punktów gier, zwanych popularnie hot spotami i całe mnóstwo barów, w których stoją maszyny - w sumie 831 jednorękich bandytów. Kiedy wygaśnie im umowa, wg nowej ustawy hazard będzie możliwy już tylko w kasynach. Piątek, godz. 19, restauracja w Domu Handlowym "Wanda". W małym, zadymionym kantorku między szatnią a barem stoją trzy automaty. Wszystkie zajęte. - Patrz, jak jej zaśliwkowało - ekscytuje się jedna z kobiet obserwująca graczy. - Eee, ale ona gra na niskich stawkach - "Feniks", niski mężczyzna w skórzanej kurtce, przygląda się poczynaniom żony z rezerwą.

Najpierw, jak każdy, grał dla zabawy. Dziś jest zadłużony, nabrał kredytów, i ciągle wierzy, że jakoś to będzie. - Pracuję w budownictwie, żona w sklepie, tak że stałe źródło dochodów jest - uśmiecha się.- Dzieci nie ma, nie ma zobowiązań. Więc gra. Bo na maszynach może się rozerwać, miło spędzić czas. Pod warunkiem, że wygrywa. - Bo jak przegrywam, to kac moralny, że po piciu większego nie ma - przyznaje.

W kąciku siedzi starszawy pan w kraciastej koszuli. Mówią na niego "Ogrodnik", bo podobno ma działkę na Woli Justowskiej. Właśnie skończył grać i wraca do swoich towarzyszy przy piwie. - Dziś jestem na zero - cieszy się. - Stówkę włożyłem i stówkę wyjąłem. A bawiłem się pół godziny. Grałem już jak się pierwsze automaty w Krakowie pojawiły, na rogu Mogilskiej i Cystersów. Z kolegami wpadaliśmy po robocie, bo blisko. Raz w godzinę całą emeryturę przerżnąłem. A mało tego nie było - 40 lat pracowałem w biurze projektów - jakieś 1700 poszło. Rano się budzę, pukam się w czoło: idioto, coś ty zrobił. A za parę dni znowu idę. Bo to odpręża. Wrzucę sobie piątkę, drugą, trzecią...
Szacunek i zaufanie
Mariusz jest trzeźwiejącym hazardzistą. Nie gra od 245 dni. Od 2006 r. do połowy 2009 r. wrzucił w maszyny pół miliona zł. Zostało mu do spłaty 250 tys. zł kredytu. - A kojarzy pani takie tabletki ibum? - pyta. - To ja wypromowałem markę. Pracowałem w branży farmaceutycznej: najpierw w hurtowni, później jako telemarketer, przedstawiciel handlowy, aż po regionalnego kierownika sprzedaży.

Pewnego dnia wszedł do ulubionej knajpy. Wrzucił 200 zł. W dziesięć minut wygrał 10 tys. Pomyślał: zainwestuję więcej. I poleciało. Pożyczał od znajomych, rodziny, lichwiarzy. Zaczął zaniedbywać pracę, rodzinę. Wstawał o piątej, przygotowywał raporty, odwoził żonę do pracy, robił telekonferencję z pracownikami. Później szedł do kasyna. - O godz. 11 byłem już pijany i spłukany, albo pijany i z kupą kasy przy sobie - opowiada. - Im więcej przegrywałem, tym bardziej chciałem sięgnąć dna. Chciałem, żeby w końcu ktoś mnie przyłapał. Żeby mnie gdzieś zamknęli.
Hazard to pułapka, zamknięty krąg. Najpierw jest ekscytacja z wygrywania, huśtawka między napięciem i ulgą. Wydziela się adrenalina, bo jest ryzyko. A kiedy problem zaczyna narastać - wpadamy w spiralę długów - gramy dalej, żeby je spłacić . - Wielu hazardzistów rezygnuje z leczenia już na wstępnym etapie - mówi Agnieszka Duda-Kubik, wicedyrektor Krakowskiego Centrum Terapii Uzależnień . - Zbyt szybkie uporanie się z długiem, czyli konsekwencjami grania, powoduje, że motywacja do zmiany spada.

Cholernie wciąga
Hot spot przy ul. Grzegórzeckiej, czwartek, godz. 16. Drzwi i okna oklejone tak, że nie widać, co dzieje się w środku. Ochrona dokładnie lustruje gości. Klimatyzowane sale, bordowa wykładzina, czerwone ściany i panujący w klubie półmrok - to wszystko ma stworzyć wrażenie ekskluzywności miejsca. Kilka boksów, w każdym po dwie, trzy maszyny. I absolutna cisza. Nikt nic nie mówi. Gracze w skupieniu śledzą przesuwające się na ekranach jabłuszka, śliwki, winogrona. Inny świat.
Miła panienka oprowadza mnie po salach i pomaga wybrać grę. - Najlepiej grać na owocach, bo najwięcej dają - twierdzi. - Przyciskamy guziczek i kręcimy. Można palić albo się czegoś napić. - Trzeba wrzucić co najmniej piątkę - blondyn obok sprawia wrażenie zorientowanego. - Ale od razu mówię: cholernie wciąga. - Od pierwszej gry? - Nie. Od pierwszej wygranej - odpowiada.

Być na haju[/b
Jest rok 1986. Basia ma 24 lata, pracuje w administracji państwowej. Idzie ze znajomymi do klubu bingo. Całe towarzystwo dawno zdążyło się znudzić, tylko ona jedna nie chce wyjść z klubu. Gra coraz częściej: Black Jack, ruletka, totolotek, zdrapki, SMS-y. Tłumaczy sobie, że każdy ma jakieś hobby. Wraca do domu nad ranem. Znajomi zaczynają pytać: Basia co ty robisz z pieniędzmi? Nieźle zarabiasz, a nigdy ich nie masz. - Mówiłam, że pożyczyłam jakiejś Ewce, że mnie okradli albo zgubiłam - wymienia.
[b]Awanturnicy, paranoicy, samotni i zdesperowani dziwacy odwiedzają urzędy

Przez ostatnie trzy lata nałogu gra codziennie. Czuje się jakby była na haju. Wraca z pracy, je obiad i idzie do kasyna. Musi. Wiele razy mówi sobie, że jej noga więcej tam nie postanie. Budzi się rano z postanowieniem: dziś nie zagram. Ale kiedy bierze prysznic myśli już tylko o tym, skąd wziąć gotówkę na grę. - Defraudowałam pieniądze w pracy, okradłam przyjaciółkę - opowiada Basia. - Chce pani wiedzieć, jak w tamtym czasie wyglądało moje życie towarzyskie, seksualne, rodzinne? W ogóle go nie było. Dziś ma 48 lat, skończyła podyplomowo psychologię, naukowo zgłębia tajniki uzależnienia. Pomaga innym, prowadzi forum dla nałogowych hazardzistów. - Przegrałam czas na założenie rodziny, na rodzenie dzieci. Wtedy był dla mnie tylko jeden temat. Gra. I koniec.

Pomocy można szukać na stronie hazardzisci.org lub w Krakowskim Centrum Terapii Uzależnień przy ul. Wielickiej 73. Mityngi dla anonimowych hazardzistów w każdą środę o godz. 20.

A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego
Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Wejdź na**kryminalnamalopolska.pl60 tysięcy złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na**www.szumowski.eu
Sportowetempo.pl**U nas wszystko gra.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska