Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Kłoczowski: Wigilia bez diabła, który nas dzieli

Redakcja
Powinniśmy świętować, bo to test na człowieczeństwo - mówi o. Jan Andrzej Kłoczowski
Powinniśmy świętować, bo to test na człowieczeństwo - mówi o. Jan Andrzej Kłoczowski Wojciech Matusik
Dominikanie bywają przemądrzali. Zaczytani po uszy w mądrych księgach, z pobłażliwym uśmiechem mówią o franciszkanach, co to tresują osła, by stał w żywej szopce. Jak zatem przeżywać święta z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim, dominikaninem - rozmawia Katarzyna Kache

Co nam psuje święta Bożego Narodzenia?
Konsumpcja.

"Kevin sam w domu"?
Też.

A dlaczego powinniśmy świętować?
Bo to jest test na człowieczeństwo. To, w jaki sposób świętujesz, pokazuje jakim jesteś człowiekiem.

Zobacz także: Karp w odwrocie. Przepraszamy cię, tradycjo! [ZDJĘCIA I WIDEO]

Ktoś zdałby dziś ten test?
Nie wiem. Na szczęście nie jestem od testów, jestem od kazania.

Proszę spróbować.
Myślę, że wszyscy bylibyśmy pod kreską, albo w połowie skali.

O czym zapominamy?
O tym, co jest istotą tego świętowania, czyli spotkanie z Bogiem, który się rodzi jako człowiek.

Bo to strasznie skomplikowane.
Powiem więcej: zupełnie niewiarygodne! I dlatego właśnie jest przedmiotem wiary.


Mistrz Eckhart, średniowieczny mistyk i dominikanin, mówi, że to dla naszego umysłu totalny absurd: Bóg w ciele człowieka.

To nie absurd, to paradoks. Dlatego nie powinniśmy za bardzo o tym myśleć.

Co to właściwie jest Boże Narodzenie?
Że Bóg przemówił do człowieka poprzez swoją obecność. I to obecność jako człowiek. To rzeczywiście niezwykłe. Rozmaite mitologie mówiły co prawda o ludzkich wcieleniach bogów, ale byli to na ogół wielcy wodzowie, mędrcy, zwycięzcy.

Nasz był biedny jak mysz.
I przyszedł na świat wbrew wszelkim oczekiwaniom. A raczej wbrew wszelkim ludzkim wyobrażeniom.

To zaskoczenie było planowane?
Zawsze jest. Bo Bóg jest tak wielki, że mógł się objawić tylko w czymś najmniejszym. Inne objawienie byłoby śmieszne. Choć muszę w tym miejscu dodać, że z dużym szacunkiem traktuję argumenty ateistów, którzy podważają potoczne obrazy Boga, które są rzutowaniem ludzkich marzeń i tęsknot w niebo. A Bóg nie przyszedł po to, by spełniać nasze oczekiwania.

To po co?
Dać dowód swojej miłości, o którą go nie podejrzewaliśmy. Bóg jest, proszę pani, inny niż nam się wydaje.
Ma granice, ale jest nieskończony?
Dokładnie tak.

Ale to przecież paradoks.
Bo poemat "Bóg się rodzi" pokazuje bezsilność naszego języka w opisaniu przyjścia Boga na ziemię. Przyjścia w tak nieprawdopodobnie prosty sposób, które - dla mnie - stało się dowodem na to, że nie mógł wymyślił tego człowiek.

Zobacz także: Karp w odwrocie. Przepraszamy cię, tradycjo! [ZDJĘCIA I WIDEO]

Gdzie rodzi się Bóg?
Hinduskie dzieci, które pytał misjonarz na ulicach Bombaju, gdzie jest ich Bóg, pokazywały swoje serce, chrześcijańskie wskazywały niebo.

Które miały racje?
Ani te, ani te. Bóg mieszka w drugim człowieku. To znaczy jest drogą, która prowadzi do tego. Bóg zamieszkał między nami i dlatego Chrystus w swojej końcowej nauce, jeszcze przed śmiercią, powiedział: cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnie ście uczynili. Te słowa mówią, że drugi człowiek stał się znakiem obecności Boga. To jak traktujemy drugiego człowieka, sprawdza nasz stosunek do Boga. Religia, która to pomija, jest złudzeniem. Fałszem.

Biblia strasznie mało mówi o Bożym Narodzeniu.
To prawda, więcej mówi o nauce Chrystusa.

Ale my ludzie i tak wiemy swoje, prawda?
Wyobraźnia zapełni wszystkie dziury. To taki nasz ludzki dodatek.

Mamy wierzyć w stajenkę?
Tak, bo przecież Bóg urodził się w biedzie, spełniając proroctwo. I zaistniał jako człowiek w pełni. Czyli był dzieckiem, dorastał, wychowywany przez Maryję i Józefa.

Józef to dla mnie bardzo tragiczna postać.
Józef? Dlaczego?

No, proszę Ojca. Bierze sobie za żonę kobietę, a tu nagle okazuje się, że jest w ciąży. I to nie wiadomo z kim.
Jak mówi Biblia dostał od Boga odpowiednie pouczenie.

Ale musiał być w szoku?
Może był. Ja jednak myślę, że podobnie jak wybór Maryi, wybór Józefa też musiał być nieprzypadkowy. Mąż matki Boga musiał być prawym Izraelitą, uczciwym, sprawiedliwym człowiekiem.

Młodym?
Ja myślę, że tak. Bo kto by się odważył na potajemną ucieczkę z karmiącą kobietą z Dzieckiem? To nie zadanie dla ludzi 70 plus.
W kolędzie stoi jak byk: "a Józef stary"...
To tak na wszelki wypadek, by zapewnić bezpieczeństwo Matce Boskiej. Że jak stary, to mniej natarczywy. Ale pomijając wiek, był w sensie ludzkim ojcem Chrystusa. Adoptowanym bez żadnych papierków i formalności przez Ducha Świętego.

Ludziom trudno jest zrozumieć Boże Narodzenie?
Problem jest ze zrozumieniem sensu głębszego, teologicznego. Z opowieściami o Bożym Narodzeniu, czułymi, miłymi i sentymentalnymi świetnie sobie radzimy.

Zobacz także: Karp w odwrocie. Przepraszamy cię, tradycjo! [ZDJĘCIA I WIDEO]

A z niepokalanym poczęciem?
Niepokalane poczęcie oznacza, że Matka Boża została oczyszczona z grzechu pierworodnego. Stała się nową Ewą, a wraz z poczęciem Jezusa, zaczął się nowy świat. Wcielenie Boga oznacza początek nowego stworzenia. Pierwsze zostało zniszczone przez człowieka, przez zło. Niepokalane, Dziewicze poczęcie Jezusa oznacza coś zupełnie nowego, poza dotychczasowym ciągiem historii.

Kompletnie to dla mnie niepojęte.
Bo nasz rozumek jest przyzwyczajony do myślenia przyczynowo-skutkowego i, oczywiście na co dzień, warto się nim posługiwać. Rzeczywistość jest jednak o wiele bardziej skomplikowana, niż się śniło filozofom. I jak się okazuje - to, czego często nie mogą przewidzieć filozofowie, jest najprawdziwsze.

Przejdźmy więc do prostszych spraw. Jak my dziś świętujemy Boże Narodzenie?
Są dwie tendencje. Jedna, bardzo powszechna, która się objawia w wesołej konsumpcji (co, choć naganne, po tych latach biedy może być zrozumiałe). Ale są też domy, które wciąż przedkładają nad jedzenie i prezenty, duchowy aspekt przyjścia Chrystusa. Czytają przed kolacją wigilijną ewangelię, modlą się, zapraszają na to symboliczne, puste miejsce osobę samotną, starszą.

Ważne jest bycie?
Ale razem, nie obok siebie, bo i tak się zdarza. Spotykam wielu młodych ludzi, którzy się boją jechać na wigilię do domu. Obawiają się, że odżyją konflikty, albo, że nie będą mieli sobie nic do powiedzenia. Ważne, by te nasze relacje były uzdrowione, prawdziwe. Przecież dzielenie się opłatkiem to znak miłości. Opłatek to jest chleb, nie kamień. Jeśli z nim idziesz do drugiego, nie zaciskasz przecież pięści. Warunkiem przebaczenia jest rozbrojenie.

Na Ojca wigilii wszyscy są rozbrojeni?
Staramy się. Jest nas stu mężczyzn i jakoś sobie radzimy (śmiech).

Opowiadacie sobie kawały?
Po wszystkim tak. Ale nie mamy na to wiele czasu. Bo, proszę pamiętać, w naszej wspólnocie święta to bardzo pracowity czas. Spowiadanie, msze święte, kazanie dwa razy w tygodniu, pasterka. To nie jest łatwe. Trzeba się zastanowić, co powiedzieć 20. raz, żeby było inaczej.

Jak dobrze przeżyć święta?
Siedemnastowieczny mistyk, Anioł Ślązak, pisał: Daremnie przeżywasz Boże Narodzenie w Betlejem, jeżeli Bóg się nie narodził w Tobie. I to jest wskazówka, jak świętować. Doświadczyć duchowego narodzenia Boga w życiu.

To nie takie łatwe.
A dlaczego ma być łatwe. Nie da się przyjść i od ręki kupić sobie doświadczenie. Wiara jest wymagająca. To jak z matematyką. Na początku widzisz przedziwne zawijasy, które dopiero z czasem układają się w logiczne wzory.

Niektórym nigdy się nie układają, co oznacza, że religia może być czasem przyciężka.
Nie jest. Traktuje po prostu człowieka poważnie, a nie opowiada mu bajeczki. Bo przecież nie chodzi tu o banały, ale o życie i śmierć. A z tym nie ma żartów.

Folklor przeszkadza prawdziwemu doświadczeniu?
Utrudnia dojście do tego, co w Bożym Narodzeniu najważniejsze. To tak jakby bardzo ważny wzór matematyczny narysować na papierze i wszyscy zachwycaliby się kolorem tegoż papieru.

Zobacz także: Karp w odwrocie. Przepraszamy cię, tradycjo! [ZDJĘCIA I WIDEO]

To mamy zrezygnować z żywej szopki, z pastuszków i bydełka?
Nie, tyle żeby się na tym nie zatrzymać. Nie zadowalać się tapetą, bo to tylko początek drogi. To tak jakby podróżować wyłącznie palcem po mapie.

Ojciec chodzi na żywą szopkę do franciszkanów?
Nieee...

Wiedziałam.
Już w dzieciństwie osłów nie lubiłem.

Ale gdy już doświadczymy prawdziwego Bożego Narodzenia, zostaniemy zbawieni.
Tak od razu?

No.
Nie daję gwarancji.

No właśnie. Kiedyś ludziom było o to łatwiej.
Nie wydaje mi się.

Nie mieli przecież komputerów, telewizorów, hipermarketów.
Sami sobie je wymyśliliśmy. Stworzyliśmy kulturę, która zmusza nas, byśmy byli potwornie banalni, jednakowi, pod hasłem: bądź sobą, pij pepsi.

Czyli teraz, jeśli chcemy być oryginalni, powinniśmy za mistrzem Eckhartem pójść na pustynię?
Oczywiście, choć zawsze będziemy w mniejszości.

Jakie będzie to Boże Narodzenie?
Nie wiem, ale wiem, co bym sobie życzył: żebyśmy zaczęli mówić ludzkim językiem. Żeby tego diabła, który nazywa się diabolos i w którego nazwie przedrostek "diao" oznacza "dzielić", chociaż za próg wygonić. Żeby nie siadł z nami do wigilii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska