Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Gowin na ostrym zakręcie

Witold Głowacki
W resorcie sprawiedliwości Gowin zachowywał się dotąd tak, jakby chciał pozbyć się łatki błędnego rycerza
W resorcie sprawiedliwości Gowin zachowywał się dotąd tak, jakby chciał pozbyć się łatki błędnego rycerza Wojciech Barczyński
To nie są dobre czasy dla niezłomnych rycerzy wiary i tradycji. Jarosław Gowin z pewnym zdziwieniem dowiaduje się właśnie, że polskie społeczeństwo bardziej jednak potrzebuje dobrego ministra sprawiedliwości niż obrońcy patriarchalnego myślenia o odwiecznym podziale ról mężczyzny i kobiety.

Czytaj także: Anna Gowin o mężu Jarosławie, zwierzęciu bardzo politycznym

Ostatnie pół roku Gowin poświęcił na to, by - kompletnie wbrew licznym sceptykom - w ekspresowym tempie zbudować sobie pozycję głównego reformatora w rządzie Tuska. Czy zrobił to po to, by sięgnąć po władzę w Platformie albo utworzyć własną partię, co zdają się sugerować jednym głosem politycy lewicy i PiS? Czy może raczej po to, by - jak zawsze dotąd - znów sięgnąć po krzyż i dzierżąc go w dłoniach, ruszyć na czele kolejnych światopoglądowych krucjat?

Miał to być słaby minister

Jeszcze na początku kadencji Gowin wymieniany był wraz ze Sławomirem Nowakiem i Joanną Muchą jako jeden z trójki najsłabiej trafionych kandydatów na "zderzaki" Donalda Tuska. - Filozof ministrem sprawiedliwości? - pytano od prawa do lewa. Sugestie, że Gowin nie poradzi sobie z tym resortem, padały zresztą nawet wewnątrz Platformy. Korporacje prawnicze zacierały ręce, że na gorącym fotelu ministra sprawiedliwości zasiadł konserwatywny katolicki intelektualista, były redaktor naczelny inteligenckiego "Znaku". Wydawał się idealnym kandydatem do błyskawicznego zdominowania.

Dziś to wszystko jest nieaktualne. Jarosław Gowin jest jedną z twarzy rządu Tuska i chyba najaktywniejszym ministrem tego gabinetu.

Po ogłoszeniu pierwszego planu deregulacji 49 zawodów właśnie wkracza z jego drugą transzą - obejmującą kolejną setkę pozycji. W ciągu kilku tygodni przedstawi projekt zmian w ustawie o prokuraturze. Kształt reformy prokuratury jest już właściwie znany - autonomia prokuratury zostanie poddana kontroli. Gowin rozegrał to tak, że główny potencjalny oponent reformy, prokurator generalny Andrzej Seremet, zanim zdążył zareagować, już musiał schylić głowę.

Gowinowi nikt nie zarzuci lekceważenia konsultacji społecznych i publicznej debaty na temat reform. Często gości w programach telewizyjnych i na łamach gazet, jego resort chętnie informuje o każdych planowanych zmianach. Sam minister natomiast spotyka się niemal co dzień z opierającymi się deregulacji przedstawicielami korporacji zawodowych.

Wyrasta na nr 2 w PO
Czy premier Donald Tusk może odetchnąć, z ulgą widząc spełnienie własnych słów o "pozytywnej szajbie" swego ministra?
Zdaniem części polityków niekoniecznie. - Gowin wyrasta na człowieka numer dwa w Platformie - wieszczył niedawno sympatyzujący z PiS Artur Balazs. Tę melodię podchwyciła od razu partia Kaczyńskiego. Pojawiła się w tych kręgach teoria, że Gowin gra na założenie własnej partii, która miałaby być alternatywą dla posmoleńskiej prawicy i jednocześnie wymontowałaby tzw. prawe skrzydło Platformy.

Spiskową rolę Gowina w PO widzi też oczywiście Janusz Palikot. Najpierw nazywał go "agentem Kościoła katolickiego" i publicznie pytał, czy minister sprawiedliwości jest członkiem Opus Dei. Ostatnio sięgnął po obelgi, nazywając Gowina "katolicką ciotą". Wśród znających Gowina polityków Platformy wywołało to rozbawienie, bo jak mówili, trudno o mniej celny epitet. Palikot, atakując bezpardonowo Gowina, kolportuje jednak także wersję o poważnych - i rzecz jasna zagrażających samemu Tuskowi - ambicjach politycznych szefa resortu sprawiedliwości.

- Janusz robi to, bo doskonale wie, że to może jakoś podziałać na Tuska. Polityczne zniszczenie Gowina byłoby zaś dla Palikota cenne - to przecież konserwatyści w PO stanowią zaporę przed ewentualną koalicją z Ruchem Palikota - tłumaczy jeden z polityków Platformy.

Palikot widzi więc w Gowinie przeszkodę na drodze do władzy, zrobi, co tylko będzie mógł, by mu zaszkodzić. Z kolei niektórzy publicyści - od Pawła Wrońskiego z "Gazety Wyborczej" po ostrych prawicowców z - przytaczając przykłady Lecha Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, piszą o roli trampoliny, funkcja ministra sprawiedliwości.

Takimi pocałunkami śmierci zdają się być także płomienne pochwały wygłaszane pod adresem Gowina przez prawicowych publicystów i polityków.

- On jest jednym z dwóch ministrów, którzy pokazują, że o coś walczą, że chcą coś zmieniać, że mają cel. To powoduje, że minister sprawiedliwości urasta na jedną z najbardziej znaczących postaci w Platformie, a nawet nie tylko w Platformie - mówił Bronisław Wildstein. Całkiem niedawno zaś politycy Solidarnej Polski zaczęli mówić o heroizmie Gowina i zapraszać go do swego klubu.

Dopóki Gowin był smutnym panem od in vitro - lubianym przez media, ale o niezbyt znaczącej sile w PO - politycy PiS i PJN mogli zapraszać go do swych partii i na jego przykładzie wskazywać, jak ponury jest los prawego skrzydła w PO.

Gowin był idealnym celem do bicia w Platformę i Tuska. Wszystko zmieniło się po zaskakującej dla niemal wszystkich decyzji premiera po wyborczym zwycięstwie. Jarosław Gowin, zamiast wylądować na wygnaniu w fotelu trzeciego zastępcy szefa Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, został szefem jednego z trudniejszych resortów. Według jednej z teorii - Tusk zamierzał po prostu zamienić Gowina z dysydenta we frontmana. Dopóki Jarosław Gowin zajmował się wyłącznie pracami resortu, tak było.

Konserwatysta i liberałka
Potem rozgorzał konflikt między Gowinem - jedynym zdeklarowanym konserwatystą w rządzie PO-PSL - a zajmującą liberalne pozycje pełnomocniczką rządu ds. równego traktowania Agnieszką Kozłowską-Rajewicz. To jedyny otwarty spór platformerskich ministrów w tej kadencji. Nie pierwszy natomiast między Gowinem a Kozłowską-Rajewicz.

W poprzedniej kadencji oboje firmowali przeciwstawne projekty prawa regulującego kwestię in vitro. Wtedy żadna z ustaw nie została przegłosowana, jednak atmosfera sporu bywała gorąca. Dla Gowina Kozłowska-Rajewicz była przedstawicielką lewicy, z kolei dla niej Gowin był czymś w rodzaju dinozaura.

Oboje byli posłami. Dziś ścierają się na poziomie ministrów. Tym razem poszło o konwencję Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Jej ratyfikacji przez Polskę sprzeciwił się właśnie Gowin. - To dokument będący wyrazem ideologii feministycznej - ogłosił.

- Konwencja mówi m.in. o tym, że kobiet nie wolno bić, gwałcić, że nie wolno kamienować za zdradę - ripostowała Kozłowska-Rajewicz.

Gowin pozostał sobą. Nietrudno było przewidzieć, że nie utrzyma swoich poglądów na wodzy. I sięgnie np. do szuflady, by odkurzyć swój konserwatywny projekt ustawy o in vitro. Ale uderzył w swój konserwatywny ton przy okazji konwencji o prawach kobiet. Treści dokumentu sprzeciwiają się otwarcie tylko środowiska jednoznacznie prawicowe. - Powiedzmy sobie jasno. Kiedy Gowin zaczyna mówić o wartościach, to większość ludzi w PO łapie się za głowę! - irytuje się polityk partii Tuska.
Premier stanął po stronie pełnomocniczki Kozłowskiej-Rajewicz.

Gowin znalazł się więc na zakręcie. Musi dokonać wyboru między Bogiem a cesarzem. Zdecydować, czy karnie pomaszeruje w cesarskiej armii, czy raczej wybierze malowniczy żywot błędnego krzyżowca.

Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!

Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska