Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ich ślepy los nadjechał nagle potężnym tirem

Katarzyna Janiszewska
Tak zginęli trzej przyjaciele. Kierowca tira nie zauważył, że ma przed sobą osobówkę. Zepchnął auto pod koła pędzącej ciężarówki
Tak zginęli trzej przyjaciele. Kierowca tira nie zauważył, że ma przed sobą osobówkę. Zepchnął auto pod koła pędzącej ciężarówki archiwum
Matki i ojcowie zabitych chłopaków nie chcą rozmawiać. Tak, jakby mówienie o tym miało ostatecznie potwierdzić to, co się wydarzyło. A oni wolą nie dopuszczać tej prawdy do świadomości. Jeszcze nie teraz. Jeszcze przez chwilę chcą wierzyć, że ich syn wróci, jak gdyby nigdy nic stanie w drzwiach.

Kraków: kompletnie pijana ekspedientka w... sklepie monopolowym

Na osiemnaste urodziny Robert dostał rękawice bokserskie. Zaczął trenować boks i całkiem nieźle mu to szło. Ale potrzebował pieniędzy. Postanowił: wystarczą mu rękawice, które pożycza na zajęciach, nowe odsprzeda. W piątek poprosił siostrę o sześć złotych, żeby nadać paczkę. Nie zdążył ich wysłać. Teraz rodzeństwo zdecydowało, że rękawice włożą bratu do trumny. A obok aparat fotograficzny, z którym się nie rozstawał.

Osiemnaste urodziny Darka wypadały dopiero w grudniu. Ale już zawczasu ułożyli z siostrą listę gości. Liczyli, ile osób zmieści się w domu. Bo to nie miała być wielka feta. Zwykła domówka. Posiedzą, potańczą do fajnej muzyki. Darek lubił słuchać muzyki, wszystkiego, co wpada w ucho. A ostatnio, na okrągło, jednej, tej samej piosenki. Siostra chce ją teraz znaleźć, lecz nie może sobie przypomnieć, kto ją śpiewa.

Największe marzenie Arka się spełniło. Pozbierał wszystkie swoje oszczędności, trochę dołożył dziadek. Od mamy nic nie wziął. I dwa tygodnie temu kupił sobie śliczną srebrną alfę romeo. Zapowiedział już kolegom: wszędzie was będę woził. Chwilę wcześniej odebrał prawo jazdy. Auto wymyte, wypolerowane, stoi w garażu.

Trzej muszkieterowie

Znali się jeszcze ze szkoły. Darek, Robert i Arek, trzej przyjaciele, jak trzej muszkieterowie. Wszyscy z jednej wsi. Młodziutcy. Mieli zwykłe marzenia, jak to u chłopców w ich wieku: zdać na prawo jazdy, poznać fajną dziewczynę, skończyć szkołę. Jeszcze nie zdążyli wiele przeżyć. Pierwsze wielkie miłości i sercowe porażki, pierwsze poważne decyzje, samodzielne wybory, własna rodzina - to wszystko mieli przed sobą. Ale kierowca tira się zagapił.

Nie zauważył, że stoi przed nim osobówka. Zepchnął auto na sąsiedni pas. Prosto pod koła rozpędzonej ciężarówki. Arek i Darek zginęli na miejscu. Roberta reanimowali. Przeżył tylko Dominik.

Boks, fotografia, rajdy

Robert mógł zostać bokserem albo fotografem, albo rajdowcem. Albo może jeszcze kimś innym. Co rusz znajdował w sobie nową pasję, szukał nowych wyzwań. Ambitny, inteligentny, miał wiele talentów.

Fotografią zaraził się od starszego brata. Szybko złapał bakcyla. Poszedł do szkoły fotograficznej, robił zdjęcia do gazet. I choć miał najprostszą lustrzankę, to tych zdjęć niejeden mu zazdrościł. Potrafił uchwycić klimat danego miejsca, charakter osoby.

- Były piękne i oryginalne - mówi Krzysztof Słomski. - Robert nie skupiał się na technice, zależało mu na tym, by zdjęcia wyrażały emocje.
Pasjonował się Formułą 1. Chciał wyjechać za granicę, popracować, kupić sportowy samochód i ścigać się w rajdach. Ale na razie ścigał się gokartami na torze albo wirtualnie- przez internet. W domu miał symulator. Zamykał się w pokoju i trenował do nocy. W wirtualnych wyścigach był nie do pokonania.Parę dni temu zrobił prawo jazdy. Nawet jeszcze nie zdążył go odebrać. - Jutro impreza z tej okazji - przypominał w piątek rodzeństwu. Był radosny i uśmiechnięty jak rzadko kiedy. Bo na co dzień raczej powściągliwy, spokojny, stonowany.

Cała czwórka była ze sobą bardzo zżyta. Kiedy rodzice na sześć lat wyjechali do pracy za granicę, byli zdani na siebie. Wspierali się, wzajemnie wychowywali, pomagali jeden drugiemu, troszczyli o siebie.

Młodszej siostrze Robert opowiadał o dziewczynach, radził się, jak z nimi postępować. Co robić, co mówić, jak je traktować? Prawda jednak jest taka, że na razie od dziewczyn wolał gokarty. Ze starszym bratem rozumieli się bez słów. Rozmawiali o energii wszechświata. Zastanawiali nad tym, czy los człowieka zależy od niego, czy rządzi nim jakaś wyższa siła. Słuchali Hansa Zimmermana. Albo oglądali filmy: "Archiwum X".

W piątek Krzysiek pojechał do kolegi. Przez teleskop patrzyli na niebo. Nigdy wcześniej nie widział tylu planet, tylu galaktyk. W nocy obudził go telefon od siostry. Dzwoniła i dzwoniła.

- Robert siedział z tyłu, z prawej strony - mówi Krzysztof. - Tam gdzie siła uderzenia była największa. A mimo wszystko walczył. Lekarze jeszcze go reanimowali. Na pewno próbował przyjąć jakąś ochronną pozycję, jeździł na gokartach, wiedział, jak to zrobić, miał refleks. Cały czas czuję jego obecność...

Lubił żartować

Rodzeństwo mówi o Darku: dusza towarzystwa. Wesoły, wygadany, wszędzie go było pełno. Jak tylko gdzieś coś się działo, zaraz pierwszy leciał. Wszystkich znał, z całą Zalasową był na "ty". Do różnych dziewczyn zagadywał, ale swojej, tej jedynej, jeszcze nie znalazł.

- Żarty to była jego mocna strona - opowiada Roksana Zielińska, siostra Darka. - Lubił się powygłupiać, pośmiać, wszystkich rozweselał. Jego smutnego się nie widywało. Byle czym się nie przejmował.

Należał do młodzieżowej drużyny Ochotniczej Straży Pożarnej. Uczył się w zawodowej szkole rzemieślniczej. Chciał zostać mechanikiem. Robił praktyki. Jak dostał piątkę, pękał z dumy, mówił rodzinie: patrzcie, jaki jestem dobry. Ostatnio jednak nie mówił już o niczym innym, jak tylko o prawie jazdy. Skończy wreszcie osiemnastkę i będzie mógł je zrobić.

Na piątek planowali małe przemeblowanie. Wersalkę z pokoju siostry Darek sam wyniósł na plecach. Lubił domowe porządki, pomagał ojcu w ogrodowych pracach. Po południu mieli poprzestawiać meble u Darka. Ale Roksana wróciła zmęczona. Powiedziała, że się zdrzemnie i potem mu pomoże. Trochę się z nią podroczył, pozaczepiał. - No, dajże mi pospać - śmiała się. Kiedy wstała, już go nie było.

Darek poszedł na różaniec, na grupę apostolską. O godz. 21 widzieli go pod kościołem. Pół godziny później już nie żył.

W sobotę Roksana obudziła się o wpół do piątej nad ranem. Za moment miała wychodzić do pracy. Przez okno zobaczyła, że w kierunku domu idą ludzie z latarkami. - Tato, chyba policja - zawołała niepewnie. Złe przeczucia pojawiły się, gdy zeszła do salonu. Mama spała na sofie przed telewizorem. "Zasnęła, czekając na Darka, pewnie go nie ma - pomyślała Roksana. - Ale on przecież nigdy tak późno nie wraca"… Cała rodzina pobiegła do drzwi.

Darek nie wziął z sobą dokumentów. Zostały w jego plecaku. Tak jakby nigdzie dalej się nie wybierał. Może dopiero pod kościołem spontanicznie zdecydował: dobra, jadę z wami. Policjanci nie mieli pewności, czy to on. - Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że ten, co przeżył, to Darek - przyznaje Roksana. - Albo że wcale nie jechał tym samochodem, że nocował u jakiegoś kolegi. To był pierwszy raz, że gdzieś dalej pojechał. Niepodobne do niego.
Wymarzona alfa

Osiemnastka u Arka była trzy miesiące temu. Bawili się, śmiali, śpiewali do czwartej rano. A później Arek wszystkich odprowadził do domu. Taki był, że o każdego się martwił. Odpowiedzialny. Jedynak, więc bardzo zżyty z mamą. Towarzyski, uśmiechnięty. To był ostatni rok jego nauki w szkole budowlanej.

- Arek często mi się zwierzał - mówi Andrzej Fudyma. - Mieliśmy nawet takie swoje miejsce. Prawie codziennie się spotykaliśmy w lesie, na parkingu. To był placyk z ławeczkami, na którym paliło się ognisko. Gadaliśmy o dziewczynach, samochodach, o tym, co w domu, w szkole. O wszystkim.

Cieszył się z nowego auta. Trzy tygodnie temu kupił kostkę brukową. Chciał wybudować nowy, duży garaż, zrobić do niego elegancki podjazd. Niedawno odebrał prawo jazdy. W piątek wziął volkswagena golfa mamy. Swoją srebrną alfę romeo wymył, wypucował i wstawił do garażu. Zbieżność kół była źle ustawiona, a nie chciał ryzykować, skoro ma wieźć kolegów. Już się umówił z mechanikiem, że ten to poprawi.

Wpadł jeszcze do swojej byłej dziewczyny. Chodzili z sobą trzy miesiące. Zerwali. Ale znów ich do siebie ciągnęło, coś tam na powrót kręcili ze sobą.

- Widzieliśmy się godzinę wcześniej - przypomina sobie Andrzej. - Rozmawialiśmy o autach. I o wypadkach na drogach. Że dużo ich zdarza się u nas w okolicy. Nie wiem, czemu zeszliśmy na ten temat. Mówiliśmy nawet, że nigdy nic nie wiadomo, bo ty jedziesz poprawnie, a i tak ktoś może wjechać w ciebie. Wtedy myślałem, że to normalna rozmowa. Ale później, że to jednak nie przypadek, iż tak żeśmy gadali.

Osiem lat wcześniej, prawie w tym samym miejscu, zginął ojciec Arka. Też jechał na Pogórską Wolę i też najechał na niego tir...

Konkurs fotograficzny "Mamo, tato, zrób mi portret". Weź udział i zgarnij nagrody!

Wybieramy najpiękniejszy rynek w Małopolsce! Weź udział w plebiscycie i oddaj głos!

Wielka galeria! Zobacz archiwalne zdjęcia strojów Wisły Kraków z ostatnich stu lat!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska