18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kulisy esbeckiej prowokacji wobec Karola Wojtyły

Marta Paluch
Biskup Karol Wojtyła został przez SB uznany za niebezpiecznego dla ustroju już w latach 60.
Biskup Karol Wojtyła został przez SB uznany za niebezpiecznego dla ustroju już w latach 60. archiwum
Esbecy chcieli "wrobić" biskupa Wojtyłę w historię z konkubiną i dzieckiem. Jednak tak się złożyło, że skompromitowali się sami. O tym, jak wywróciła się akcja, w której polską bezpiekę wspierało radzieckie KGB i niemieckie Stasi - opowiada Marcie Paluch dr Marek Lasota, historyk, szef krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej.

Teraz, po kilkudziesięciu latach, za sprawą niszowej, antyklerykalnej fundacji wraca wymyślona przez esbeków historia rzekomego "syna" Karola Wojtyły. Nie zadziwia to Pana?
Dziwi, że ktoś jeszcze próbuje odgrzewać tamtą esbecką prowokację. Choć sprawa jest całkiem absurdalna, pewnie nieprzypadkowo wygrzebano ją w przededniu kanonizacji Jana Pawła II, by zdezawuować tę postać. Zadziwia też, że istnieją jeszcze ludzie, którzy liczą na tak daleko idącą łatwowierność Polaków. Ta historia ma źródło w niefrasobliwości i gadatliwości ludzi w latach 60. Historia zaczyna się banalnie...

Czyli jak?

W latach 60. w redakcji "Tygodnika Powszechnego" pojawia się Irena Kinaszewska, rozwódka, która samotnie wychowuje syna Adama. Pracuje jako maszynistka, jest w trudnej sytuacji materialnej. Pomaga jej przyjaciel Karola Wojtyły, ks. Andrzej Bardecki, który załatwił jej tę pracę. Pewnego razu pojawia się konieczność przepisania kazania ks. Wojtyły. Kinaszewska zrobiła to raz, potem drugi. A ks. Bardecki pewnie szepnął Wojtyle, że kobieta jest w trudnej sytuacji, więc coraz częściej przepisuje teksty dla arcybiskupa. A że to ogromna nobilitacja, kobieta opowiada o tym koleżankom. Jednakże wśród tych koleżanek...

Były tajne współpracowniczki SB.

Tak, w "Tygodniku" było ich kilka, na niższych, technicznych stanowiskach. A wśród nich Sabina Kaczmarska, która opowiada o wszystkim kapitanowi SB Józefowi Schillerowi, późniejszemu szefowi SB w Nowym Sączu. Wtedy bezpieka rozważa temat pt. relacje damsko-męskie Wojtyły. Zakładają w mieszkaniu Kinaszewskiej podsłuch, w nadziei, że coś uda się znaleźć, jakiegoś "haka" na Wojtyłę. Jednak w drugiej połowie lat 60. esbecy uznali, że nic z tego nie będzie. Jest zachowana notatka naczelnika wydzialu IV, który ocenił, że to bzdura totalna. I wydawało się, że sprawa umarła śmiercią naturalną.

Ale nie umarła?
Nie. W lutym 1983 roku niejaki Grzegorz Piotrowski, wówczas wysoki rangą funkcjonariusz departamentu IV SB w Warszawie, prowadzi w Krakowie akcję w ramach działań tzw. grupy "D" - inspektorów do specjalnych działań dezintegrujących.

To była poważna akcja?
Bardzo poważna, najprawdopodobniej (zachowały się szczątkowe, potwierdzające tę tezę dokumenty) o wymiarze międzynarodowym. Uczestniczyli w niej, oprócz naszej Służby Bezpieczeństwa, także pracownicy radzieckiego KGB, niemieckiej Stasi i węgierskiej Państwowej Służby Bezpieczeństwa AVSZ. Operację związaną z osobą papieża Jana Pawła II nazwano "Triangolo", od włoskiego "trójkąta". Jej celem było zbieranie informacji, które mogły podważyć autorytet papieża. Polskim odpryskiem była prowokacja, zorganizowana w lutym 1983 roku, przed drugą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski.

A wspomniany Piotrowski to późniejszy zabójca ks. Popiełuszki?
Ten sam. To był jeden z twórców grupy "D", zajmował się najważniejszymi duchownymi do inwigilacji. I kierował akcją w mieszkaniu ks. Bardeckiego na placu Sikorskiego w Krakowie. Prowokacja była fachowo przygotowana. W lutym 1983 roku do mieszkania przychodzą dwie funkcjonariuszki SB - Barbara Borowiec i Barbara Szydłowska (obie zresztą żyją do tej pory. Tylko jedna żałuje tego, co zrobiła). Bardeckiego nie ma, kobiety przyjmuje gospodyni. Podają się za wolontariuszki komitetu pomocy, mają "paczkę żywnościową" dla księdza (przypominam: jest stan wojenny). Jedna z nich po latach przyznała, że miała za zadanie otworzyć okno, żeby technik SB mógł wejść z zewnątrz. Zadaniem pań było również podrzucenie w tym mieszkaniu materiałów, które miały kompromitować Jana Pawła II.

Co to było?

Sfabrykowany "pamiętnik" Kinaszewskiej o jej relacji z Wojtyłą. To było tuż przed przyjazdem papieża do Polski, planowanym na czerwiec 1983 r. Władze PRL bały się go. W Archiwum Mitrochina (zbiór 300 tys. dokumentów wywiezionych przez archiwistę KGB, Wasilija Mitrochina w 1992 r. na Zachód) jest nawet cytat z Kiszczaka, który powiedział na jednej z narad: "Miejmy nadzieję, że Pan Bóg skróci ten pontyfikat".

Co to za pamiętnik?

Ten sfabrykowany "pamiętnik" dla uwiarygodnienia został napisany przez esbeków na maszynie Kinaszewskiej. A potem podrzucony do księdza Bardeckiego.

I kto go znalazł?
Sam ksiądz, człowiek nieufny i sam raz pobity przez "nieznanych sprawców". Kiedy gospodyni opowiedziała mu, co się stało, nabrał podejrzeń i przeszukał mieszkanie. I znalazł "pamiętnik", ale zrobił najgorszą rzecz z możliwych (z punktu widzenia historyka) - spalił go. Tym samym scenariusz SB: przychodzą do księdza, przeszukują mieszkanie i przy okazji "znajdują" materiały kompromitujące papieża, nie powiódł się. A pamiętajmy, że takie materiały mogły być elementem szantażu Jana Pawła II.

Co chcieli wymusić?

Nie powstrzymaliby go przed wizytą w kraju, ale mogli próbować wpłynąć na to, co tu mówił - a co, jak wiemy, było bardzo ważne. Akcja u księdza była co prawda przeprowadzona prawidłowo, ale...

I tak się nie udała?

Bóg czasami miewa poczucie humoru. Tuż po akcji Piotrowski i obie panie bawili się na zakrapianej kolacji w ekskluzywnym wówczas hotelu Holiday Inn przy ul. Marszałka Koniewa (dziś Armii Krajowej). Mocno się spili, lecz Piotrowski uparł się, że je odwiezie do domu. I tak, w nocy 2 lutego 1983 roku rozbił się na słupie zaraz po wyjeździe z parkingu. Trafił do szpitala. Pamiętam, że cały Kraków huczał od plotek, że jakiś ważny esbek rozbił się po pijanemu koło Holidaya. Więc supertajna grupa "D" i akcja się zdekonspirowały... Wtedy temat rzekomego romansu wydawał się zamknięty.

Ale znowu nie był...
Nie. Od lat 90. w antyklerykalnym piśmie "Fakty i Mity" odgrzewa się ten wątek. Pamiętam jeden z artykułów podpisany tylko inicjałami. I ciekawa sprawa: były zbieżne z inicjałami esbeków z grupy "D"...

Był GP - Grzegorz Piotrowski?
Był, były też inne. To oczywiście o niczym nie świadczy i nie mam żadnych dowodów, ale rzecz jest ciekawa. A to, co się dzieje teraz w Lublinie, to paroksyzm bezpieki zza grobu.

To była jedyna akcja tego typu skierowana przeciw Wojtyle?

Myślę, że nie. Ale esbecy mieli z nim ogromny problem. Wojtyła był osobą, która prowadziła niesłychanie bogate życie, miał wiele kontaktów z ludźmi i robił to otwarcie. Przyjaźnił się ze świeckimi, również z kobietami, czego najlepszym przykładem jest Wanda Półtawska. I nigdy tego nie ukrywał. Traktował to naturalnie, jako kontakt z drugim człowiekiem. Rozmawia, przyjaźni się, jeśli trzeba było pomóc, pomaga, tak jak to było w przypadku Kinaszewskiej. I robił to otwarcie, publicznie. Dlatego nie jest niczym dziwnym, że zrobiono krążące teraz w internecie zdjęcie papieża z "Kinaszewską i jej synem".

Ta historia pokazuje, jakie metody stosowali esbecy. W swojej nowej książce ("Wojtyła na podsłuchu") opisuje Pan także, że wykradali z kurii jego kazania. Po co?
Bezpieka chciała zebrać na jego temat możliwie jak najwięcej informacji. To "informacje wyprzedzające" dla kierownictwa partii. Podliczali kazania, kategoryzowali je na wrogie, obojętne, pozytywne dla ustroju.

Kto wykradał je z kurii?
Bezpieka miała tam w tym czasie kilka swoich "wtyk". Ci, którzy dostarczali najwięcej cennych informacji, to świeccy. Mogli wykradać kopie kazania bądź kalki. Zadanie nie było trudne.

Co interesowało esbeków w tych dokumentach?

Najbardziej - kazania z ważnych okresów w życiu Kościoła. Interesowali się np., jakie zmiany zostaną wprowadzone po II soborze watykańskim w Polsce. Proszę pamiętać, że każda rewolucja (w tym sobór), wprowadza pewne rozchwianie. Gdy dowiadywali się, że w jakiejś parafii czy diecezji może się pojawić problem dla księży, mieli pole do popisu.

A kazania z kościoła? Esbecy nagrywali je podczas mszy, spisywali?
W latach 60. służby miały już pokaźny arsenał środków, pozwalających podsłuchiwać kogo trzeba.

Jak to robili? Z magnetofonem szpulowym w Kościele?
Zdziwiłaby się pani. Mieli miniaturowe magnetofony, niektóre bardzo zmyślne, w damskiej torebce, z mikrofonem w rączce... To był sprzęt jak z filmu sensacyjnego.

Esbecy byli głupi? Takie można odnieść wrażenie czytając te zniekształcone relacje.
Czasem źle usłyszeli z taśmy, czasem źle zapisali. W tych notatkach jest sporo błędów, czasem humorystycznych. Na przykład jeden napisał, że św. Wojciech pojechał do grobu Bolesława Chrobrego, zamiast: na dwór Chrobrego. Biedak esbek nie znał dobrze historii i tak mu pasowało zapisać.

Podobno niektórzy się nawrócili słysząc te kazania?

Dowodów wprost na to nie ma, ale można przypuszczać, że skoro posłuchali mądrych rzeczy, kręgosłup im się wyprostował. W książce przytaczam fragment zapisu kartotecznego z 1987 roku, gdzie esbek napisał, że papież jest następcą Chrystusa. Może to znaczyć, że się nawrócił albo że był po prostu głupi. Były też sytuacje, że esbecy przechodzili na drugą stronę, do Solidarności.

Karol Wojtyła był dla władz bardzo niebezpieczny.
Bardzo, i dostrzegli to już w latach 60. Taką dostał ocenę, gdy był jedną z trzech osób przewidywanych na stanowisko biskupa krakowskiego. Kandydatury przedstawiano władzom, a one je opiniowały. I partia miała rację, co pokazały np. obchody Millennium Polski (1966 r.), kiedy kopia obrazu jasnogórskiego peregrynowała po Polsce. Widać było, jak rzesze ludzi koncentrują się wokół wydarzeń religijnych. Gomułka nie mógł nic z tym zrobić, nijak tego zafałszować. Choć próbował przeciwdziałać. Kazał np. aresztować obraz. I siedziała Matka Boska w aresztanckiej celi.

Z jakiego paragrafu?
Dobre pytanie. Wiem, że była aresztowana cztery razy. W tym czasie powstał pomysł przypisywany (moim zdaniem słusznie) Wojtyle, żeby po Polsce jeździły same ramy obrazu. Zachowały się zdjęcia z różnych uroczystości: widok pustych ram z palącą się świecą pośrodku, który był znacznie bardziej przejmujący niż nawet najpiękniejszy wizerunek Matki Boskiej... Wojtyła był zawsze dla komunistów niebezpieczny, choć trudno było im znaleźć cokolwiek, by go skompromitować. A teraz, kiedy słyszę o tej akcji z Lublina, to myślę, że ateiści się ośmieszają odgrzewając tę historię. Historię, którą komuniści uznali za niestrawny, odgrzewany kotlet już kilkadziesiąt lat temu. Choć pewnie część osób w nią uwierzy. Tak jak niektórzy uwierzyli w wydarzenia z "Kodu da Vinci" Dana Browna...

Wsp. Dorota Abramowicz

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska