Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nawet kości nie zostały

Redakcja
Andrzej Banaś
Zakład mięsny Krakmeatu na Rybitwach padł po aresztowaniu jego szefów. Oskarżono ich m.in. o pranie brudnych pieniędzy. Po 7 latach sprawę umorzono. A po nowoczesnym zakładzie został szkielet - pisze Marta Paluch

W tej dziurze pod barakiem kiedyś stała magnolia. Ogromne, stuletnie drzewo. Specjalnie przewożona z drugiego końca miasta. Gdy zakłady mięsne upadły, drzewo uschło. - Nikt już nie miał głowy, by o nie dbać. Pracy szukaliśmy - mówią byli pracownicy Krakmeatu. 250 osób w jednej chwili ją straciło. A zakład diabli wzięli.

A miało być pięknie. Kiedy wiosną 2003 roku zakłady przeniosły się z przestarzałych budynków przy ul. Rzeźniczej do nowoczesnych na Rybitwy, pracownicy nie posiadali się ze szczęścia. Produkcja szła pełną parą. Rok później nastąpił krach. Szefostwo Krakmeatu: Lech Jeziorny, Paweł Rey i Czesław B. usłyszeli m.in. zarzuty zorganizowania grupy przestępczej w zakładach. We wrześniu 2003 r. zostali tymczasowo aresztowani na wniosek prokuratora (obejmował on też sprawę Polmozbytu). W 2009 r. śledztwo w sprawie zakładów mięsnych umorzono. Dla byłych pracowników to marna pociecha - z ich firmy zostały gołe mury.

Elegancja-Francja
Zakład na Rybitwach to była elegancja-Francja. Błyszczące chromem rury, superzmywalne podłogi, zaokrąglone listwy podłogowe. Kafelki ze specjalnego tworzywa, wszystkie certyfikaty - i europejskie, i polskie. I jak produkcja szła, to było nowocześnie - do jednego rękawa zajeżdżał tir z mięsem, z drugiego tir odbierał gotowe wędliny. A między nimi cała produkcja - mieszalnie, maszyny, wędzarnie. Tip-top. Nowocześnie - strefy białe i czarne, oddzielone od siebie, żeby produkcja z administracją się nie mieszała. Produkcyjni, żeby przejść na taśmę, praktycznie w gaciach zostawali - trzeba się było rozebrać, specjalny higieniczny kombinezon nałożyć.

Dziś hale świecą pustkami. W olbrzymich pomieszczeniach zostało tylko parę chromowanych rur. Po komorach wędzarniczych sterowanych komputerowo zostały tylko dziury w betonie. Nowoczesny korytarz o długości 1,4 kilometra kiedyś tętnił życiem - rozdzielał części produkcyjne. Dziś upiornie łypie pustymi oczodołami okien. W rozbieralniach mięsa ostały się tylko kafelki i wywieszka "8.30-10.30 noże jasne, 10.30-12.30 noże ciemne".

W pustym biurze Krakmeatu walają się papierzyska i plakaty. Robert Makłowicz nadaje kiełbasie Krakmeatu certyfikat Krakowskiego Instytutu Smaku. Na drugim pysznią się sztandarowe wyroby: krakowska sucha, grillowa, krupnioki grillowe, zestaw Nas Troje. W ogromnym budynku widmo z długimi pustymi korytarzami pali się światło tylko w dwóch pokojach. Na tym pustkowiu została pani Maria i księgowa. Na portierni jest jeszcze pan Michał. Co robią? - Pracownicy potrzebują zaświadczeń o pracy, starych dokumentów. Ja je im wydaję - wyjaśnia pani Maria. Ale w biurze siedzi tylko kilka godzin dziennie - "farelka" nie wyrabia dłużej. Pan Michał pilnuje, by nikt nic nie ukradł. Tylko że tu już nie ma czego kraść.

Pół życia w zakładzie
Pani Maria pracowała na Rzeźniczej od 1964 roku. Pamięta czasy świetności zakładu. - W latach 70. pracowało tam 2,5 tysiąca ludzi. A nasza krakowska sucha była najlepsza. Na eksport szła do Austrii, USA (tam już wtedy świństwa do mięsa dodawali), a nasza polędwica - na Wyspy Kanaryjskie! - wspomina.

Do aptek i przemysłu kosmetycznego szły grasice i rdzenie kręgowe. Trzeba je było tuż po wyjęciu szybciutko pakować, w bardzo niskiej temperaturze. Aż ręce przymarzały do metalowych tacek.
Wielu pracowników pół życia przepracowało na Rzeźniczej. - Gdy opuszczaliśmy stary zakład, pobeczałam się - przyznaje pani Maria. Do dziś z koleżankami przychodzą do Pizzy Hut w Galerii Kazimierz oglądać stare budynki. - Oglądamy, bo nasze. Aż się kelnerki uśmiechają - mówi.
Takich kiełbas, jak kiedyś w zakładach mięsnych, nikt już nie robi. - Teraz mało wędliny jem. Takie mam zboczenie zawodowe, że każdą chemię wyczuję. Jak widzę, że szynka ma takie szczelinki, wiem już, że to sztuczne. Ech, gdzie tam tym szynkom za 10 zł kilo do naszych! - wzdycha.

Ale zakłady na Rzeźniczej musiały się przenieść. Budynki były stare i ciasne, wędzarnie prymitywne. Tylko patrzeć, aż wydział ochrony środowiska kary nałoży. - Bałagan. Ulicą Gęsią szły zwierzęta do ubojni. Śmierdziało ich strachem - wspomina Bogusław Kośmider, kolega Reya, radny miejski PO. - Współczuliśmy kolegom, że przejęli ten zakład. Nikt nie wierzył, że na ściernisku stanie San Francisco - mówi.
A jednak. Wiosną 2003 r. otwarto zakład na Rybitwach. - Ameryka - kwituje Piotr Szumiec, wtedy szef zakładowej "Solidarności". - Mieliśmy uprawnienia eksportowe do krajów unijnych. Na rynku mięsnym był boom, więc mieliśmy szansę się odkuć - dodaje. To wtedy właściciele zakładów kazali przewieźć z Rzeźniczej na Rybitwy stuletnią magnolię. Posadzili drzewo pod oknem stołówki. Operacja kosztowała 150 tys. zł, ale chcieli to zrobić. Na dobry początek.

Zaciskanie zębów
Przy przenosinach wszyscy pracownicy ponieśli koszty i zacisnęli zęby. Połowę ekipy trzeba było zwolnić. Żadnych premii, podwyżek - a zarabiali poniżej średniej krajowej. - Liczyliśmy na lepszy los na Rybitwach. Potem wszystko się posypało - dodaje z goryczą Szumiec, siedząc na niedużej portierni siedziby "Solidarności". Dostał tę pracę po upadku zakładów mięsnych.

Z początku nikt nie chciał wierzyć, że świetnie prosperujący zakład padnie. - Nawet kiedy zamknęli szefów, mówiliśmy sobie, że sprawa się wyjaśni i wszystko wróci do normy. Ale po paru miesiącach okazało się, że tak nie będzie - dodaje.

Firmą nie miał kto rządzić. Inwestor strategiczny, który miał pomóc Krakmeatowi stanąć na nogi, po aresztowaniach się wycofał. - Byliśmy tuż przed podpisaniem umowy - mówi Rey.
W 2004 r. produkcja zaczyna stopniowo zamierać. Większość pracowników jest rozgoryczona i wini za to aresztowanych. A długi rosną. Jednym z wierzycieli jest kielecki Mitex. Krakmeat (a ściślej właściciel firmy, TI Safri) był mu winien 16 mln zł za wybudowanie zakładu. Pieniądze miały być zapłacone, gdy ruszy produkcja.

- Pierwsza faktura została uregulowana w terminie. Po aresztowaniu wszystko się posypało, choć już wtedy końcowa płatność była opóźniona - mówi Zbigniew Zajączkowski, wtedy dyrektor południowego oddzialu Mitexu, dziś wiceprezes Eiffage Budownictwo Mitex S.A. - Nie mieliśmy z kim rozmawiać, prawnik firmy był kompletnie zdezorientowany. Różne myśli chodziły nam po głowie - od zrozumienia sytuacji szefow zakładów po podejrzenia, że to jednak oszuści - dodaje .

Władze Mitexu były zszokowane, bo jak na tamte czasy, inwestycja wydawała się bezpieczna. - Jeziorny i Rey byli wiarygodni, legitymowali się za- ufaniem środowisk kościelnych oraz dawnej opozycji. Nikt nie spodziewał się aresztowań - tłumaczy Zajączkowski. Mitex zdołał wyjść z ambarasu. Jak podkreślas Rey, w ramach spłaty długu dostali 100 proc. akcji Krakmeatu.

Gdy w czerwcu 2004 r. szefowie wyszli z aresztu, nie mogli zarządzać firmą. Do zakładów wszedł komornik, który sprzedał co było można. Austriacka firma, która leasingowała nowoczesne urządzenia, chciała odzyskać swoją własność.

Dwa lata później teren z opustoszałymi halami przejęło Krakowskie Centrum Inwestycyjne. Chcieli zrewitalizować go i sprzedać. Nie była to inwestycja życia. Nie dość, że na hipotece jest wpisanych kilku wierzycieli, to jeszcze pracownicy mają ponad 100 wyroków sądowych o zaległe wypłaty. - Gdyby sprzedać teren, wyceniony na kilkanaście milionów, pokryje to niewielką część zobowiązań - mówi Bogdan Kolmas, prokurent KCI.

Na terenie zakładu nie zostało nic prócz murów. - Nawet kable pokradli - mówi Kolmas. - Pilnujemy, żeby to co jest, jeszcze bardziej nie niszczało - dodaje.
Dziś pracownicy zakładów nie kryją goryczy. - Dlaczego prokuratorzy naszych szefów zamknęli? Bo utworzyli zakład? 27 lat tam pracowałem. Gdy widziałem jak to pada, robiło mi się słabo - macha ręką Szumiec.
- Lekką ręką załatwili dobrze prosperującą produkcję. Gdyby pozwolili ustanowić tymczasowy zarząd, zakład mógłby działać. Niesamowite marnotrawstwo - podkreśla Kolmas.
Stuletnia magnolia zakwitła tylko raz. Dziś nie została po niej nawet gałązka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska