Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Limanowa: prokuratorzy sprawdzają, dlaczego zmarło 4 pacjentów

Paweł Szeliga
Tłumy laskowian pożegnały 41-latka, który dwukrotnie szukał pomocy w limanowskim szpitalu.
Tłumy laskowian pożegnały 41-latka, który dwukrotnie szukał pomocy w limanowskim szpitalu. fot. Stanisław Śmierciak
Cztery śledztwa w sprawie narażenia pacjentów na śmierć prowadzą prokuratury w Nowym Sączu, Zakopanem i Limanowej. Wszystkie dotyczą ewentualnych błędów medycznych, których mieli dopuścić się lekarze limanowskiego szpitala.

Czarną serię zapoczątkowała nagła śmierć 23-letniego mężczyzny, który w maju 2012 r. spadł z rusztowania w Pisarzowej. Miesiąc
leczono go na intensywnej terapii. Gdy poczuł się lepiej, został przeniesiony na oddział chirurgii urazowej. Cztery dni później zmarł
na niedotlenienie mózgu. Prokuratura bada, czy doszło do błędu w sztuce medycznej.

W czerwcu 23-letnia kobieta w siódmym miesiącu ciąży całą noc czekała na cesarskie cięcie. Operację przeprowadzono dopiero nad ranem, choć kilka dni wcześniej ciężarnej odeszły wody płodowe. Bliskim opowiadała, że czuła, jak dzieci się duszą. Urodziła je martwe.

- Pół wieku temu mój brat przyszedł na świat w szóstym miesiącu ciąży i wyrósł na silnego mężczyznę - mówiła zaraz po zdarzeniu zrozpaczona matka 23-latki. - Teraz moja córka traci swoje dzieci w szpitalu wyposażonym w nowoczesną aparaturę. Nie mogę się z tym pogodzić.

Limanowski szpital wrócił znów na czołówki gazet, gdy w lutym tego roku w toalecie oddziału wewnętrznego znaleziono 38-letniego pacjenta. Leżał w kałuży krwi. Lekarzom nie udało się go uratować. Mężczyzna trafił do szpitala z powodu ostrego bólu brzucha. Przyczyny dolegliwości nie ustalono i dwa dni później odesłano go do domu. Wkrótce stan tak się pogorszył, że ponownie trafił do szpitala. Tym razem na oddział wewnętrzny, gdzie miał być diagnozowany. Dwa dni później już nie żył. Zmarł w wyniku krwotoku wewnętrznego.

Mimo tych zdarzeń nie dało się uniknąć kolejnej tragedii. 23 kwietnia w ośrodku zdrowia w Laskowej zmarł 41-letni ojciec pięciorga dzieci. Szukał tam ratunku, ponieważ nie znalazł go w Limanowej. Dwukrotnie był odsyłany ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, dokąd przywoziła go karetka pogotowia. Mężczyzna cierpiał na dotkliwy ból w klatce piersiowej. Zalewał się potem, tracił świadomość. W szpitalu zrobiono mu podstawowe badania, wykluczono zawał serca. Zmarł dzień później rano przed wejściem do gabinetu lekarskiego w Laskowej. Ze wstępnej opinii biegłych wynika, że przyczyną śmierci był tętniak
rozwarstwiający aorty. Można go było wykryć, gdyby w szpitalu zrobiono tzw. echo serca.

- Reanimowaliśmy pacjenta przez 20 minut - opowiada Elżbieta Przechrzta-Bednarczyk, kierownik ośrodka zdrowia w Laskowej. - Potem przez kolejne 40 minut robili to ratownicy z karetki. Bez rezultatu. Lekarzem, który dzień wcześniej odesłał 41-latka do domu, był Robert K., internista z 20-letnim stażem. Zdaniem śledczych, już sam fakt, że z karty chorego wynikało, iż po raz drugi trafia na SOR, winien być sygnałem ostrzegawczym, sugerującym dokładne zdiagnozowanie pacjenta. Medyk nie zrobił tego, choć miał już na koncie podobną wpadkę. W 2009 r. dyżurował na SOR w tarnowskim szpitalu. Przywieziono tam 80-letniego pacjenta z bólem brzucha. Nie zbadał go. Gdy chory zmarł, lekarz sfałszował dokumentację medyczną. Wynikało z niej, że diagnozował mężczyznę i podał leki.

- W rzeczywistości tego nie zrobił - mówi sędzia Tomasz Kozioł, rzecznik Sądu Okręgowego w Tarnowie. - Potem tłumaczył, że chciał badać chorego, ale ten go odepchnął, co nie było prawdą. W lutym 2009 r. tarnowski sąd skazał Roberta K. na półtora roku
więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Orzekł też roczny zakaz wykonywania zawodu. Mimo to lekarz podjął pracę w Limanowej. Potem tłumaczył, że odwołał się od wyroku i nie wiedział, że nie może wykonywać zawodu, zanim orzeczenie sądu się nie uprawomocni. Stało się to w lutym 2011 r., a mimo to do kwietnia pracował w lecznicy. Za niezastosowanie się do wyroku Sąd Rejonowy w Limanowej w październiku 2011 r. skazał go na cztery miesiące więzienia, w zawieszeniu na dwa lata.

Okoliczności śmierci 41-letniego laskowianina bada limanowska prokuratura. W przyszłym tygodniu okaże się, czy nadal będzie to
robić, gdyż wystąpiła do prokuratora okręgowego w Nowym Sączu o wyłączenie jej ze śledztwa. Motywuje to tym, że lekarze z miejscowego szpitala są jednocześnie biegłymi, których powołuje do swoich postępowań. - Robimy to w trosce o zachowanie bezstronności - zapewnia Janina Tomasik, prokurator rejonowy w Limanowej.

To ona inicjowała wszystkie śledztwa dotyczące zgonów pacjentów limanowskiego szpitala. Trzy poprzednie prowadzą już prokuratury w Nowym Sączu i Zakopanem. Na wyjaśnienie zagadkowych śmierci trzeba długo czekać, gdyż wiele zależy od opinii biegłych, którzy prowadzili sekcję zwłok pacjentów. A na takie analizy czeka się latami.

- Wrocławscy biegli, którzy mają się wypowiedzieć na temat przyczyny śmierci bliźniaków, wydadzą opinię najwcześniej w 2014 roku - przyznaje Waldemar Kriger, zastępca prokuratora rejonowego w Nowym Sączu. Dodaje, że nie może wymagać szybszej pracy biegłych, gdyż są obłożeni pracą, a ważne jest, żeby opinia była profesjonalnie przygotowana i nie budziła wątpliwości.
Podobnie jest w pozostałych śledztwach.

- To sprawy rozłożone na długie lata - nie kryje Beata Stępień-Warzecha, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. -
Prokuratorzy muszą uzbroić się w cierpliwość, ponieważ nie są lekarzami. Stawiając komuś zarzuty muszą się na czymś oprzeć. W takich śledztwach podstawą są opinie biegłych.

Dyrektor limanowskiego szpitala Marcin Radzięta od początku odmawia komentowania kolejnych zgonów w jego placówce. Jego zastępca ds. medycznych Mariusz Bobula po ostatnim zdarzeniu stwierdził, że pacjenta wypisano w dobrym stanie. Dwa dni później złożył rezygnację z funkcji. Dyr. Radzięta jej nie przyjął. We wtorek przedstawił zarządowi powiatu projekt działań, mających usprawnić pracę placówki.

Zły szpital?
Dyrektor Marcin Radzięta po śmierci laskowianina wydał emocjonalne oświadczenie. Odnosząc się do medialnych doniesień i krytycznych komentarzy internautów, przypomniał, że szpital co roku leczy 15 tys. osób w poradniach specjalistycznych. Tyle samo trafia na oddziały szpitalne, a sam SOR przyjmuje 25 tys. pacjentów. "Czy wśród tych wszystkich osób nie ma takich, którym uratowano życie i zdrowie?" - pyta dyrektor. Przypomina, że w kwietniu NFZ przesłał wyniki kontroli za 2007 r., w której dowodzi, że lecznica przyjmuje za dużo chorych. "Z jednej strony mówią nam, że nie możemy nikomu odmówić pomocy, z
drugiej, że musimy liczyć koszty" - dodaje Radzięta.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska