Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci? Mamy je pod kontrolą

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Przemek Franczak
Przemek Franczak fot. Andrzej Banaś
Szkolna nowość: elektroniczny system wejść i wyjść dziecka. Do tornistra przypina się specjalną kartę, a kiedy dziecko przekracza próg szkoły, na komórce rodzica wyświetla się wiadomość: "Piotruś dotarł do szkoły". A kiedy Piotruś z niej wychodzi, zatroskani ojciec i matka znów dostają SMS. "Piotruś opuścił szkołę". Informacja, wiadomo, kosztuje, w tym wypadku 61 zł rocznie.

Przynajmniej taka cena znajduje się w ofercie owej usługi, którą otrzymała szkoła mojej córki.

"Starając się zminimalizować Państwa niepokój o swoje pociechy opracowaliśmy system przepływu informacji odnośnie lokalizacji danego dziecka" - zachęca producent.

Znając życie, system decyzją większości rodziców zostanie zainstalowany - chwała Bogu i dyrekcji, że przystąpienie do niego ma być dobrowolne - w końcu niewiele rzeczy zajmuje człowieka współczesnego bardziej niż minimalizacja niepokoju o pociechy. Rzekłbym nawet, że minimalizujemy chorobliwie, psychopatycznie, ucząc je, hm, no właśnie, czego? Poza lękiem przed światem i podporządkowania, chyba niczego interesującego, w końcu taki system jest dla komfortu rodziców, a nie dzieci. Komfortu bardzo pozornego zresztą, bo jak Piotruś w drodze ze szkoły zapragnie wąchać kwiatki, stokrotki i bławatki, przez co powrót zajmie mu kwadrans więcej niż zazwyczaj, matka z ojcem zdążą nabawić się nerwicy i zadzwonić do dzielnicowego. Nie mam jednak wątpliwości, że ten system rychło stanie się szkolnym standardem.

To fascynujące, że pokolenie, którego dzieciństwo przebiegało w wolności niemal absolutnej (niech nikt mi nie wmawia, że mając 7 lat czuł chłód PRL-u i zimnej wojny), dziś bezpieczeństwa własnych dzieci chroni w sposób wręcz obłąkańczy. Nasi rodzice wiedzieli o nas tyle, ile musieli; "Mamo, wychodzę!". "Dobrze, tylko wróć przed ósmą".

Komórek nie było, a zasięg tylko wtedy, gdy widzieli cię z balkonu. Ale z reguły nie widzieli, czasem bywało się gdzieś daleko od domu. Jak mieliśmy po 8-9 lat, to z kolegami jeździliśmy rowerami na długie wycieczki za miasto. Wtedy nikogo to nie dziwiło, dziś byłby to idealny temat na budzący grozę reportaż interwencyjny o porzuconej przez rodziców watasze małoletnich rowerzystów.

Cóż, nasze matki i nasi ojcowie, żywcem wyjęci z lat 70. i 80., i przeniesieni w obecną rzeczywistość, tydzień w tydzień drżeć by musieli o utrzymanie rodzicielskich praw i tłumaczyć się przed pracownikami opieki społecznej.

Dorośliśmy, a gdzieś po drodze staliśmy się miłośnikami obsesyjnej kontroli, grodzonych osiedli, izolacji. Bo wtedy były inne czasy - powie prawie każdy. Inne, czyli jakie? Lepsze?

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska