Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kościół w obliczu trudnej próby

Katarzyna Janiszewska
Marek Lasota
Marek Lasota fot. Andrzej Banaś
Od pierwszych dni stanu wojennego Kościół stanął przy społeczeństwie. Wzywał władze PRL do przywrócenia praw człowieka, a jednocześnie namawiał naród do zachowania spokoju - mówi Marek Lasota, dyrektor IPN w Krakowie.

Kościół w stanie wojennym zachował się odważnie?

Pierwsze momenty były zaskoczeniem dla wszystkich. Do kościołów, parafii, biskupów docierały różne informacje, często sprzeczne. Chaos był celem władzy. Wiadomo było, że w całym kraju jest zatrzymanych kilkanaście tysięcy ludzi, działaczy Solidarności, że na ulicach miast są czołgi, a wojsko i milicja zajmują wielkoprzemysłowe zakłady pracy. Nikt nie wiedział w jakim kierunku będzie rozwijała się sytuacja. Zachodziła obawa, że może dojść do narodowej tragedii, że ten konflikt przerodzi się w coś, nad czym nie da się zapanować. Dopiero dwa dni po ogłoszeniu stanu wojennego episkopat zajął stanowisko. Wezwał do przywrócenia praw człowieka, ale jednocześnie namawiał do spokoju. Od początku Kościół jednoznacznie stanął przy społeczeństwie, akcentując potrzebę wznowienia dialogu władzy z narodem.

Ksiądz kardynał Józef Glemp wzywał w kazaniu do niepodejmowania walki „Polak przeciwko Polakowi”. Niektórzy zarzucali mu, że zachowywał się zbyt pojednawczo.

Myślę, że przyjął postawę właściwą. Obawiając się tego, co może się wydarzyć uznał, że Kościół powinien pełnić rolę mediatora. A jednocześnie nie dał się wciągnąć w grę komunistów, którzy chcieli uczynić z Kościoła sojusznika władzy w pacyfikowaniu narodu. Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego doszło do spotkania Glemp - Jaruzelski - Wałęsa. Wydawało się, że w tym trójkącie, między władzą, Kościołem a Solidarnością, dojdzie do konsensusu. Dziś wiemy, że ze strony Jaruzelskiego był to wybieg mający osłabić czujność i uwagę. Kardynał Glemp, który dopiero niedawno wszedł w rolę prymasa doskonale sobie poradził. Tym bardziej, że musiał zmierzyć się z legendą swojego poprzednika, Prymasa Tysiąclecia. Różnił się od kardynała Wyszyńskiego, ale był znakomitym sztabowcem, dyplomatą. Innej drogi niż Kościół przyjął wtedy, nie było.

Autorzy stanu wojennego bali się Kościoła?

Władzy komunistycznej zależało na tym, by Kościół nie tyle jej sprzyjał, co pełnił rolę katalizatora nastrojów społecznych. Proszę pamiętać, że to pierwsze lata pontyfikatu Jana Pawła II. Pozycja Kościoła jest niezwykle silna.

Czy takiej roli Kościoła oczekiwało społeczeństwo? Czy może raczej spodziewano się słów zagrzewających do walki?

Pewnie jakieś oczekiwania przywództwa były. Niektórzy spodziewali się, że Kościół wezwie do oporu przeciwko władzy. Ale to znaczy tylko tyle, że nie rozumieli ówczesnej sytuacji. Rolą biskupów, episkopatu nie jest stanie na czele społecznego powstania. Chodziło o przyjęcie roli mediatora, pośrednika. Dzięki temu Kościół mógł pełnić bardzo pożyteczną rolę, jaką była pomoc społeczeństwu.

Jak Kościół wspierał naród?

Pomoc była wszelaka. Chodziło głównie o tych, którzy znaleźli się w więzieniach, byli internowani. To byli głównie ludzie młodzi, mający małe dzieci. Oni i ich rodziny znaleźli się w trudnej sytuacji. Biskupi zaczęli odwiedzać ośrodki dla internowanych. Jedną z pierwszych takich wizyt złożył w Boże Narodzenie kardynał Franciszek Macharski. To stało się standardem. Mało tego, władze zgodziły się, żeby internowani mieli swoich kapelanów, by mogli uczestniczyć w życiu religijnym. Jest to znaczące o tyle, że to były czasy PRL-u, całkowitej laicyzacji, nie było mowy, by ułatwiać posługę duszpasterską. Ale tutaj się zgodzono. Kościół był też mocno zaangażowany w redystrybucję pomocy żywnościowej, materialnej, jaka napływała z Zachodu. Już 2 lutego 1982 roku powołano Arcybiskupi Komitet Pomocy Osobom Uwięzionym. Znalazł on swoją siedzibę przy ul. Franciszkańskiej 3 w Krakowie. Tam docierały transporty z darami.

W Kościołach znalazła się też przestrzeń dla działalności twórczej. W Mistrzejowicach, pod patronatem księdza Jancarza działa nawet niezależna telewizja.
Kościół w latach 80. staje się enklawą wolności w państwie stanu wojennego. Świątynie, budynki parafialne zaczynają pełnić rolę sal wykładowych i scen parafialnych. Wielu aktorów bojkotuje telewizję, a jednocześnie chce mieć kontakt ze społeczeństwem. I to się dzieje za pośrednictwem parafii, nie tylko wielkich miast, ale też małych miasteczek i wsi. Tam zaczynają jeździć wielcy artyści słowa, muzyki ze swoimi koncertami, spektaklami. Jeśli chodzi o księdza Jancarza, to był osobowością samą w sobie. On i parafia w Mistrzejowicach organizują w latach 80. niezwykle ważne inicjatywy jak choćby Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy. Słynna Międzynarodowa Konferencja Praw Człowieka i Obywatela odbywa się właśnie w parafii mistrzejowickiej.

Episkopat wspierał takie działania kapłanów?

Gdyby nie było przyzwolenia na taką postawę ze strony biskupów, ówczesnego metropolity, księża nie mogliby tak funkcjonować. Kardynał Macharski umiejętnie korzystał z faktu, że przewodniczył komisji wspólnej rządu i episkopatu. Z racji swojej pozycji mógł realnie wpływać na to, jak władza postępuje z osobami internowanymi i uwięzionymi. Z drugiej strony był świadom tego, jaki temperament mają duchowni, zwłaszcza ci młodzi. Musiał na nich oddziaływać, tonować.

W MSW istniała nieformalna grupa przestępcza zwalczająca księży współpracujących z opozycją. Siedmiu kapłanów zostało zamordowanych z powodu swojego zaangażowania.

Przynajmniej siedmiu, to ci, o których wiemy. I to nie tylko w stanie wojennym, ale też na przełomie lat 80 i 90. Zemsta za ich postawę w kręgach związanych z władzami PRL-u była ciągle żywa. Śmierć ks. Jerzego Popiełuszki stała się głośna, bo miała drastyczny przebieg, co więcej - nie udało się jej ukryć. Odbył się publiczny proces, wszyscy mogli zobaczyć, że zbrodniarzami są funkcjonariusze SB, a łańcuszek zbrodni jest długi i sięga szczytów władzy. Ale wielu duchownych było prześladowanych przez tzw. sekcję „D”. W Krakowie jednym z kapłanów, którzy tych szykan doświadczyli był ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Dwukrotnie został napadnięty i pobity. Za drugim razem go torturowano. Ta sprawa jest dobrze udokumentowana. No, ale oczywiście sprawców nie ustalono.

Co z księżmi na prowincjach, w małych wioskach. Ich udało się zastraszyć?

Nie, nikogo nie udało się zastraszyć. We wszystkich parafiach organizowano pomoc dla więzionych. Postawa Kościoła i duchowieństwa była jednoznaczna: wspieranie społeczeństwa. Wpływ na to w dużej mierze miała postawa Jana Pawła II. W dniu wprowadzania stanu wojennego papież skierował osobisty list do Jaruzelskiego, w którym wzywał go, by przywrócił normalne życie w Polsce, by zaprzestał agresji wobec własnego narodu. To on swoimi słowami, homiliami, tym co mówił do Polaków na pl. Św. Piotra w czasie audiencji generalnych, wyznaczał zadania dla polskiego kościoła i duchownych.

Kościół stanął na wysokości zadania, spełnił pokładane w nim oczekiwania?

Kościół miał ogromny kapitał zaufania publicznego, co od początku było problemem dla komunistów. I znakomicie wykorzystał swoją pozycję do mediacji. Z jednej strony do skłaniania władz do ustępstw na rzecz społeczeństwa, a z drugiej - do hamowania co bardziej radykalnych zapędów, których w tamtym czasie nie dało się zrealizować. Nic nie podważyło tej roli.

***

Marek Lasota dyrektor krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Jest publicystą, autorem i redaktorem książek: „Donos na Wojtyłę” oraz „Kościół zraniony. Proces księdza Lelity i sprawa kurii krakowskiej”, poświęconych historii PRL oraz działaniom komunistycznych służb wobec Kościoła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska