Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Na dworcu wszyscy chcą pomagać uchodźcom. Vera: "Usiądźmy do stołu i zastanówmy się, jak robić to lepiej" [ZDJĘCIA]

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
- Gdy pierwszy raz przyszłam na Dworzec Główny, nie było jeszcze nawet tych wszystkich łóżek, na których teraz odpoczywają ludzie z Ukrainy - mówi Białorusinka Vera, która jest uchodźczynią polityczną. W swoim kraju organizowała demonstracje przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki. Teraz koordynuje pomoc dla uchodźców, którzy po wielu godzinach męczącej podróży pociągiem dojeżdżają do Krakowa. - Wszyscy chcą pomagać, ale nie każdy wie, w jaki sposób to robić. Musimy usiąść do stołu i zastanowić się, jak pomóc tym ludziom lepiej - wyznaje Vera. Palących problemów do rozwiązania jest co najmniej kilka: poza barierą językową bywają nimi również organizacja nocnych transportów dla uchodźców w inne rejony Małopolski oraz brak koordynacji między grupami wolontariuszy.

FLESZ - Rosjanie zabijają coraz więcej cywilów

od 16 lat

Vera nie jest Ukrainką, ale doskonale wie, jakie to uczucie, kiedy trzeba uciekać ze swojego rodzinnego kraju. Pochodzi z Brześcia w Białorusi. Do Krakowa przyjechała wraz z mężem i 13-letnią córeczką w czerwcu ubiegłego roku. - Też jestem uchodźczynią, ale polityczną - wyznaje.

W Białorusi organizowała protesty przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki i zajmowała się kolportażem nielegalnych gazet. Jednak nigdy wcześniej nie działała jako wolontariuszka. Ale kiedy 24 lutego dotarły do niej dramatyczne wiadomości o tym, że Władimir Putin zaatakował Ukrainę, nie mogła bezczynnie wysiedzieć w domu i od razu zgłosiła swoją gotowość do pomocy uchodźcom, którzy przyjadą pociągami na krakowski Dworzec Główny.

Jeden z poszpitalnych budynków na Wesołej

Sprawa uchodźców wstrzyma zagospodarowanie Wesołej. Na chwil...

- Jestem tutaj od samego początku wojny w Ukrainie. Gdy przyszłam pierwszy raz, nie było jeszcze nawet tych wszystkich łóżek - Vera zamaszystym ruchem ręki pokazuje kilkadziesiąt leżanek za jej plecami. Odpoczywają na nich zmęczeni wielogodzinną podróżą pociągiem uchodźcy, którzy uciekli do Polski przed wojną.

- Przyjeżdżają w bardzo ciężkim stanie. Niektórzy z nich jechali pociągiem kilka dni. Wiele godzin na stojąco. Tutaj odpoczywają - mówi wolontariuszka. Tzw. punkt odpoczynku znajduje się w rejonie peronu czwartego, na który docierają składy z Przemyśla (dla wielu Ukraińców to miasto jest punktem przesiadkowym, skąd ruszają dalej w głąb Polski).

Międzynarodowy skład niesie pomoc na dworcu

Z wolontariuszki Vera stała się koordynatorką, organizującą pomoc dla uchodźców na krakowskim dworcu. Na początku jej nieformalna grupa liczyła około dziesięciu osób. Dziś tylko na jednej, czterogodzinnej zmianie, działa plus minus dwudziestu wolontariuszy. To ludzie niezrzeszeni w stowarzyszeniach czy organizacjach pomocowych, tylko prywatne osoby o wielkich sercach, które zechciały zaopiekować się przemęczonymi uchodźcami.

Kraków. Na dworcu wszyscy chcą pomagać uchodźcom. Vera:
Wolontariuszka Dariia

- Mamy międzynarodowy skład. Są u nas obywatele Rosji, Białorusi, Ukrainy, Azerbejdżanu, Czech, Stanów Zjednoczonych. Jesteśmy dobrze zorganizowani. Nasi wolontariusze mają specjalną aplikację, przez którą mogą zgłaszać, czego w danym punkcie pomocowym - a na dworcu mamy ich cztery - potrzebują - opowiada Vera.

W pierwszej kolejności uchodźcy marzą o tym, by coś zjeść. - Żywność mamy ze sprawdzonych punktów, w których organizowane są zbiórki, np. z tego działającego przy ulicy Berka-Joselewicza. Nie przyjmujemy darów od przypadkowych osób. Po prostu boimy się prowokacji - nie ukrywa Białorusinka.

Na Dworcu Głównym działają też wolontariusze, którzy zostali zrekrutowani przez urząd miasta. Vera nie kryje, że ciągle potrzeba kolejnych rąk do pracy, ale niektórzy chętni nieść pomoc uchodźcom - mimo swoich szczerych intencji - są do tego zupełnie nieprzygotowani.

- Wolontariusze, działający z ramienia urzędu, niejednokrotnie wprowadzają niepotrzebny chaos. To często osoby, które nie potrafią mówić po ukraińsku czy rosyjsku. Nie mogą zatem pomóc uchodźcom z Ukrainy, którzy chodzą od jednego wolontariusza do drugiego, dalej nie wiedząc, co ze sobą zrobić, a na końcu i tak trafiają do nas. "Jak dobrze, że mówicie po ukraińsku, jak dobrze, że mówicie po rosyjsku" - słyszymy od nich - dodaje Vera.

Wolontariusze proszą o rozmowy przy okrągłym stole

Takie sytuacje nie dziwią. Urząd miasta w trakcie rekrutacji nie wymaga od przyszłych wolontariuszy znajomości języka ukraińskiego. - Ale jest bardzo mile widziana w szczególności jeżeli chodzi o osoby, które kierowane są na dworzec - spieszy z wyjaśnieniami Emilia Król z biura prasowego UMK. Zaznacza ponadto, że urząd rekrutuje też wolontariuszy do pracy w innych miejscach niż dworzec kolejowy, np. w magazynach, gdzie zbierane bądź segregowane są dary, a tam znajomość obcego języka nie jest potrzebna.

W tym pokoiku mieszka 21-letni syn Inny z babcią. Na zdjęciu młodszy z synów Jarek

Pięcioosobowa polsko-ukraińska rodzina żyje w ciasnocie. Mar...

W ciągu dnia na dworcu z ramienia urzędu pracuje ok. 60 osób. To grupa plus minus 40 tłumaczy oraz 20 wolontariuszy, którzy służą im jako wsparcie. Vera nie kryje, że nie chce spierać się z krakowskimi urzędnikami. - Wszystkim nam zależy na jednym: aby skutecznie pomagać - zaznacza. Marzy jej się spotkanie koordynatorów wszystkich grup wolontariuszy, które pomagają na Dworcu Głównym. - Siądźmy przy okrągłym stole i ustalmy dalszy plan działania - prosi Białorusinka.

Na razie magistrat stoi na stanowisku, że chce samodzielnie koordynować pomoc udzielaną uchodźcom. Przypomina, że miasto działa nie tylko na dworcu. - Koordynujemy pracę tamtejszego Punktu Recepcyjnego, ale również pracę w magazynach oraz pomoc w miejscach, gdzie są relokowani uchodźcy. To wszystko wymaga bardzo wyspecjalizowanego wsparcia i dlatego miasto zdecydowało się na samodzielną koordynację wolontariatu - informuje Emilia Król. Zauważa jednak, że gmina ściśle współpracuje z organizacjami z Koalicji Otwarty Kraków. - Niekiedy korzystamy z ich wsparcia w zapewnianiu wolontariuszy - dodaje urzędniczka. Koalicja zrzesza różne organizacje pomocowe, które połączyły siły, by udzielać wsparcia przybywającym do Krakowa uchodźcom.

Król zapewnia, że codziennie na terenie Dworca PKP przebywają urzędnicy. - Wolontariusze - jeśli tylko mają potrzebę - mogą nawiązać z nimi kontakt i omówić wszelkie problematyczne kwestie - sugeruje pracownica magistratu.

Mimo tarć na linii wolontariusze-urząd miasta, sytuacja na Dworcu Głównym wydaje się w ostatnich dniach normować. W punkcie odpoczynku, gdzie uchodźcy nabierają sił przed dalszą podróżą, spotykamy zaledwie kilka osób. Na zdjęciach, jakie wolontariuszka Daria zrobiła parę dni wcześniej, widać kilkunastu uchodźców, odpoczywających jeden obok drugiego na leżankach, spośród których część dostarczył urząd wojewódzki.

W miniony czwartek w punkcie odpoczynku spotkaliśmy kobietę, która wraz z siostrą i 8-letnią córeczką uciekły ze wsi pod Mikołajowem. - W naszej miejscowości nie ma już szkoły. Została zbombardowana, podobnie jak budynki mieszkalne. Ukrywaliśmy się w piwnicy. Tam spaliśmy - wspomina. Najpierw wraz z rodziną ewakuowali się do Odessy, później ruszyli w kierunku Lwowa, a następnie autobusem w kilka godzin dotarli do ukraińsko-polskiej granicy. - Na dworcu chwilę odpoczniemy i ruszymy dalej, do Częstochowy, gdzie mieszka mój brat - wyznaje kobieta.

Jeden z poszpitalnych budynków na Wesołej

Sprawa uchodźców wstrzyma zagospodarowanie Wesołej. Na chwil...

Vera nie kryje, że Kraków dochodzi do granic możliwości w przyjmowaniu uchodźców. - Trzeba ich relokować do innych miast. Tutaj jest kolejny problem, bo Ukraińcy często docierają na dworzec wieczorem bądź nocą, przydzielane jest im lokum w miejscowości z dala od Krakowa, ale nie ma kto ich do niego dowieźć. Niejednokrotnie sami organizowaliśmy transport uchodźcom - wspomina wolontariuszka.

Urzędnicy przekonują natomiast, że miasto i wojewoda organizują nocne transporty dla osób, które otrzymały miejsca noclegowe w Krakowie lub poza nim i są do nich przewożone. Zauważają, że większy problem jest z tymi uchodźcami, których autobus wiezie np. do Limanowej, ale oni nie chcą tam wysiąść. Wolą Kraków. - Nadal zdarzają się takie sytuacje. Uchodźcy tłumaczą, iż chcieliby pozostać w Krakowie z różnych względów. Część z powodu dalszego wyjazdu za granicę. Część tłumaczy, że mają tutaj dobre warunki i czują się bezpiecznie. Jeszcze inni przekonują, że w Krakowie jest duża społeczność ukraińska i że będą mogli na nią liczyć. Czasami jednak udaje się przekonać, aby udali się do miejsc poza nasze miasto - przekonuje Król.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska