MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krzyk w drewutni

Artur Drożdżak
Mierny pisarz, by przedstawić ludzki dramat tworzy kilkutomowe dzieło. Zdolnemu twórcy wystarczy kilkaset stron. Aby opisać tragiczne losy Anny J. wystarczyło zgromadzić 11 sądowych dokumentów.

Pisma są krótkie, rzeczowe, opatrzone sygnaturami i pieczęciami, niektóre pisane odręcznie, inne na maszynie: doniesienie o popełnieniu przestępstwa, protokół przesłuchania obwinionej, prokuratorski wniosek z aktem oskarżenia, protokół rozprawy głównej w Krakowie, wyrok, sprawozdanie zarządu więzienia z wykonania kary.

Pierwsza na miejscu była policja w Chełmku, która powiadomiła sąd dnia 25 maja, że dzień wcześniej, o godzinie 5.00 rano Maria N. w drewutni, względnie w oddalonym od wsi domu Jana I. znalazła dziecko, jak napisano w doniesieniu: "około trzy tygodnie stare, płci żeńskiej zwinięte w brudną poduszkę bez poszewki i przykryte kawałkiem szmaty".

Marię N. zafrapowało to, że w przechodząc obok domu Jana I. usłyszała słaby krzyk. Wyczulona na takie odgłosy weszła do drewutni i znalazła całkiem bezwładne, sine i z powodu niemycia, brudne dziecko. Niemowlę nakarmiła mlekiem i o znalezisku zawiadomiła odpowiednie władze.

Pierwsze poszukiwania matki dziecka nie zakończyły się sukcesem, chociaż o porzucenie dziewczynki policja podejrzewała kobiety z ościennych gmin pogranicznych lub takie, które trudniły się przemytem. Znalezione dziecko urząd gminny w majestacie prawa oddał pod opiekę Marii N.

Jeszcze trwały procedury przejmowania opieki nad niemowlęciem, gdy policja po kilku dniach śledztwa wpadła na trop matki. Już 31 maja do urzędu powiatowego w Jaworznie skierowała pismo, z którego wynikało, że dziecko porzuciła Anna J., lat 26, nie karana bez majątku, służąca.
Przesłuchana podała, że dziecko z nieprawego łoża urodziła z początkiem maja. Potem z maleństwem przyjechała do siostry, do Jaworzna. Po kilku dniach siostra kazała jej opuścić dom więc ruszyła przed siebie i w Chełmku porzuciła dziecko w komórce. Do winy się przyznała. - Pozostawiłam dziecko, bo jestem chorowita i nie miałam środków do życia- tłumaczyła się na policji.

5 czerwca prokurator złożył w sądzie wniosek o ukaranie kobiety w postępowaniu uproszczonym zarzucając jej, że trzytygodniowe nieślubne dziecko porzuciła w drewutni niezamieszkałego domu, aby je, jak to określono w żargonie prawnym, narazić na niebezpieczeństwo utraty życia względnie, aby jego ocalenie pozostawić przypadkowi.

Podejrzana trafiła do aresztu, ale że źle się tam poczuła skierowano ją do przywięziennego szpitala w Krakowie.

Już 9 lipca odbyła się rozprawa główna. Oskarżona podtrzymała swoje wyjaśnienia ze śledztwa. Potwierdziła, że dziecko porzuciła w drodze do Oświęcimia, zresztą nocowała z dzieckiem w tej drewutni i tam je zostawiła z biedy.

Wróciła potem do siostry i przyznała się jej do karygodnego czynu. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał kobietę na 4 miesiące więzienia. Nie przyjęto żadnych okoliczności obciążających, jako łagodzące uznano nienaganne dotąd życie oskarżonej i fakt, że ciężko chorowała. Już z końcem sierpnia została wypuszczona na wolność po odbyciu całości kary.

Dlaczego Anna J. nie zostawiła dziewczynki w tzw oknie życia prowadzonym przez siostry zakonne ? Bo nie mogła. Jej historia zapisana w sądowych aktach wydarzyła się naprawdę. Ale w 1920 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska