Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Luty 1915 roku. Wyprawa po chleb do magistratu groziła śmiercią

Andrzej Ćmiech
fot. archiwum
Umarli i zabici leżeli w domach lub w nocy wynoszono ich pod mur cmentarza. Około 500 osób przychodziło codziennie do "miejskiego sklepu" po chleb.

Wśród mieszkańców Gorlic już o świcie z ust do ust podawano sobie wieść, że fury z Jasła szczęśliwie powróciły i z nich jak z rogu obfitości wysypywać się poczną dziś po południu różne smakołyki, na które by naturalnie w zwykłych czasach niejeden ani spoglądnąć nie raczył - a które teraz godne każdego podniebienia" - pisał w swym pamiętniku 5 lutego 1915 roku ks. Bronisław Świeykowski.

W oczy mieszkańców zaczął zaglądać głód
Luty 1915 r. był kolejnym miesiącem oblężenia "Twierdzy Gorlickiej". Tragicznym miesiącem, w którym rozpoczął się w mieście głód. Nie było dostaw, zapasy wyczerpały się lub uległy zniszczeniu, a dostawy rosyjskie z polecenia komendanta Konstantego Hartoulary były niewystarczające. Tylko zawdzięczać należy księdzu Świeykowskiemu, że nie doszło do katastrofy. Dzięki jego zabiegom uzyskano dostawy żywności z Jasła i Biecza, dokąd jeździł on osobiście po mąkę do filii Czerwonego Krzyża, a potem w swoim biurze, a zarazem sypialni urządził "sklep miejski". Wyprawa do "sklepu miejskiego" czy też po chleb wydawany w ramach przydziałów magistrackich była bardzo niebezpieczna. "21 lutego 1915 r. około godz. 8 z rana zarządziłem rozdawanie chlebów w Magistracie - pisze w pamiętniku ks. Świeykowski - zgromadziła się zgłodniała rzesza. Moi zacni urzędnicy: p. Tadeusz Rakucki, Marian Kosiba, Józef Moskal, Władysław Müller zajęli się tą sprawą jak codziennie i gdy pod oknami biura mego zgromadzonych stało z 500 najmniej osób, tuż obok pęka granat na Rynku i odłamkami zabija na śmierć dwóch Żydów i rani kilku chrześcijan i Żydów. [...] Rannych kazałem wnieść do sali magistrackiej i tu pierwsze nałożyłem im opatrunki, a następnie odesłałem wszystkich do szpitala pod opiekę dra Wołyńskiego".

Pożary trawiły całe miasto
Luty 1915 r. to nasilenie artyleryjskiego ostrzału miasta i walk w samym mieście na skalę dotąd niespotykaną. Najgorszy pod tym względem był 24 lutego 1915 r. Tego dnia ostrzał miasta ze wszystkich stron trwał cały dzień. Pożary ogarnęły całe miasto. Spalone i zniszczone zostały jeszcze istniejące wtedy dom przy ulicy Cmentarnej, Piekarskiej, Stróżowskiej, na Dworzysku i w rynku dookoła apteki. Ostrzałowi towarzyszyły ataki piechoty austriackiej na miasto, którye opisał Jan Sikorski w "Moich wspomnieniach z lat młodzieńczych, w 50. rocznicę bitwy pod Gorlicami":

"Rano około godz. 8 rozpoczęła się zawzięta bitwa wzdłuż ul. Zamkowej, naprzeciwko cmentarza. Byłem akurat wtedy w sieni Magistratu i stąd obserwowałem cały czas przebieg wypadków. Gwałtowny huraganowy ogień artylerii austriackiej i niewiele słabszy ogień baterii rosyjskich stwarzały piekielny huk, świst i łomot, podobny do uderzeń piorunów. Niebezpieczeństwo potęgował jeszcze bardziej grzechot broni ręcznej i karabinów maszynowych. Wkrótce około południa Austriacy wdarli się do okopów rosyjskich, znajdujących się naprzeciw kamienicy inż. Zygmunta Muszyńskiego i doszli, walcząc na bagnety aż do studni, skąd idzie droga na cmentarz, na Dworzysko i Magdalenę. Widziałem jak o godz. 10.15 prowadzono około 40 jeńców austriackich, [...] a Austriacy znów 100 rosyjskich jeńców i kilka karabinów maszynowych. Wieczór po zaciętym ataku Austriacy zostali wyrzuceni z zajętych za dnia okopów. Od granatów powstał pożar u Stanisława Wygrzywalskiego, a druga jego kamienica została zburzona. Spaliły się wówczas wszystkie domy koło cmentarza i od Dworzyska, aż do sklepu Weintrauba przy ulicy Stróżowskiej".

Zbombardowano kościół i dwór Miłkowskich
Wcześniej, bo 18 lutego 1915 r. zburzono doszczętnie granatami dwa domy w rynku, rozbito doszczętnie zegar ratuszowy oraz zrzucono z samolotu bomby na kościół, na dwór Miłkowskich i na fabrykę kwasu siarczanego (obecny "Forest").

Ciągłe zmiany w komendanturze Gorlic
Luty 1915 r. w dziejach oblężenia "Twierdzy Gorlickiej" to miesiąc szczególny, jeśli rozpatrywać zmiany rosyjskich komendantów miasta. 2 lutego 1915 r. z powodu "urzędowej niedyspozycji" został odwołany i wyjechał do Kijowa pułkownik Konstanty Hartoulary, dotychczasowy komendant miasta.Został on zapamiętany przez gorliczan jako ten, który w czasie największego głodu dostarczał do magistratu 15 pudów chleba z przeznaczeniem dla chrześcijańskich mieszkańców Gorlic, oraz jako twórca podziału miasta na Gorlice jako centrum obrony rosyjskiej, zwanej twierdzą, oraz Zawodzie z osobnym komendantem podległym komendantowi miasta z siedzibą w Bursie Polskiej.

Jego następcą został pułkownik Małynkiw, człowiek widzący w każdym szpiega. Jego okres naznaczony był ciągłymi rewizjami w poszukiwaniu szpiegów, telefonów i uchylających się od pracy Żydów. Sprawował władzę przez dwa tygodnie do 15 lutego 1915 r., kiedy zastąpił go na tym stanowisku sztabskapitan Czurskij mówiący dobrze po polsku. Jak wspomina w swoim pamiętniku Władysław Kijowski: "Czurski był nadzwyczaj dobrym człowiekiem dla ludności cywilnej, a szczególnie dla chrześcijan". Natomiast dla żołnierzy był katem, który nahajką napędzał do okopów mało karnych żołnierzy. Zachowywał się często jak zwykły żołnierz, idąc na czele oddziału do ataku. Podczas jednego z nich 24 lutego 1915 r. został ranny i zmarł w drodze do szpitala w Bieczu. Jego następcą został praporszczyk Dellendorf, Niemiec z saratowskiej guberni, człowiek dokuczliwy i bardzo rygorystyczny, którego ks. Świeykowski scharakteryzował jednym słowem "renegat". Jego okres rządów naznaczony był szykanami i prowokacjami. 25 lutego 1915 r. zarządził on spis ludności, na podstawie którego wydawano karty żywnościowe i zezwalano na pobyt w Gorlicach. Kto nie otrzymał karty pobytowej, wywożono go w głąb Rosji. Wywieziono wtedy obywateli: Franciszka Gubałę, Jana Mielowskiego czy też Józefa Miklaszewskiego.

Ludzkie ciała rozkładały się na ulicach miasta
Luty 1915 r. w Gorlicach to nie tylko problem głodu, nieustannego ostrzału miasta, rewizji w poszukiwaniu szpiegów, ale również rozkładających się zwłok, których nie było gdzie pochować, gdyż cmentarz stanowił ważny punkt obrony rosyjskiej, o który każdego dnia toczyły się walki. Ksiądz Świeykowski o tej tragicznej i patowej sytuacji pisał wprost: "Do cmentarza dostępu nie ma wcale, zabitych grzebie się w podwórzach domów, niektóre zwłoki leżą po 7 i 10 dni niepochowane; wobec strasznej i nieustającej prawie strzelaniny ludzie w ogóle obawiają się wychodzić na ulice; grabarz - między nami mówiąc trochę matołek - przychodzi co dnia do magistratu, susząc mi głowę, aż rwie się do spełniania swych zawodowych obowiązków - ale trudno na kładbyszcze nie lzia chodyty, a grabarz zanadto dumny na swój fach nie ma ochoty profanować się grzebaniem umarłych i zabitych w podwórzach kamienic ,,jako to nie poświęcana ziemia"...

Więc umarli i zabici leżą po domach albo w nocy wynoszeni przez swych krewnych pod mur cmentarny - zachodzi obawa, że wobec łagodnej zimy gotowa wybuchnąć jaka epidemia z tego powodu, w porozumieniu razem z komendantem miasta, który daje konwój, sprawiam grabarzowi niebywałą radość, gdyż tej nocy z 10 na 11 lutego grzebie naraz 16 trupów i to będących już w zupełnym rozkładzie. [...] Jakie z okazji grzebania zmarłych tragedie miały miejsce, dość wspomnieć, że mieszkająca tu wdowa po dyrektorze kopalni p. Wanda Konopnicka własnymi rękoma w ogrodzie domu, w którym mieszkała, zmuszona była pogrzebać swą zmarłą na suchoty siostrę, a następnie w kilka tygodni później i najstarszą swą córkę!". Opisane fakty, tworzyły w Gorlicach nastrój niepokoju, niepewności, lęku i grozy przed tym, co w niedługim czasie musiało nadejść i mimo lęku wszyscy na to czekali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska