Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nelli Rokita: By udobruchać Janka daję mu ściereczki

Magda Huzarska-Szumiec
Andrzej Banaś
Ona jest posłem na Sejm, on z miłości do niej odszedł z polityki. Ona słynie z niewyparzonego języka, on zawsze zachowuje stoicki spokój. Ona jest bałaganiarą, on chodzi za nią i sprząta. Ona woli kupić ciuch w secondhandzie, bo jest taniej, on lubi markowe rzeczy. Nelli Rokita opowiada Magdzie Huzarskiej-Szumiec o swoim nie zawsze łatwym związku z Janem Rokitą

Świetne ma Pani rękawiczki. Jakie delikatne...
Prawda? Uwielbiam je. Udało mi się je upolować w secondhandzie w Londynie. Kosztowały tylko 7 funtów. W Polsce bym takich nie kupiła.

Była Pani w Londynie na wakacjach?
Tak trochę. Pojechaliśmy z Jankiem do Kaśki. Córka zrobiła w tym roku licencjat na wydziale komunikacji w hiszpańskiej Pampelunie i przed dalszymi studiami postanowiła popracować.

Gdzie?
W agencji reklamowej. Przygotowuje kampanię nowego modelu toyoty. Bardzo luksusowego. Kaśka pracuje cały dzień, więc postanowiliśmy jej pomóc i przynajmniej gotować jej obiady. Ale i tak mieliśmy sporo czasu dla siebie.

Co robiliście?
No co można robić z Jankiem? Oczywiście, chodziliśmy po muzeach. Ja to nawet lubię, ale on trzy godziny ogląda dwa obrazy. Ja już zdążę przejść całą galerię, a on jeszcze stoi, patrzy i myśli. Nie jest łatwo to wytrzymać. Podobnie jak koncerty. Akurat w Londynie odbywały się koncerty promenadowe, czyli "promsy". Janek kocha muzykę klasyczną i chciał być na prawie każdym koncercie. To my z Kaśką poszłyśmy sobie na musical "Chicago".

Rzeczywiście trudno wam jest się zgrać. Ciekawa jestem, jak wyglądają wasze wakacje, gdy na przykład odpoczywacie nad morzem.
On siedzi na plaży, czyta książkę i smaży się w słońcu. A ja po chwili zaczynam się nudzić, kręcić, jest mi gorąco. No to go zostawiam i idę do hotelu albo do cienia, ewentualnie na zakupy. Co mam robić?

A na zakupy to udaje się Pani męża wyciągnąć?
O tak, Janek traktuje sklepy jak muzea, godzinami chodzi i ogląda. Ja wolę wpaść do jakiegoś secondhandu. Takiego jak ten w Londynie. Przywiozłam stamtąd aż cztery pary rękawiczek, w tym jedne przepiękne - ażurowe. No i fantastyczny kaszmirowy sweterek za 20 funtów. Janek też kupił sobie kaszmir, ale porządny, firmowy. Bo on wybiera rzeczy tylko dobrej jakości. Zna się na tym.

A ja myślałam, że to Pani jest rozrzutna, a wychowany w Krakowie Jan Rokita to centuś.
On potrafi być rozrzutny, a za chwilę bardzo oszczędny. To takie typowo krakowskie wychowanie. Oni z mamą do połowy miesiąca wydawali pieniądze, chodzili do kawiarni, a po piętnastym zaczynali oszczędzać, bo już wszystko wydali. My tak nie robimy. Nie jemy na przykład w restauracjach, bo obydwoje lubimy gotować. Poza tym jak sobie wyliczymy, ile kosztuje tam obiad, a ile za to samo zapłacimy na Kleparzu, to wybór jest oczywisty.

To chyba w Janie Rokicie zwyciężyła rozrzutność, gdy sobie kupował taki dobry samochód.
Jaki dobry?! Dwa lata temu kupił po świetnej cenie 9-letniego mercedesa. Nie dziwię się, że był taki tani, bo zaraz okazało się, że wymaga kapitalnego remontu. No i palił tak dużo, że musieliśmy przejść na gaz. Ja to bym wolała kupić mniejsze auto, ale za to nowe. Jednak Janek się uparł, bo ten mercedes jest terenowy. I jak on nim jedzie, to może patrzeć na wszystkich z góry. Tyle dołożył do tego samochodu, że ma do tego prawo. To jest takie oszczędzanie po krakowsku. Pocieszam się tylko, że za 10 lat ten mercedes będzie już zabytkowy i może jakieś muzeum go od nas odkupi.
Od początku macie tak odmienne zdania?
No, trochę tak, bo trafiła kosa na kamień.

A jak poznała Pani Jana Rokitę?
To było zrządzenie losu. Przyjechałam do Polski w 1985 r. Byłam wtedy studentką i kończyłam pisać pracę na temat strategii i taktyki w rozmowach z politykami. W Krakowie od razu trafiłam na zebranie Niezależnego Zrzeszenia Studentów. No i tam poznałam Janka. Trochę mnie zdziwiło, że ten milczący chłopak jest przewodniczącym związku. Od razu zrobił na mnie wrażenie swoją szlachetnością, idealizmem i dobrymi manierami. Jeszcze przed moim wyjazdem do Hamburga oświadczył mi się. Pamiętam - przyniósł taki romantyczny bukiet z rumianków.

Ale nie pojechał za Panią.
I tym mi też zaimponował. Nigdy nie opuściłby swojej ojczyzny, szczególnie gdy była w tak trudnej sytuacji jak wtedy. Ale za to powiedział mi, że ma znajomego profesora na UJ, który załatwi dla mnie wizę i przyznają mi stypendium w Polsce. Profesor napisał podanie, ale oczywiście wizy nie dostałam i nie mogłam wrócić do Krakowa.

Tęskniła Pani?
Pewnie. Ale uciekłam w pracę. Byłam zastępcą menadżera w firmie sprowadzającej statki z Rosji i remontującej je w Dubaju. Wie pani, nie przypuszczałam, że potrafię zarabiać tak wielkie pieniądze.

I znajdowała Pani sposób, żeby spotykać się z Jankiem?
W pewnym momencie urwał się między nami kontakt. Przyjaciele donieśli mi, że pewna koleżanka pomaga mu opiekować się chorą mamą, no i że Rokita się żeni.

I co Pani zrobiła?
Co miałam zrobić? Nic nie zrobiłam, bo mam taką filozofię, że jak ktoś mnie nie chce, to jego strata. Zaczęłam po prostu jeszcze więcej pracować.

Ale od kilkunastu lat jesteście małżeństwem.
Tak wyszło. To dzięki temu, że moja firma wysłała mnie w delegację do Odessy. Po drodze zatrzymałam się w Krakowie. Zadzwoniłam do przyjaciela, a on mi powiedział, że Rokita się rozwiódł. No i wzięliśmy ślub.

W którym kościele?
Najpierw był cywilny, bo ja byłam protestantką. Ale Janek postanowił mnie ochrzcić. Ja wtedy byłam jeszcze dzikusem, bo nie miałam okazji poznać Boga przez Kościół. Jednak chrześcijaństwo polskie mnie fascynowało. Podobało mi się, że ludzie grzeszą, a potem mogą się z tego wyspowiadać. Dużo rozmawiałam z ojcem Andrzejem Kłoczowskim, który mnie chrzcił i bierzmował. Ja go wprost uwielbiam. Przyszłam do niego kiedyś z problemem, o który pokłóciłam się z mężem. Janek twierdził, że w niebie będzie tylko cisza i muzyka Bacha. A mnie się to nie podobało. Ja chciałabym więcej rozrywki, zabawy. Żeby tam było wesoło. Ojciec Andrzej powiedział mi wtedy, że mój mąż też wszystkiego nie wie. I to sobie na długo zapamiętałam.
Kto został Pani ojcem chrzestnym?
Janek. W końcu to on formował moją duchowość, odpowiadał na miliony pytań. Poza tym, jak na oszczędnego krakusa przystało, stwierdził, że tak będzie taniej, bo wszystko zostanie w rodzinie. Ale roweru ani zegarka od niego nie dostałam.

To nie było żadnego prezentu?
Był. Jedwabna suknia ślubna, która okazała się za duża. Teraz będzie ją nosić Kaśka, bo jest ode mnie większa. Janek wybrał specjalnie taką praktyczną, w której można chodzić na co dzień. No, przecież wie już pani, że u nas w domu nic nie może się zmarnować.

Co robiła Pani w Polsce po ślubie? Mąż był przecież bardzo zapracowanym politykiem.
Byłam gospodynią domową. Prałam, sprzątałam, gotowałam. Nie znosiłam tego robić, ale grzecznie prasowałam mu koszule, choć on za każdym razem miał pretensje, że coś jest nie tak, że kołnierz albo rękaw pomięty. I jeszcze krzyczał na mnie, że jestem leniem, bo nie pracuję. To bolało.

No to udowodniła Pani w końcu mężowi, że potrafi też wejść do polityki.
Najpierw związałam się ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym, później przeszłam do Platformy Obywatelskiej i zostałam przewodniczącą Europejskiej Unii Kobiet. Janek nie mógł mi już powiedzieć, że jestem "nikim".

A co powiedział, jak oświadczyła Pani ni stąd, ni zowąd, że przechodzi do PiS-u? Przecież mąż był w opozycyjnej PO?
Na początku nic. Po tym jak to zrobiłam, wróciłam do domu i położyłam się do łóżka. Janek z kolegami pili whisky w drugim pokoju. Słyszałam, jak głośno rozmawiają. Wiem, że byli na mnie wściekli. Miałam wszystkiego dosyć. Chciałam się z tej afery wycofać. Gdy koledzy wyszli, zaczęliśmy z Jankiem rozmawiać.

Kłóciliście się?
Nie, nie kłóciliśmy się. Byłam zmęczona. Zwyczajnie padłam. Ale Janek jak zwykle stanął na wysokości zadania.

Odszedł z polityki i jeszcze powiedział, że robi to z miłości do żony.
I obawiam się, że już nie wróci do polityki. Mam wrażenie, że dla takich ludzi jak on nie ma teraz miejsca w polityce. I to mnie strasznie martwi, bo mógłby jeszcze dużo wspaniałych rzeczy zrobić dla Polski. Zresztą uważam to za ironię losu, że ja jestem posłem, a on siedzi w Krakowie.
Jak zmieniło się życie Jana Rokity po rozstaniu z PO?
Na początku, żeby się czymś zająć, zaczął remontować mieszkanie. Oczywiście nie sam, nadzorował robotników. Poza tym zaczął wykładać na uczelniach, więcej czytał. No i zakochał się we Włoszech. Zupełnie oszalał na ich punkcie, zresztą tak jak ja. Janek wynajmuje dom w Toskanii, a ja gdy tylko mam przerwę w obradach sejmu, od razu do niego jadę. Tam jest niesamowicie pięknie. Ostatnio mieszkaliśmy w domu z widokiem na Sienę. A obok był ogródek, gdzie rosła jak szalona rucola. Najpierw ją oszczędzaliśmy. Ale później okazało się, że jest jej tyle, iż możemy jeść do woli. Nie to co w Polsce, gdzie rucola ciągle jest towarem luksusowym.

Jan Rokita sam gotuje?
I to świetnie. We Włoszech nauczył się przyrządzać gicz cielęcą moczoną w czerwonym winie. Podaje to z risotto. Coś pysznego. Choć przygotowanie mięsa trwa prawie dwie godziny.

Pomaga mu w tym Pani?
Wolałabym tego nie robić. Ale on potrzebuje podkuchennej, takiej "przynieś, podaj, pozamiataj". Ja bym na to nie wpadła, żeby odrywać kogoś od książki i kazać sobie przytrzymać nóż.

Ma Pani jeszcze jakieś domowe obowiązki?
Jestem od wynoszenia śmieci. Jak przyjeżdżam z sejmu, to zawsze już na mnie czekają. Bo Janek musi mieć w domu porządek. Wszystko układa, sprząta. A ja wolałabym trochę bałaganu. Na szczęście mogę go sobie zrobić w mieszkaniu służbowym w Warszawie. A w domu muszę uważać na wszystko. On na mnie krzyczy, jak coś wyleję, przewrócę. Jeszcze nie zdążę wejść do kuchni, a on już leci z miotełką i mówi, że znowu nakruszyłam. Albo wścieka się, że wrzuciłam do pralki jego ulubioną ściereczkę. A ona była jeszcze czysta. Zwariować można. No to się wzięłam na sposób i żeby go udobruchać, co chwilę kupuję mu te ściereczki. A to ściereczkę do naczyń, a to do kuchennego blatu. Gdy się na mnie denerwuje, to wyciągam nową ściereczkę i przestajemy się na siebie gniewać.

Mimo to mam wrażenie, że i tak wasz związek to burza z gradobiciem.
Nie, bez przesady. Janek jest dla mnie prawdziwym autorytetem. Mnie się zawsze wydaje, że wszystko, co mówi i pisze, jest mądre. Jestem z niego naprawdę dumna. To wyjątkowy człowiek, niezwykle odważny i prawy. Jednak muszę przyznać, że w życiu bywa nieznośny. Ale choć kłócimy się o te głupie ściereczki, to w sprawach zasadniczych jesteśmy naprawdę zgodni.

Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Zobacz, jak wygląda prawda o kryminalnej Małopolscekryminalnamalopolska.pl

60 tysięcy złotych do wygrania.Sprawdź jak. Wejdź nawww.szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska