MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto groził profesorom

Artur Drożdżak
Dwukrotnie spokój prześwietnego Uniwersytetu Jagiellońskiego został w 1924 r. zakłócony wydarze- niami natury kryminalnej. Ale wynik dochodzenia nie był pomyślny dla uczelni, jak i gro- na profesorskiego. Sprawcy nie ujęto, chociaż w jednym przypadku sprawca naruszenia powagi uczelni był znany. Zaczęło się od egzaminu na wydziale lekarskim UJ.

Zacytujmy pierwsze z doniesień. "28 czerwca składał egzamin medyczny u prof. Stanisława M., dziekana wydziału lekarskiego, Henryk M., dr Uniwersytetu Wiedeńskiego nostryfikujący na UJ swój zagraniczny dyplom. Dowiedziawszy się o niepomyślnym wyniku egzaminu napadł na egzaminatora słowami: to jest bezczelność dra Uniwersytetu Wiedeńskiego przy egzaminie spalić. Nauczę Cię rozumu, poczekaj, zobaczymy się jeszcze, ty świnio".

Na marginesie warto zauważyć, że dziś powiedzielibyśmy, że egzamin się raczej oblewa niż pali, ale to kwestia stylistyki. Dalej w doniesieniu napisano, że egzaminowany "odgrażał się obu pięściami i zdradzał zamiar czynnego znieważenia swego egzaminatora. Nazajutrz wydobył z kancelarii dziekanatu bez zezwolenia akta swoje nostryfikacyjne i oddalił się".

Niezwłocznie przesłuchano prof. Stanisława M., który potwierdził szczegóły zajścia. Zeznał, że incydent wydarzył się w jego gabinecie, w chwili, gdy przed wyjściem z pracy mył sobie ręce.

- Ponieważ podejrzany zbliżał się, obawiałem się czynnego targnięcia się na mnie, przeto chwyciłem go za rękę i od siebie oddaliłem. Podejrzany, gdy mu kazałem wyjść, jeszcze krzyczał i wygrażał podnosząc pięści do góry - relacjonował profesor.

Henryk M. przepadł bez śladu, ale niezbyt pilnie go poszukiwano. Wszystko zmieniło się 14 października 1924 r., gdy do policji wpłynęło doniesienie z UJ, że prof. Karol K. otrzymał dwa anonimy, w których grożono mu śmiercią.

"Wielmożny Panie Profesorze. Jestem zdeklarowanym samobójcą. Na Moim życiu nie zależy mi. Skończę w niedługim czasie. Donoszę Panu Profesorowi, że spalenie kogokolwiek przy egzaminie, jak długo jeszcze będę przy życiu, pociągnie za sobą wpakowanie kuli w łeb Panu Profesorowi. Oczywiście drugą kulę sobie poświęcę" - niezbyt składnie ostrzegał autor anonimu.

W drugim liście nadmieniał, że "błysnęła mi myśl, że może tylko skutkiem nieporozumienia spalił Pan Prof. kolegę i koleżankę. Ten przebłysk uchronił Pana od niechybnej śmierci. W ostatnim momencie opuściłem rewolwer. Do chwili popełnienia przeze mnie samobójstwa nie wolno Panu nikogo spalić. W ciągu 24 godzin od chwili spalenia wpakuję Panu kulę w łeb. Podli sadyści nie będą nas terroryzować. Psom - psia śmierć ! To mi igraszki !!" - tak kończył się drugi anonim.

Jako że zachodziło podejrzenie, że to dr Henryk M. był autorem listów, wszczęto śledztwo i zwrócono się do biegłych, by ustalili, czy pisma były pisane ręką mężczyzny. Zdobyto próbkę oryginalnego pisma podejrzanego, ale jednoznacznej ekspertyzy nie było.

Policja ustaliła, że Henryk M. wyjechał do Włoch i chociaż powątpiewano, by to on był autorem anonimów, to jednak krakowski sąd wydał za nim list gończy.

Cóż od 600 lat wiadomo, że studiowanie na UJ wiąże się z wielkim stresem. I to takim, że egzaminowani są zdolni do czynu kompletnie nieobliczalnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska