Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koralowie - portret miliarderów z Nowego Sącza (cz. 2)

Marek Bartosik
Dom jednego z braci zimą tonie w świetle dziesiątków tysięcy żarówek. Nie sposób go nie zauważyć
Dom jednego z braci zimą tonie w świetle dziesiątków tysięcy żarówek. Nie sposób go nie zauważyć Stanisław Śmierciak
Czy po Maryli Rodowicz, Danielu Olbrychskim i Dodzie kolejną gwiazdą na liście płac Józefa i Mariana Koralów będzie Madonna?

Tego, że wystąpi w reklamie lodów, nikt nie odważy się wykluczyć. Bo producenci lodów z Nowego Sącza już wiele razy udowodnili, że żadne progi nie są dla nich za wysokie. Kontrolują jedną trzecią polskiego rynku w swojej branży. Twardo konkurują z innym potentatem, czyli Algidą należącą do wielkiego światowego koncernu Unilever.Lubią luksus , mają majątek liczony już w miliardach, trzymają się rodzinnych stron. A tu wielu pamięta, jak swoje lody rozwozili po odpustach maluchem i że na bogactwo ciężko pracują od 30 lat.

Maybachy, rezydencje, papieski pomnik na sądeckim Rynku to efektowne przejawy sukcesu braci. Jego źródło bije w ich fabrykach w Limanowej i Rzeszowie. Tam powstają dziś dziesiątki gatunków lodów, które trafiają do klientów przez centra dystrybucyjne na Górnym i Dolnym Śląsku, Pomorzu i w Wielkopolsce, ale także w Czechach, na Słowacji, Węgrzech i Litwie. Szacuje się, że w sezonie firma zatrudnia 2500 ludzi. Jej serce znajduje się w nowym wielkim budynku tuż obok sądeckiej starówki.
Swą pierwszą fabrykę wybudowali w Limanowej, gdzie wcześniej latami metodą rzemieślniczą produkowali lody. W pewnym momencie zorientować się musieli, że to może i sposób na dostatnie życie, ale z pewnością nie na wielki biznes. W Limanowej kupili na początku lat 90. działkę od gminy. Pomagał im w tym Rudolf Zaczyński, dziś wiceburmistrz miasta. Pamięta, że zaciągnęli kredyt 1,5 mln niemieckich marek i sprowadzili włoską maszynę do lodów. Jak mu utkwiło w pamięci, kosztowała wtedy tyle co 380 nowiuteńkich polonezów. Ale gotowy, zapakowany lód wyskakiwał z niej co 0,07 sekundy.

W dzisiejszym biznesie jednak najważniejsza jest nie produkcja, lecz jej sprzedaż. I w tym bracia Koralowie są dobrzy.

- Podziwiam ich za determinację i odwagę - mówi o braciach Kazimierz Pazgan, inny nowosądecki stały bywalec listy stu najbogatszych Polaków tygodnika Wprost, producent wędlin drobiowych. Podobnego zdania jest m.in. Ryszard Florek, właściciel tamtejszej fabryki okien dachowych "Fakro".
Krzysztof Pawłowski, założyciel sądeckiej Wyższej Szkoły Biznesu, zwraca uwagę jak bracia potrafili dotrzeć ze swoimi tanimi produktami do w małych sklepików na wsiach i w miasteczkach. Dokładnie tam, gdzie po lody przychodzą dzieciaki, ich najliczniejsi konsumenci. Tysiące takich sklepików wyposażyli w firmowe zamrażarki. Jak powiedział nam jeden z dystrybutorów, dziś firma daje taki sprzęt już wtedy, gdy sprzedawca wykaże, że w ciągu roku sprzedał lody Koral o wartości 2 tysięcy złotych. - To nie jest dużo - twierdzi handlowiec.

Prawdziwy przełom w biznesowej karierze braci nastąpił jednak w 1998 r. kiedy firma zdecydowała się reklamować po Wiadomościach w I programie TVP. Wybór kanału nie był przypadkowy. Ta kampania kosztować miała łącznie z jej wsparciem 15 mln zł, ale po kilku miesiącach przynieść wzrost sprzedaży o ponad połowę.- Oni nie korzystają z pośrednictwa agencji reklamowych. Strategię akcji promocyjnych firma przygotowuje sama, wybiera do reklam gwiazdy i negocjuje z nimi warunki. Dzięki temu oszczędza miliony - mówi ekspert z branży reklamowej.

Gwiazdy uśmiechające się z telewizyjnego ekranu mówiły wielu Polakom, że "Zawsze jest pora na lody Koral". Zaczęli od Kasi Figury. Potem sięgnęli po Marylę Rodowicz. Dalej udało im się tę piosenkarkę skojarzyć w jednym spocie z Danielem Olbrychskim. Wybór tej pary zaskoczył, bo przecież nie są oni bohaterami dzisiejszej najmłodszej widowni. - To proste. Ta reklama wcale nie była adresowana do dzieci, ale do hurtowników, czyli ludzi 40-50-letnich - tłumaczy Krzysztof Pawłowski. Tę interpretację potwierdza fakt, że Maryla Rodowicz wystąpiła też dla najlepszych pracowników i dystrybutorów firmy z prywatnym koncercie.

Jak twierdzi Jacek Kulczycki z warszawskiego studia filmowego "Oto", które od 10 lat nagrywa dla firmy reklamówki, to ona przychodzi z wybraną już gwiazdą, gotowym scenariuszem. Bracia Koralowie początkowo osobiście przyjeżdżali na kolaudację, czyli ostateczną akceptację filmu, ale teraz już przysyłają tylko współpracowników. Z lodami Koral pokazywała się też w telewizji Helena Vondrackowa, Beata Kozidrak, dziecięcy zespół Arka Noego, a ostatnio Doda.

Przez dwa lata w telewizji pokazywane były trzy reklamówki z Majką Jeżowską. Wydawać by się mogło, że tu zagrał sentyment, bo piosenkarka pochodzi z Nowego Sącza. Przez kilkanaście lat mieszkała dosłownie kilkanaście domów od kamienicy, w której wychowali się Józef i Marian Koralowie. - Nawet nie wiem, jak oni wyglądają - uśmiecha się piosenkarka.

Wspomina też, że warunki kontraktu negocjowali bardzo twardo. - Ostro było - mówi też o negocjacjach na temat wysokości honorarium dla Doroty Rabczewskiej jej menedżerka Maja Sablewska.

- Czułem się jak prześwietlony. Miałem wrażenie, że Józef Koral wie wszystko o mnie, moich słabościach - opowiada ktoś, kto prowadził z firmą handlowe rozmowy. Z drugiej strony wszyscy podkreślają, że bracia Koralowie są bardzo solidnymi kontrahentami.Firma płaci ponoć szeregowym pracownikom dobrze, często lepiej niżby wymagał od nich lokalny rynek. Co ciekawe do Andrzeja Szkaradka, szefa nowosądeckiej "Solidarności", nigdy nie dotarły żadne sygnały, by łamała prawa pracownicze.Wielu zastanawia się, jak prości cukiernicy potrafią się tak skutecznie poruszać w wielkim biznesie bez wykształcenia w tym kierunku. - Skompletowali świetny zespół - tłumaczą jedni. Jego filarem ma być znający kilka języków Bogdan Workiewicz. Jeszcze dwadzieścia lat temu był jednym z zastępców Edwarda Brzostowskiego, twórcy dębickiego Igloopolu, największej firmy rolno-spożywczej w PRL. Brzostowski wspomina dawnego zastępcę jak najgorzej. Nie chce mówić o szczegółach, ale to w Dębicy Workiewicz miał wejść w kontakty biznesowe z Koralami, wydzierżawił im zakład produkcji lodów. Po latach siedziba nowosądecka ich firmy powstała na terenie, na którym kiedyś stała rzeźnia Igloopolu.

Starannie wybierają interesy, w które wchodzą. - Na hotelarstwie się nie znamy, znamy się na lodach - usłyszał Edward Bogaczyk, burmistrz Piwnicznej, gdy namawiał ich na wybudowanie hotelu na pięciohektarowej działce w mieście.

Kazimierz Sas, jeszcze niedawno sądecki poseł SLD i dwukrotny prezes Sandecji, przyznaje, że próbował namówić braci do zainwestowania w drużynę piłkarską. Bez powodzenia. - Myślę, że zraziła ich nieprzejrzystość biznesowa polskiego futbolu - mówi Sas. Być może Józef i Marian Koralowie pamiętają też o doświadczeniu z Sandecją starszego brata Jana. Przed laty był działaczem klubu, wprowadził piłkarzy do drugiej ligi. Dziś wspomina, że do sponsorowania skłoniły go naciskami władze ówczesnego województwa nowosądeckiego. Odszedł z klubu w atmosferze konfliktu.

Bracia nie uczestniczą w działalności organizacji biznesu nowosądeckiego. Choć są tam potentatami, to jednak trzymają się na uboczu. Mają za to od lat dobre stosunki z duchowieństwem. Niechęć braci do mediów staje się legendarna. - My robimy, nie mówimy - tak dyrektor Workiewicz uzasadnił w imieniu braci Koralów ich odmowę spotkania z dziennikarzem GK.

Równie skrupulatnie jak piłki, bracia Koralowie wystrzegają się polityki. - Podczas kampanii wyborczej poszedłem do nich i poprosiłem o wsparcie. Usłyszałem "nie". Uprzejme, ale twarde - opowiada znany sądecki polityk.

Gdyby któryś z nich zdecydował się wejść do polityki, to miałby wielkie szanse na sukces. Nie tylko dlatego, że ich firma daje w regionie utrzymanie wielu rodzinom. Koralowie zdołali zbudować sobie autentyczny autorytet i szacunek. Oceniani są jako uczciwi i pracowici. Potrafią hojnie wesprzeć ludzi, których dotknęło nieszczęście, a w zamian proszą tylko o dyskrecję. Sponsorują imprezy kulturalne, np. Święto Dzieci Gór. Potrafią podjechać maybachem do osiedlowego supermarketu, kiedy w domu zabraknie kapusty.

Czy imperium przetrwa dłużej niż życiowa energia jego twórców? W zarządzanie firmą coraz mocniej włączają się córki Józefa Korala, dorasta syn. Podobno są wśród nich dziedzice Koralowej smykałki do interesów.

Współpraca Stanisław Śmierciak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska