MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Kmak: głupio, żeby ksiądz był zachłanny

Marta Paluch
Ks. Kmak miał 3,5 roku, gdy zmarł mu ojciec. Od dziecka ciężko pracował. - Niekiedy mnie to przerastało - przyznaje
Ks. Kmak miał 3,5 roku, gdy zmarł mu ojciec. Od dziecka ciężko pracował. - Niekiedy mnie to przerastało - przyznaje fot. Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Proboszcz z Ptaszkowej ks. Józef Kmak swoich parafian nie traktuje z góry, bo wyznaje zasadę, że z ludźmi trzeba żyć. Dobrze żyć. Może dlatego ten zapalony narciarz i góral nie chce się stąd ruszać. Bo gdzie może być lepiej?

Co to za rzeźba na stole?

To? Wit Stwosz, "Modlitwa w Ogrójcu".

Prawdziwy?

Ten jest z pyłu drewnianego i kukurydzy, to kopia wydrukowana w 3D. Państwo Pawłowscy wykonali. A oryginał znajdzie się w naszym nowym kościele, w którym planujemy dwa klimatyzowane pomieszczenia muzealne. Już wcześniej artyści, którzy pojawiali się w Ptaszkowej - Wyspiański, Mehoffer, podejrzewali, że rzeźba w naszym XVI-wiecznym kościele jest autorstwa Wita Stwosza, nigdy jednak nie podjęli dokładnych badań. Dopiero w 2003 r., gdy dostaliśmy dofinansowanie z urzędu marszałkowskiego, Stanisław i Magda Stawowiakowie podjęli się renowacji. Zdjęli wszystkie warstwy farby, 2,5 cm tego było. Potem oceniały tę rzeźbę rozmaite komisje. I wyszło, że jest autentyczna. W rękawie jednej z postaci znaleziono kryptosygnaturę Stwosza.

Dlaczego krypto?

W gotyku artyści nie podpisywali swoich dzieł, ponieważ uważali, że talent dostali od Boga i to dzieło nie jest naprawdę ich. Natomiast Stwosz umieszczał kryptosygnaturę na niektórych swoich dziełach.

Mocno się staraliście o to dofinansowanie?

Staraliśmy się wszyscy, cała grupa ludzi z gminy Chełmiec, Grybów. I, w zależności od wyborów, pieniądze pojawiały się i znikały (śmiech). Dużo pomógł Andrzej Poręba, wicewójt, państwo Stawowiakowie, konserwatorzy. Rozwarstwili jeden zabytkowy obraz, sklejony z dwóch XVIII-w.: "Dusze w czyśćcu cierpiące" i "Przemienienie Pańskie".

Jak to z dwóch?

Jeden był namalowany, na nim drugi. I oni te dwie warstwy farby delikatnie rozdzielili, więc mamy teraz w starym kościele dwa obrazy.

Cuda tu u Was.

No pewnie! (śmiech)

Parafianie często do Księdza przychodzą?

Tak. Nie ustawiam pracy duszpasterskiej na zasadzie: na górze ambona, na dole wierni. Chcę mieć kontakt z ludźmi. Wiele rzeczy robimy wspólnie. Może jest mi łatwiej, bo jestem stąd, mój rodzinny dom stoi 6 km od plebanii. Jako chłopak kopałem piłkę w Grybowiance jako ofensywny pomocnik...

Czyli laury za strzelone gole zbierali inni?

Powiem pani tak: jestem z tego pokolenia, w którym uczono nas trochę więcej pokory wobec siebie i świata. Kiedy było przyjęcie w domu rodzinnym, wujkowie z rodzicami siedzieli przy stole w pokoju, a dzieciarnia w kuchni albo na polu.

Czyli Ksiądz taki skromny z domu wyszedł?

Głupio, żeby ksiądz nie był skromny (śmiech). Nie mogę się chwalić czymś, co robimy wspólnie. Wie pani, jak było w Zakopanem? "Góral wjechał końmi między domy: ludzie, węgiel wam przywiozłem! A jeden z chłopów pyta: tyś przywiózł? Ty?". Zawsze to opowiadam, kiedy kolega - ksiądz mówi: ułożyłem posadzkę albo: ogrodziłem kościół. Jeśli coś robimy wspólnie, wspólnie zbieramy laury.

Może stąd to podejście, że Ksiądz miał siedmioro rodzeństwa?

Byłem też kapelanem w szpitalu i sporo się napatrzyłem.

Ojciec Księdzu wcześnie zmarł?

Miałem 3,5 roku. Najmłodszy z braci miał wtedy pół roku, najstarszy był w piątej klasie. Było nas ośmioro, a mama, wtedy 36-letnia, została sama.

Musieliście się nią opiekować?

Wychowywać (śmiech). I wychowaliśmy ją dobrze, bo to była wspaniała kobieta, naprawdę. Moja bohaterka. Została sama, a tu dom nieskończony, 5 ha pola rozciągniętego w małych kawałkach po górach, ośmioro dzieci. A mimo to potrafiła się uśmiechać, mieć czas na czytanie, poprawienie naszych zadań. I jeszcze chleb upiekła. Mogliśmy z nią dyskutować poważnie, po partnersku.

Ksiądz szybko się nauczył ciężko pracować?

Tak.Od pasania krów, przez kopanie ziemniaków po przyjmowanie porodu cielaka. Zresztą, nawet jako ksiądz w poprzedniej parafii, Gromniku, ciągnąłem cielę za nogi. Pasterka ledwo się skończyła… Zdjąłem sutannę i dawaj! Bóg się rodzi, a tu nowe życie… Życie jest fajne. Ale powiem szczerze, kiedy byłem dzieciakiem, ta praca nas przerastała. Aż do bólu, do łez. 3-4 klasa chłopaki, i trzeba było zapakować konia, wóz i jechać kosić trawę. Albo krowy pasać. Nie cierpiałem tego.

Jak to? Krowa na postronek, a pastuszek pod drzewko książkę czytać. Fajnie.

A gdzie tam! Myśmy pasali po miedzach, małych skrawkach między polami sąsiadów. Trzeba ją było trzymać na postronku 2-3 godziny. Śmiałem się do chłopaków, że gdyby nie krowy, skończyłbym w FC Barcelona, a tak to skończyłem w Grybowiance. Ale muszę mało skromnie powiedzieć, że grałem w reprezentacji księży z kadrą Górskiego w latach 90.

Kto wygrał?

Oni, ale nie tak dużą przewagą. Świetnie było zagrać. Bardzo fajni ludzie.

Ksiądz też na nartach jeździ, rozkręcił kółko na plebanii.

W Grybowie był pan Zubek, mistrz Polski. Jeździliśmy razem, graliśmy w hokeja na rzece... Kiedy tu przyszedłem, tak się złożyło, że był memoriał narciarski. Dzieci biegały, mieliśmy nawet swoich olimpijczyków. Zebrałem to do kupy, żeby coś stworzyć. Współorganizowaliśmy spartakiadę, potem połączyliśmy to jeszcze z zawodami dla niepełnosprawnych. Teraz już nie trenuję, tylko jeździmy na zimowisko w góry, do Zakopanego.

I Ksiądz wszystkie szczyty już zaliczył?

Oprócz Mięguszowieckich. Resztę parę razy nawet złaziłem. Za komuny młodzież nie miała innych propozycji spędzania czasu, więc byli strasznie wdzięczni za takie wycieczki. Poza tym to była świetna okazja do dyskusji, przekonywania do swoich racji. Kto wie, może dzięki nim zachowałem młodego ducha? A potem, kiedy trzeba było coś w kościele zrobić, ci młodzi przychodzili.

A dyskutować lubili?

Oj, bardzo. Pamiętam, te wieczory, siedzieliśmy, śpiewaliśmy, gadaliśmy. O wszystkim. Poczynając od tego, czy się można całować …

Całować? To ile oni mieli lat?

Naście… Wtedy były inne dzieciaki. Ale w sumie ja z mamą też na różne tematy rozmawiałem.

O seksie też?

No jasne! Przecież mówiłem, że to była wielka kobieta. Wtedy były inne zagrożenia dla dzieciaków, teraz są inne. Nie było internetu. On jest jak nóż, którym można chleb pokroić, ale też kogoś zranić. Ja też cały czas staram się uczyć od ludzi, coś im dać. Bo nie sztuka wszystkiego zabronić, mówić: nie idźcie, nie róbcie, nie kurzcie… to bez sensu. Trzeba zrozumieć.

O co ludzie pytają Księdza?

Starsi rozmawiają o zdradach, przemocy w domu. W tym ostatnim przypadku staram się rozmawiać z obiema stronami.

Ksiądz w takiej małej społeczności ma dobrze i źle. Bo oni też obserwują, oceniają.

Ale ja staram się z nimi rozmawiać. Jeśli się coś nie podoba, to gadamy. Bywają czasem nieprzyjemne sytuacje. Raz chłopcy założyli mi konto na "Naszej klasie", gdzie na zdjęciu byłem z jedną panią, napisali, że to moja żona. To było zdjęcie z Bukowiny, gdzie byliśmy na jakimś przeglądzie, wzięli je z internetu. Trzeba to było jakoś rozwiązać, tym bardziej że przecież ta pani miała męża… Zgłosiłem to na policję. Po trzech miesiącach ich znaleźli, jeden z tych chłopaków był stąd. Wziąłem ich na rozmowę, z rodzicami. Przeprosili mnie na tamtej stronie, zamieścili swoje zdjęcia. I wystarczy. Trzeba się dogadywać. Bo zapalić coś jest łatwo, a potem gasić trudno.

Ksiądz jednak nie boi się walczyć. Np. z tymi, którzy w 2013 r. podpalili Wasz kościółek.

Ci ludzie celowo przyszli podpalić kościół, przepiękny, z XVI-wieku, z zabytkami nawet z XV w. Pamiętam to... W nocy obudził nas telefon od firmy ochroniarskiej. Do dziś mam przed oczami ten ogień. Dlatego sytuacja, w której prokurator puszcza wolno chłopaka, który przyznał się do podpalenia, jest dla mnie niepojęta. Wie pani, po pożarze miałem telefony z Australii, Ameryki od naszych byłych mieszkańców. Po pierwszym umorzeniu sprawy, w ciągu jednego dnia zebraliśmy 1800 podpisów sprzeciwu, wszyscy dorośli mieszkańcy się podpisali. Oni się z tym kościołem identyfikują. Jeśli będzie możliwość, żeby powalczyć jeszcze o tę sprawę, to powalczę. Nie chodzi mi o to, żeby tych gości posadzić. Ale zło musi zostać wskazane. Młode pokolenie musi wiedzieć, że jest granica. Czy to kościół, meczet, synagoga, to przecież sacrum. Niefajnie, że się niszczy autorytety. Za 10-15 lat to wróci do nas rykoszetem… Przepraszam... strasznie dużo emocji ta sprawa mnie kosztuje. Ale w parafii dzieją się też fajne rzeczy.

Budujecie nowy kościół?

Budujemy z ludźmi, wszystko co mogą, robią sami. Wie pani, że 3 tysiące parafian w ubiegłym roku zebrało milion złotych na ten kościół? Chylę przed nimi czoło. Jestem im, że użyję brzydkiego słowa, cholernie wdzięczny.

Tak bardzo, że Ksiądz im dowcipy opowiada?

Ptaszkowa jest jak Pcim, Wąchock, wszyscy o niej opowiadają kawały. Robimy festiwal co roku, spotykamy się z mieszkańcami tych miast. Mamy takie nieoficjalne partnerstwo, odwiedzamy się. Ja też czasem coś opowiem.

To może jakaś próbka?

Porywacze uprowadzili proboszcza z Ptaszkowej i zażądali 2 mln zł okupu. Parafianie zebrali cztery miliony i oddali im je z kartką: "tylko, broń Boże, księdza nie oddawajcie"…

Hi, hi, hi. Chyba nie zamieniłby Ksiądz tej parafii ?

Nie chciałbym. Jestem góralem, kocham to miejsce. I tych ludzi. Tu jest taki dobry układ rodzinny. I świetnie funkcjonuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska