Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna odpocznie i zdobędzie medal w biegu na 30 km

Andrzej Stanowski
Na półmetku mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym, odbywających się w Val di Fiemme, Justyna Kowalczyk jest jeszcze bez medalu. A z ostatnich trzech wielkich imprez zawsze wracała z trzema krążkami. Tak było po mistrzostwach świata w Libercu (2009) i w Oslo (2011) oraz po zimowych igrzyskach olimpijskich w Vancouver (2010).

MŚ: niesamowite rozstrzygnięcie, Kowalczyk przegrała z norweską drużyną

We wtorek na MŚ odbędzie się bieg kobiet na 10 km stylem dowolnym. Po swój trzeci złoty medal na tych MŚ pobiegnie Norweżka Marit Bjoergen, ale ma bardzo groźną konkurentkę, rodaczkę Theresę Johaug, która świetnie biega "łyżwą". W tym stylu mocna jest też Szwedka Charlotte Kalla. - Jestem zaskoczona, że nie startuje Kowalczyk. W tej sytuacji liczę, że będziemy w stanie powtórzyć sukces z soboty, kiedy zajęłyśmy cztery pierwsze miejsce - mówiła Bjoergen.

Po niepowodzeniu Kowalczyk na 10 km w biegu łączonym trener Aleksander Wierietielny zmodyfikował jej cykl treningowy. Kowalczyk ma teraz luźniej ćwiczyć, w niedzielę biegała po rekreacyjnej, dużo łatwiejszej trasie, wczoraj miała dzień wolny, co nie zdarzyło się od wielu tygodni. W czwartek pobiegnie z koleżankami w sztafecie.

- W sobotnim biegu Justyna była zmęczona, dużo sił kosztował ją sprint, gdzie po pechowym upadku starała się gonić rywalki. Teraz trzeba skoncentrować się na sobotnim biegu na 30 kilometrów klasykiem. To koronna konkurencja Justyny, na tym dystansie pokonała Marit Bjoergen w Vancouver. Ale teraz to będzie nowe rozdanie, o medal wcale nie będzie łatwo, jest nie tylko Bjoergen - mówi Wierietielny.

- Wcale nie czuję się zmęczona, ale ani przez moment nie wahałam się, by podporządkować decyzjom trenera. Teraz spokojnie potrenuję, w czwartek pobiegnę w sztafecie. Dziewczyny z dobrej strony pokazały się w biegu łączonym. Nie jestem przygnębiona tym, że nie mam medalu. W sporcie nie zawsze jest tak, jakby się chciało. W sobotę Norweżki były dla mnie za mocne. Ja nie jestem maszyną. Bjoergen miała zupełnie nieudane mistrzostwa świata w Libercu, chyba raz była w dziesiątce, Szwajcar Dario Cologna z mistrzostw świata w Oslo wyjechał bez medali. Wierzę, że stać mnie na dobry bieg na 30 kilometrów. Do tego dystansu przygotowywałam się cały rok, to jest dla mnie najważniejszy start w Val di Fiemme - mówi Kowalczyk.

Olimpijczyk, potem długoletni trener m.in. Józefa Łuszczka, Edward Budny nie do końca zgadza się z opinią, że bieg łączony był rozgrywany w bardzo mocnym tempie. - Po sprincie, w którym Justyna popełniła prosty, szkolny błąd, w naszej ekipie zrobiło się nerwowo. W sobotę Justyna słabo pobiegła już w klasyku, choć zawodniczki wcale nie forsowały mocnego tempa. Najlepszy dowód, że do strefy zmian przebiegło razem chyba dziesięć zawodniczek. W stylu wolnym po 11 kilometrach Justynie jakby odcięło prąd. Widać było, że nic nie zwojuje. Takie są biegi, nie zawsze ma się dobry dzień - mówi Budny.
Jaka mogła być przyczyna sobotniej niemocy Kowalczyk? - Jest taka zasada, że z wysokich gór przyjeżdża się na start albo w pierwszym, albo w dziewiątym dniu. A Justyna z Davos do Val di Fiemme przyjechała w poniedziałek, a w czwartek był już sprint. Kto wie, czy tu nie jest pies pogrzebany? - zastanawia się Budny.

Zakopiański trener zgadza się z decyzjami Wierietielnego, iż Kowalczyk powinna teraz lżej ćwiczyć. - Odpoczynek, lekki trening tlenowy i powinno być wszystko dobrze. Jestem optymistą przed sobotnim biegiem na 30 kilometrów. Justyna, jeśli ma w tym biegu przegrać, to tylko z Marit Bjoergen, i to ewentualnie na finiszu - mówi Budny.

Czy mordercze treningi, jakie od wielu lat ma zaaplikowane Kowalczyk, oraz co roku start w wyczerpującym Tour de Ski nie nadwerężyły jej sił? - Wszystko zależy od tego, jak się podchodzi do Tour de Ski. Czy jest imprezą docelową, czy też ma doprowadzić Justynę do najważniejszej imprezy sezonu. W przypadku Kowalczyk sprawdzał się do tej pory wariant, iż poprzez Tour de Ski budowała formę. Rozumiem, dlaczego Justyna startuje w Tour de Ski. Bo to sława, punkty do Pucharu Świata, pieniądze. Nie sądzę też, aby mocne treningi nadszarpnęły jej siły. Jeśli nie popełnia się błędu w treningu, opiera na treningu tlenowym, to tworzy się solidna baza. Moim zdaniem nie ma zagrożenia, że "silnik" Kowalczyk wyczerpał się - twierdzi Budny.
Budny zwraca uwagę na fatalnie ułożony kalendarz FIS na ten sezon. - Tak głupiego kalendarza jeszcze nie było, między zawodami dwukrotnie zrobiono dwutygodniową przerwę. To jakiś absurd, kto to wymyślił? Norweżki są w tej uprzywilejowanej sytuacji, że w każdej chwili mogą wrócić do kraju, gdzie są różne zawody, w tym krajowe mistrzostwa. A u nas, w Zakopanem, nie ma wciąż trasy biegowej, Justyna nie może się pościgać w krajowym gronie. W ogóle podziwiam Justynę, która jest stale na wygnaniu! Musi jeździć z jednego zgrupowania zagranicznego na drugie. Naprawdę nie ma łatwego życia - mówi Budny.

Czy po startach w MŚ w Val di Fiemme nasuwają się już jakieś wnioski przed igrzyskami w Soczi? Może coś należy zmienić w przygotowaniach? - Ma być dobrze i koniec. Nie jestem przy Justynie, nie mogę więc składać żadnych propozycji. Do tego trzeba mieć dane, których ja nie mam - twierdzi Budny.

Trenera Budnego bardzo martwi stan polskich biegów: - Nie boję się powiedzieć, że "polskich biegów nie ma". Kluby narciarskie praktycznie nie istnieją. Teraz w mistrzostwach Polski juniorów młodszych czy młodzików startuje kilkanaście osób, dawniej zawody trzeba było przeprowadzać przez cały dzień, ponieważ tylu było chętnych. Zlikwidowano SKS-y, LZS-y, a przecież zawsze wieś była kopalnią talentów. W Sejmie ktoś zwariował i uznał, że sport będą robić samorządy. Jakoś tego nie widzę. Pani minister Joanna Mucha zajmuje się tylko sportami olimpijskimi, i to nie wszystkimi. To, moim zdaniem, zmierza do unicestwienia sportu.

Stoch w formie

W poniedziałek na dużej skoczni w Val di Fiemme odbyły się pierwsze treningi skoczków. Bardzo dobrze zaprezentował się Kamil Stoch, który wygrał trzecią serię skokiem 130,5 m, w drugiej był drugi (128,5 m). W czołówce byli także inni nasi zawodnicy, Maciej Kot skoczył 126,5 i 124,5 m, Dawid Kubacki 124 i 128,5 m, Piotr Żyła 126 i 122 m, Krzysztof Miętus 123,5 i 124,5 m. Najdalej skoczył Austriak Thomas Morgenstern - 133 m, jego rodak Gregor Schlierenzauer miał 124,5 i 129,5 m.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska