MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak Kaśka wyrwała męża z sideł kochanki

Artur Drożdżak
Politycy powinni wiedzieć z kim można, a z kim nie należy się zadawać. O tej prawdzie zapomniał w 1927 r. Jan C., naczelnik gminy Bieńczyce. W ostatniej chwili karierę i tyłek uratowała mu jego własna żona, Kaśka.

W sierpniu 1927 r. na policję zgłosiła się Agata O., lat 22, z Bieńczyc, z zawodu służąca. Podała, że trzy lata wcześniej, gdy pracowała u naczelnika Jana C., "nawiązała z nim stosunki miłosne, skutkiem czego 17 października 1924 r. przyszło na świat ich dziecko żywe, płci żeńskiej. Poród odbył się w stodole bez żadnej innej pomocy. O czem chlebodawca Jan C. doskonale wiedział". Po porodzie mężczyzna przyszedł do niej, gdy osłabiona leżała w stodole i bez jej zgody dziecko odebrał, wyniósł na pole i więcej noworodka nie oglądała. Ponieważ opinia publiczna poczęła głośno mówić o narodzinach 22-latka uciekła z Krakowa. Była w strachu, że policja zacznie szukać dziecka, a ona nie będzie mogła odpowiedzieć, gdzie się noworodek znajduje i co naczelnik z nim zrobił. By nie narazić Jana C. na zarzut morderstwa, podczas przesłuchania skłamała, że dziecko przyszło na świat martwe. Teraz po trzech latach zdecydowała się jednak mówić prawdę z powodu wyrzutów sumienia.

- Pod przysięgą i w obecności matki zeznać mogę, że dziecko jednak urodziło się żywe. Jan C. je zabrał, ale jak je zabił tego nie wiem. Musiał je uderzyć w główkę narzędziem i zakopać koło studni w swoim ogrodzie - twierdziła. Faktycznie w 1924 r. znaleziono martwego noworodka w dole koło studni Jana C. Sprawę o dzieciobójstwo wytoczono Agacie O., została jednak uniewinniona. Rzeczywiście okazało się, że martwe dziecko miało ranę głowy, ale jego matka broniła się, że jeszcze w ciąży uderzyła się w brzuch dyszlem i stąd obrażenia.

W sierpniu 1927 r. 38-letni Jan C. trafił za kratki, bo uznano, że relacja jego byłej służącej brzmi wiarygodnie. Uwierzono jej, że bała się wcześniej mówić prawdę, bo naczelnik groził jej i innej swojej kochance, z którą miał dwoje nieślubnych dzieci. Potwierdzili to bezstronni świadkowie. Przesłuchiwany Jan C. potwierdził, że zdarzyło się tak, iż "użył Agatę O. cieleśnie. Od tego czasu spółkowała z nim częściej". Jednak zaprzeczał zarzutowi zabójstwa. Twierdził, że przed wyborami w gminie kobieta "obciąża go ku uciesze przeciwników politycznych".

Wtedy sprawę w swoje ręce wzięła żona Jana C., Katarzyna. Zeznała, że Agata O. była u niej w 1925 r. już po uniewinnieniu. Pytała o resztę pieniędzy, które się jej należały z tytułu wynagrodzenia za służbę. Napomknęła wtedy, że gdy była aresztowana chodził do niej na widzenia Stanisław P., obecny kontrkandydat jej męża w wyborach na naczelnika gminy. Namawiał, by kogoś wsadziła do paki, bo jej już niczego nie można zrobić. Teraz znowu Staszek P. się u Agaty O. pojawił i dlatego zdecydowała się po latach obciążyć niesłusznie Jana C. Po tych zeznaniach zwolniono z aresztu naczelnika, śledztwo szybko umorzono.

Trzeba oddać hołd Katarzynie C. To rasowa żona polityka, która wie, że gdy mąż w kłopocie nie czas na sentymenty. Nawet w tak delikatnej materii jak seks.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Skatował go za kobietę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska