Kraków. Atak skrzywdzonego przez los. Rzucił się z nożem na policjantów

Czytaj dalej
Fot. archiwum PPG
Artur Drożdżak

Kraków. Atak skrzywdzonego przez los. Rzucił się z nożem na policjantów

Artur Drożdżak

Stracił pracę, rzuciła go narzeczona, był w depresji. Dlatego Dominik M. zaatakował policjantów. Wyrok Sądu Okręgowego w Krakowie: półtora roku więzienia za czynną napaść na funkcjonariuszy.

Oryginalny zapis rozmowy z 25 listopada 2013 r.

Dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Krakowie: - Słucham

Patrol: - Policjant został ugodzony nożem, krwawi, ale jest przytomny.

Dyżurny KMP: - Gdzie?

Patrol: - W szyję.

Dyżurny KMP: - Ale gdzie?

Patrol: - Kur... mać! Jaka tu jest ulica? Jestem na Benedykta.

Dyżurny KMP: - Złapaliście tego, co wam to zrobił?

Patrol: - Tak, mamy go.

Dyżurny KMP: - Dobra, wzywam pogotowie, no, hej.

Po chwili na miejscu pojawił się kolejny patrol policji. Ranny policjant Piotr S. trafił do szpitala, a potem do kliniki otolaryngologii, gdzie chirurgicznie zaopatrzono ranę i założono kołnierz ortopedyczny.

Po interwencji została mu na szyi blizna i strach, który zapamięta do końca życia.

O Dominiku sąsiedzi wiedzieli niewiele. Czasem słyszeli podniesione głosy z mieszkania, które zajmował wraz z bratem, siostrą i obolałą matką, bo choroby nie oszczędzały tej rodziny.

Kobiety cierpiały na dolegliwości ciała, a mężczyźni - duszy. 28-letniego Dominika to też nie ominęło, choć to głównie brat i ojciec leczyli się w specjalistycznych, zamkniętych szpitalach.

„Policja, rzuć nóż, bo będę strzelał!”. W odpowiedzi mężczyzna krzyknął, że zap...li policjantów

Rodzice byli w separacji. Dom głowy rodu był na wsi, pod Brzeskiem, i tam Dominik kończył podstawówkę. Potem uczęszczał do liceum pijarów w Krakowie. Dostał się na germanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, a po studiach pracował w prywatnych firmach. W pewnym momencie podziękowano mu za robotę, bo szefowie uważali, że nie radzi sobie w kontaktach z klientami.

Fakt, nie miał reprezentacyjnego wyglądu: średniego wzrostu, zwykle nieuczesany, przy kości, 120 kilogramów wagi. Był zatem niezbyt urodziwy, ale nadrabiał inteligencją. Testy wykazały, że jej poziom jest ponadprzeciętny. Po zwolnieniu z pracy utrzymywał się z oszczędności, emerytury matki i wynajmowania niedużego mieszkania, które należało do niego i brata.

W listopadowy wieczór, po godzinie 18 do Dominika przyszła w odwiedziny jego ciotka z córką. We troje rozmawiali o formalnościach dotyczących zmiany taryfy za prąd w tym wynajmowanym mieszkaniu.

Panie zasugerowały Dominikowi, że powinien wrócić do leczenia u specjalisty. Zareagował jak człowiek sfrustrowany, podniósł głos, doszło do sprzeczki. Rzucił, by się nie wtrącały w jego życie.

- Przestańcie mnie nachodzić! - irytował się. - Wszyscy mnie prześladują - mruczał i nerwowo chodził po mieszkaniu. Wyszedł na korytarz i bez powodu zaczął kopać drzwi sąsiadów. Za moment wrócił do kuchni po duży nóż.

- Skończę, skończę - powtarzał jak jakieś zaklęcie i wybiegł z budynku. Jego siostra wezwała wtedy pogotowie.

- Brat jest chory, a nie wziął leków. Dostał szału, zabrał nóż i grozi, że go użyje - opisała w skrócie sytuację. Lekarze powiadomili policję, bo uzbrojony Dominik mógł zagrażać bezpieczeństwu postronnych ludzi. Wysoka inteligencja nie pomagała mu w okiełznaniu buzujących emocji. W jego głowie wszystko się kotłowało.

Na ul. Benedykta oznakowanym radiowozem na sygnale przyjechali Tadeusz P. i Piotr S. Pierwszy z nich, 36-letni starszy sierżant, w policji był od prawie siedmiu lat. Wcześniej w wojsku służył w „czerwonych beretach”, pracował w straży miejskiej, potem jako ochroniarz. Doświadczony glina. O 11 lat młodszy Piotr S. w policji był od roku, niewiele, jak na taką robotę. Żółtodziób w porównaniu z kolegą.

Byli po 10 minutach pod wskazanym adresem. Ze zgłoszenia wynikało, że zagrożenie stwarza uzbrojony w nóż 28-letni mężczyzna w czerwonej kurtce. Mundurowi na miejscu zauważyli mężczyznę tak ubranego, ale znacznie starszego. Zaczęli z nim rozmawiać. Chcieli, by się wylegitymował, ale w tym samym momencie podszedł do nich drugi mężczyzna, też w czerwonej kurtce.

To zaskoczyło funkcjonariuszy. Tadeusz P. zauważył, że przechodzień ma rękę ukrytą w kieszeni. Powiedział do niego „dzień dobry” i miał zamiar prosić o wyjęcie ręki, ale nie zdążył. Mężczyzna doskoczył do Piotra S., wykonał gwałtowny zamach i z góry zadał mu cios nożem. Policjant zasłonił się i w ostatniej chwili zrobił unik ciałem. Tylko dlatego ostrze jedynie go drasnęło w szyję. Krew trysnęła z rany.

„Byłem zamyślony nad przyszłością i wtedy na zewnątrz zobaczyłem tych mężczyzn. Wpadłem w panikę. Uderzyłem go nie celując. Po upływie czasu uważam, że mój czyn był spowodowany trudną sytuacją życiową. Mam poczucie, że jestem skrzywdzony przez los, ponadto wszyscy wiedzą lepiej, co dla mnie dobre”

Tadeusz P. wyjął broń, przeładował, ale nie oddał strzału ostrzegawczego, a tylko powiedział wyuczoną formułkę: „Policja, rzuć nóż, bo będę strzelał!”. W odpowiedzi mężczyzna krzyknął, że zap...li policjantów i rzucił nożem w kierunku funkcjonariusza. Tadeusz P. się uchylił i trzonek, a nie ostrze noża trafiło go w plecy.

Wobec napastnika użył gazu. Wspólnie z krwawiącym Piotrem S. założyli mu kajdanki. Potem wezwali posiłki. Zabezpieczyli nóż o 12,5-cm ostrzu.

Dominik nigdy nie miał konfliktów z prawem, ale atak z nożem mógł mieć dla niego poważne konsekwencje. Od niedawna obowiązywały nowe przepisy dotyczące karania za atak na policjantów na służbie. Wprowadzono je po śmierci podkomisarza Andrzeja Struja, który w 2010 r. zginął na warszawskiej Woli. Zareagował na akty chuligaństwa ze strony dwóch nastolatków i interwencję przypłacił życiem. Został kilkakrotnie ugodzony nożem. Sprawcy jego śmierci usłyszeli wyroki: 15 i 25 lat więzienia.

Po zmianie przepisów za zabójstwo policjanta na służbie groziło co najmniej 12 lat więzienia. Za usiłowanie zabójstwa tak samo, więc właśnie takiego wyroku mógł się spodziewać Dominik M.

Dwukrotnie w śledztwie przyznał się do winy, ale na sali rozpraw przekonywał, że nie miał zamiaru nikogo zabić. Przeprosił mundurowych za wyrządzoną im krzywdę.

Z relacji, którą zawarł w liście do sądu, wynikało, że od dłuższego czasu był sfrustrowany, bo po stracie pracy nie mógł znaleźć nowej i skończyły mu się oszczędności. Rzuciła go narzeczona, ponadto był w depresji i przeżywał chorobę mamy.

„Wiedziałem, że i ja jestem chory, ale nie akceptowałem tego stanu. Bardzo się denerwowałem, zwłaszcza gdy mówiła mi o tym rodzina” - opisywał.

Z tamtego dnia zapamiętał sprzeczkę z ciotką i jak chodził po mieszkaniu, bo czuł się osaczony tym, że inni mówią mu co ma robić. Nóż wziął bezwiednie.

„Byłem zamyślony nad przyszłością i wtedy na zewnątrz zobaczyłem tych mężczyzn. Wpadłem w panikę. Uderzyłem go nie celując. Po upływie czasu uważam, że mój czyn był spowodowany trudną sytuacją życiową. Mam poczucie, że jestem skrzywdzony przez los, ponadto wszyscy wiedzą lepiej, co dla mnie dobre” - napisał do sądu.

Sąd Okręgowy w Krakowie nie zgodził się z tezą śledczych, że Dominik M. usiłował dokonać zabójstwa funkcjonariuszy na służbie. Skazał 28-latka na półtora roku więzienia, ale jedynie za czynną napaść na policjantów.

Za kluczowe dla sprawy uznano zapisy monitoringu, który zarejestrował moment ugodzenia nożem, oraz wyjaśnienia oskarżonego, który zaprzeczał, by miał zamiar dokonania zabójstwa. Wyrok jest prawomocny.

Artur Drożdżak

Dziennikarz zajmujący się sprawami sądowymi i prawnymi specjalizujący się w zagadnieniach karnych. Częsty uczestnik rozpraw w sądach na terenie całej Małopolski, głównie w Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu. Były wykładowca dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Pedagogicznym i Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.