Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kurs jak walka o życie. Losy nożownika i taksówkarza splotły się na długo

Redakcja
Taksówkarz Roman P.  ze swoim adwokatem na rozprawie (po lewej) i oskarżony pasażer Arkadiusz  M. z obrońcą (po prawej)
Taksówkarz Roman P. ze swoim adwokatem na rozprawie (po lewej) i oskarżony pasażer Arkadiusz M. z obrońcą (po prawej) Artur Drożdżak
W tej historii splotły się losy napastnika i ofiary. Po przypadkowym spotkaniu pierwszy będzie inwalidą. Drugi walczy o godne życie, ale bez pomocy nożownika będzie mu ciężko - pisze Artur Drożdżak.

To spotkanie w Krakowie 19 maja 2012 roku było całkiem przypadkowe. Jednak wywróciło do góry nogami całe życie kierowcy taksówki Romana P. i pasażera Arkadiusza M.

Taksówkarz Roman P.

Jak co dzień przyjechałem fordem na stałe miejsce postoju przy Regionalnym Dworcu Autobusowym. Mój numer wywoławczy to 333. To nawet pasuje, bo 33 lat wykonywałem zawód taksówkarza. Mam 58 lat, żonaty, nie karany.
Napastnik Arkadiusz M.
Od pięciu dni podróżowałem po kraju. Byłem w Katowicach, odwiedziłem Zgorzelec i stopem dotarłem do Wrocławia. Tam chciałbym studiować na uczelni wojskowej. Mam 20 lat, 185 cm wzrostu, kawaler. Nie miałem konfliktów z prawem.
Roman P.
Wsiadł młody chłopak, ze 30 lat, wysoki, fryzura jak u Hendrixa. Koszula w kratę, dżinsy, kurtka. W ręce dwie torby podróżne. Zadał jedno pytanie: czy damy radę do Suchej Beskidzkiej? Odpowiedziałem, że jazda potrwa półtorej godziny, włączyłem licznik. Usiadł za mną. Pasażerowie dzielą się na dwie kategorie. Jedni są rozmowni, drudzy milczą. On milczał.

Arkadiusz M.

Chciałem jechać do Zakopanego, a potem już wracać do domu w woj. lubelskim. Przed wyjazdem miałem na koncie 1000 zł. Skończyłem liceum w Zamościu, klasę o profilu matematyczno-fizycznym, potem pracowałem dorywczo przy czyszczeniu zbiorników retencyjnych. Ojciec na bezrobociu, matka na etacie w spółdzielni mleczarskiej. Ona utrzymuje dom za 1110 zł. Miałem fundusze na podróż. Postanowiłem ostatni etap pokonać wygodniej, dlatego zdecydowałem się na taksówkę. Zapytałem, czy za kurs do Suchej wystarczy 500 zł. Nie było mi żal tyle wydać, bo można raz sobie pozwolić na luksus.

Roman P.
Z Krakowa pojechaliśmy przez Sułkowice i Zembrzyce. Odezwał się przed remontowanym mostem w Makowie Podhalańskim. Przejechałem most, skręciłem w lewo. Droga była z trylinki, takich sześciokątnych płyt betonowych, potem znów asfalt. Przejechaliśmy z kilometr, kazał się zatrzymać na łuku. Za kurs wyszło 256 złotych.

Arkadiusz M.
Podałem kartę bankomatową, ale czytnik w taksówce sygnalizował, że transakcja nie może być zrealizowana. Spróbowałem drugi raz i dowiedziałem się, że "brak autoryzacji". Ruszyliśmy autem na poszukiwanie bankomatu.

Roman P.
Szukaliśmy bankomatu banku BGŻ, bo taką miał kartę. Znaleźliśmy automat z "żubrem", koło Biedronki w Suchej. Chłopak powiedział, że był zepsuty. Pojechaliśmy do drugiego i trzeciego bankomatu. Wrócił i rzucił, że dowiedział się tego, czego się nie chciał dowiedzieć. Brak środków? - zapytałem. Odparł, że tak. Nie był zdenerwowany. Stwierdziłem, że to nie jest elegancko, bo wyłudza przejazd.Tak jest jak się wsiada do taksówki, a nie ma pieniędzy. Gdzieś telefonował, albo mi się tak wydawało. Rzucił: stówa już jest, ale musimy jechać w to samo miejsce, w którym byliśmy. Tam miał się zjawić ktoś z gotówką. Nie mówił kto. Na miejscu wyłączyłem silnik, wysiedliśmy.

Arkadiusz M.
Bankomat pokazał, że na koncie miałem jedno wielkie zero. Taksówkarz mówił, że zawiezie mnie do Krakowa na policję. Wyzywał mnie, odgrażał się. Wysiedliśmy. Mnie opcja policji wydawała się dużo gorsza, niż opcja ucieczki, jednak w bagażniku miałem dwie torby. Postanowiłem ogłuszyć taksówkarza. Zobaczyłem kamień przy drodze, spory, może jak dłoń. Podniosłem go i zamierzyłem się. Jak to zrobiłem, to taksówkarz się odwrócił i na mnie spojrzał. Wtedy trochę zwątpiłem i ręka wyhamowała. Nie uderzyłem go z taką siłą, z jaką zamierzałem. Trafiłem go tak za uchem. Nie przewrócił się, stał cały czas i złapał się za głowę. Widziałem, że sprawdza, czy nie leci mu krew.

Roman P.

Zobaczyłem podniesioną rękę z kamieniem, i że coś na mnie spada. To był taki szary otoczak. Cios był mocny, otrzymałem go w lewą część głowy. Poczułem tępy ból, ale nie straciłem przytomności. Znów się na mnie zamachnął. Szarpaliśmy się i spadły mi okulary. Chciałem mu wytrącić kamień i zareagowałem jak małe dziecko: ugryzłem go w rękę, wtedy wypuścił otoczak. Wyjął nóż, taki z brązową rękojeścią, krótki. Zdałem sobie sprawę, że bez okularów moje szanse obrony są zerowe.

Arkadiusz M.
Potem była panika i zaczął na mnie nacierać. Ja miałem nóż, składany, z karbowanym ostrzem. Nosiłem go zawsze przy sobie, by straszyć ewentualnych napastników. Miałem go w prawej ręce. Na jego widok taksówkarz się cofnął i przestał nacierać.

Roman P.

Mówiłem, by schował nóż i tak zrobił. Rzuciłem, by wziął bagaże i szedł w swoją stronę, dał mi żyć. Powiedziałem, że mam rodzinę, on też i czego chce. Odparł, że chce żyć i mieć pieniądze. Ile chcesz , 200-300 zł? - rzuciłem. Usłyszałem, że więcej. Powiedział, że zamierzał mnie ogłuszyć kamieniem, zabrać pieniądze, kluczyki auta i nim wrócić do Krakowa. Starałem się go odciągnąć rozmową, by wsiąść do środka. Udało się, ale on starał się sięgnąć po kluczyki przez otwarte okno. Lewą ręką wyciągnąłem ze schowka gaz łzawiący, ale nie zadziałał. Odskoczył jak zobaczył pojemnik z gazem. Znowu wyjął nóż i chciał mnie dźgnąć, tak na wysokości brzucha. Byliśmy wtedy na zewnątrz forda. Powiedział, że teraz to, kurwa, będzie koniec. Zrobiło mi się ciepło, wiedziałem, że niedobrze widzę i coś muszę zrobić, by się obronić. Chciałem mu wyrwać nóż. Sytuacja była dynamiczna, nie wiem,ile to trwało, 15 sekund czy minutę. On wyprowadził zamach od dołu, lewą ręką złapałem wtedy za ostrze. Szamotaliśmy się i nóż wbił mu się w prawe udo. Krzyknął, coś ty kurwa, zrobił. Wyjąłem mu nóż z nogi i rzuciłem do środka auta.

Arkadiusz M.
Na nożu była moja krew i odstąpiliśmy od siebie, cofaliśmy się. Krew trysnęła z mojej nogi. Mówiłem do mężczyzny, by mi pomógł, ale on nie odpowiedział, uciekł i odjechał.

Roman P.
Wsiadłem do taksówki, on próbował zrobić to samo, ale zacząłem cofać i uderzyłem go drzwiami. Krzyczał, widziałem, że siedział na tyłku, drzwi się same zatrzasnęły. Przejechałem 200 m do grupki kobiet. Powiedziałem, że jestem taksówkarzem i potrzebuję pomocy.Karetka była po 10 minutach, ale rzuciłem im, żeby jechali dalej, bo tam napastnik jest ranny. Ruszyli. Jedną z pań poprosiłem, by pomogła mi szukać okularów. Tam jedna karetka już zajmowała się rannym, okulary znalazłem.

Arkadiusz M.
Miałem przebłyski, chyba próbowałem wejść do taksówki, ale nie wiem, czy to prawda. Położyłem się na ziemi, bo zrobiło mi się słabo, potem straciłem przytomność. Ocknąłem się w karetce i usłyszałem słowa: kolejny trup dzisiaj. Nie mogłem się ruszać. Pełną świadomość odzyskałem po czterech dniach, ale nie w szpitalu w Suchej, ale w Krakowie. Znowu były przebłyski: taksówka, kamień. Przypomniałem sobie wszystko stopniowo.

Roman P.
Do dziś jestem w leczeniu w związku z działaniem pasażera. Już nie wrócę do pracy, nie mogę jeździć taksówką. Lekarz mi odradza. Boję się wszystkiego, co się dzieje z tyłu, za mną. Wiem, że to irracjonalne, ale tak jest.

Arkadiusz M.

W szpitalu okazało się, że miałem przeciętą tętnicę i żyłę udową w prawej nodze, uszkodzone zostały połączenia nerwowe. Mam całkowity brak czucia w nodze poniżej kolana, sztywną stopę, usztywnienie stawu skokowego, martwicę nerwów i tkanek. Wycięto mi część prawej łydki. Poruszam się o kulach. Mam orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności. Wójt przyznaje mi zasiłek stały w wysokości 74 zł 13 gr oraz zasiłek pielęgnacyjny, czyli dodatkowo co miesiąc otrzymuję 153 zł. ZUS odmówił mi prawa do renty socjalnej, jestem na utrzymaniu rodziców.

Roman P.
Nie mogę wykonywać zawodu, nie mogę zarabiać, normalnie żyć. Byłem na zasiłku, ale teraz nie wiem, czy ZUS przyzna mi świadczenie z powodu mojej niezdolności do pracy. Nie mam z czego żyć.

Arkadiusz M.

Tu w sądzie w całości przyznaję się do winy, mam poczucie odpowiedzialności za przestępstwo. Przepraszam za to co zrobiłem, ale zdaję sobie sprawę, że same słowa przepraszam nie wystarczą. Nie potrafię powiedzieć, co mi wtedy strzeliło do głowy. Żałuję tego, co zrobiłem. Wtedy chciałem też okraść taksówkarza, wziąć pieniądze i kluczyki auta.

Roman P.
Po katolicku przyjmuję przeprosiny, ale żal pozostaje. Jako oskarżyciel posiłkowy na procesie chcę 50 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy od oskarżonego.Pieniędzy za tamten kurs do dziś nie otrzymałem.

Arkadiusz M.

Czekam na wyrok. Grozi mi 15 lat więzienia.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska