MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Drwal rąbie, wióry lecą

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
- Wchodzę do klatki, widzę tylko tego faceta naprzeciwko i chcę jak najszybciej wygrać walkę - to jedna  z  recept Tomasza Drwala na zwycięstwo
- Wchodzę do klatki, widzę tylko tego faceta naprzeciwko i chcę jak najszybciej wygrać walkę - to jedna z recept Tomasza Drwala na zwycięstwo Michał Okła
W Polsce słyszeli o nim nieliczni, w Stanach Zjednoczonych jest wschodzącą gwiazdą. Drogę do sławy toruje sobie pięściami, kopnięciami, duszeniami i dźwigniami. Innymi słowy, zawodowo spuszcza łomot. Walczy w klatce i nieźle mu za to płacą. O Tomaszu Drwalu, 27-letnim nieustraszonym wojowniku MMA z małych Marcinkowic pod Nowym Sączem pisze Przemysław Franczak

Niedawną głośną walkę Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem otwarcie nazwał szopką. - Chyba nie o taką promocję MMA w Polsce chodziło - krzywi się. - To było starcie na tragicznym poziomie, bójka jak spod budki z piwem. Siła razy masa wygrała z przestraszonym człowiekiem.

Jednemu jednak nie zaprzecza. Ten krótki, bo trwający raptem 44 sekundy i rozstrzygnięty na rzecz siłacza pojedynek, szeroko rozreklamował w naszym kraju słabo kojarzone dotąd pojęcie MMA, czyli mieszanych sztuk walki (ang. Mixed Martial Arts). Dyscypliny, w której Drwal jest wybitnym fachowcem. Nikt w Polsce nie ma w niej takich osiągnięć jak on. I nieprędko się to zmieni.

Dwa lata temu podpisał kontrakt z UFC, największą organizacją MMA na świecie. To oni z walk w ośmiokątnej klatce, zwanej oktagonem, zrobili wielki biznes i jeden z najchętniej oglądanych sportów w USA. W rankingach popularności wyprzedzili zawodowy boks!

- Wyniki mówią same za siebie. W Stanach przegrywamy tylko z futbolem amerykańskim, baseballem, koszykówką i hokejem - opowiada Drwal, który na razie jest na początku swojej wyprawy po złote runo. A jest się o co bić. Najlepsi za walkę otrzymują po pół miliona dolarów, a drugie tyle od sponsorów. Do tego dochodzi status megagwiazdy, a niekiedy i role w hollywoodzkich filmach.

- Mi akurat do Hollywood się nie spieszy. Słabo wypadam przed kamerą - śmieje się Tomek. - A mówiąc serio, to nie mam parcia na szkło. Dążę do sukcesu, ale celem jest dobry wynik, a nie popularność. Choć to oczywiste, że obie rzeczy się ze sobą łączą. Cóż, wszystko jest w moich pięściach.

To nie bójka w barze

Świat już dostrzegł fenomen MMA. W Rosji sportowcem roku został właśnie jeden z najbardziej znanych zawodników tej formuły Fiodor Emelianenko. Tymczasem Drwala próżno szukać w podobnych rodzimych plebiscytach. - Nie zależy mi na sławie w Polsce - macha ręką.

Zależy mu jednak na zmianie wizerunku dyscypliny, która u nas ciągle wzbudza duże kontrowersje i jest traktowana jak opłotki sportu. Ot, takie barowe bójki zabijaków, którym nie powiodło się w prawdziwych sztukach walki. A nie daj Boże, jeśli jeszcze leją się w klatce.

- Na razie Polacy niewiele z tego rozumieją. Nie widzą, że to właśnie jest sport walki nowoczesny, przyszłościowy. Moda na niego do nas jednak w końcu też przyjdzie. Dawniej starzy pięściarze obrażali się na kick-boxing i mówili, że nawet psa się nie kopie - z przekąsem mówi Drwal. Jego zdaniem kiepski obraz polskiego MMA ciągnie się od chwili, gdy Sylwester Latkowski zrealizował film dokumentalny zatytułowany "Klatka".

- Naobiecywał moim kolegom, że fajnie ich przedstawi. A potem ich wypowiedzi, że lubią walczyć, konfrontować się, nałożył na pochód bandy kibiców, choć oni wcale żadnymi kibicami nie byli. I wyszło z tego totalne przekłamanie, że MMA to rozrywka dla bandytów, zezwierzęcenie, pornografia sportów walki - irytuje się Tomasz.

Łukasz Chlewicki, który razem z Drwalem prowadzi w Nowej Hucie ChangeGym, małą salę treningową, podkreśla, że u nas mało kto zauważa dobrą, profesjonalną stronę tego sportu. - Ludzie myślą, że to jest bijatyka i już. A przecież Tomek musi ciężko pracować nad techniką, wytrzymałością, taktyką. I tylko dzięki cholernemu samozaparciu trafił do UFC. A wie pan czym dziś jest UFC? To są igrzyska olimpijskie dla ludzi związanych ze sportami walki. Absolutny szczyt. Tam trafiają tylko najlepsi - mówi z naciskiem.

Tomasz: - Rozumiem, że u ludzi walki w klatce mogą wzbudzać dziwne skojarzenia, ale proszę mi wierzyć, że to bezpieczniejsze od starcia w ringu. Zbyt dużo razy widziałem, jak zawodnicy wypadali za liny i łamali nie siebie, ale tych ludzi, którzy siedzieli pod ringiem.
Ćwiczenia na bracie

Marcinkowice, gmina Chełmiec. Ponad dwa tysiące mieszkańców i dwa tysiące kibiców Drwala.
- Trochę biorą go u nas za bohatera - przyznaje Krzysztof, brat Tomka. - Bo to przecież jest w sumie taka historia, że chłopak znikąd wybił się wysoko. Każdy wie, kiedy ma walkę i dopytuje się, gdzie można ją oglądnąć. Ludzie interesują się jego karierą.

Krzysiek był jedną z pierwszych osób, która na własnej skórze poznała siłę pasji brata. - Jestem od niego dziewięć lat młodszy, więc czasem na mnie ćwiczył - opowiada ze śmiechem. - Wypróbowywał na mnie nowe chwyty. - Zawsze za jego zgodą - śmieje się Tomasz. - Zdarzało się jednak, że czasem poobijany siedziałem. Ale z drugiej strony, brat parę razy uratował mi skórę - dopowiada Krzysztof.

Tomek sztukami walki zafascynował się w wieku dziewięciu lat. Inspirację czerpał z tego samego źródła, co inni chłopcy - z filmów Bruce'a Lee. Z czasem zajął się tym na serio. W domu zbudował sobie siłownię, salę do ćwiczeń. - Do tej pory worki u nas wiszą - zauważa młodszy brat. Tomasz już mając 17 lat doszedł do wniosku, że to może być jego sposób na życie.

- Wpadły mi wtedy w ręce kasety wideo z pierwszymi galami UFC. Fatalne kopie, z trzema lektorami, hiszpańskim, angielskim i rosyjskim, ale i tak strasznie mi się to spodobało - mówi. Ćwiczył z zapałem. Karate, kick-boxing, brazylijskie jiu-jitsu (sztuka walki łącząca elementy jiu-jitsu, zapasów i judo).

- Bardziej ruchliwy niż inni byłem. Czy łobuzowałem? Trochę - puszcza oko Tomasz. Od książek jednak wcale nie uciekał. Właśnie skończył studia na krakowskiej Akademii Wychowani Fizycznego. Pracę pisał o MMA. I teraz będzie wskakiwał do klatki z tytułem magistra. Tomek zamyśla się na pytaniem, co jest trudniejsze: skończenie studiów czy wygranie walki. - Trudno powiedzieć, bo i tu, i tu trzeba się nalatać - uśmiecha się.

Rodzina jego pojedynków nie ogląda na żywo, bo w Polsce nie są transmitowane. Dopiero dwa dni po fakcie można je znaleźć i odtworzyć w internecie. - Najbardziej to wszystko przeżywa mama. Ona jest przeciwna sportom walki. Jak to matka - kwituje Krzysiek. - Uspokaja się dopiero wtedy, gdy Tomek daje sygnał po walce, że wszystko jest OK.

Goryl w klatce

Drwal na każdy pojedynek czeka jak na zbawienie. - Wchodzę do klatki i dziękuję Bogu, że już nadszedł ten moment. Na zęby zakłada biało-czerwony ochraniacz z napisem "Gorilla" (przydomek "Goryl" ma z dzieciństwa; nie pamięta dlaczego) i jest gotowy na wszystko. - Nie myślę o tysiącach ludzi, którzy oglądają walkę, nie myślę o rodzinie. Widzę tylko tego faceta naprzeciwko i chcę go jak najszybciej wykończyć.

Takie podejście bardzo lubią szefowie UFC. Dana White, założyciel organizacji, zawsze powtarza zawodnikom jedno zdanie: "Dajcie ludziom to, za co zapłacili". A ludzie płacą za show, za krew, pot i łzy. Drwal idealnie wpisuje się w te oczekiwania, bo - jak mówi - zawsze lubił szybkie pojedynki z otwartą wymianą ognia. - Albo ja, albo rywal - powtarza.

- W UFC swoją pierwszą walkę co prawda przegrałem (z Thiago Silvą - przyp. red.), ale za stworzenie dobrego widowiska dostałem taki bonus finansowy, jakbym wygrał. Naprawdę niecieniutki. Na galach są też specjalne nagrody, np. za nokaut wieczoru. Tak ten biznes działa - zdradza. Nie zgadza się jednak z tezą, że to krwawy sport, choć na obrazkach z różnych gal często widuje się jak jeden zawodnik siedzi na drugim okrakiem i robi mu z twarzy kotlety mielone.

- Walczyłem blisko dwadzieścia razy i tylko dwukrotnie miałem podzelowane oko. To nie boks, gdzie na głowę sypią się dziesiątki ciosów, co ma później swoje skutki - dowodzi. W sumie w UFC stoczył już cztery walki. Trzy z nich wygrał (bilans z całej kariery 17-2). Ostatnią we wrześniu z bardzo mocnym rywalem Amerykaninem Drew McFedriesem. Zwyciężył przez duszenie. - W MMA najfajniejsze jest to, że możesz zwyciężyć na kilka różnych sposobów. Trzeba być wszechstronnym.

On jest. W stójce potrafi w ułamku sekundy zalać przeciwnika lawiną ciosów, w parterze walczy jak zawodowy zapaśnik. W 84 kilogramach zaklęta jest szybkość i potężna siła. - Technika, kondycja, szczęście. Z tego składa się sukces - wyjaśnia. - On się do tego urodził - twierdzi Chlewicki. - Pierwszy raz zobaczyłem go pięć lat temu na gali w Bielsku-Białej. Na pierwszy rzut oka było widać, że ma dar od Boga i kocha walkę. Ma serce wielkiego wojownika.
Z daleka od kryminału

Drwal bał się raz w życiu, ale nie rywala. Strach obleciał go, gdy podpisał pierwszy zawodowy kontrakt, który okazał się niewolniczym cyrografem. - Dałem się omamić, podpisałem umowę leżąc na ławeczce do wyciskania, bez czytania. Zrobiono mi straszny numer i w pewnym momencie myślałem, że karierę mam już z głowy. Cudem się z tego wyplątałem - opowiada.

Ta historia to jego najgorsze wspomnienie. Nawet o kontuzji, która wcześniej na dwa lata zahamowała jego karierę, mówi lżejszym tonem. - To był cienki okres, brakowało pieniędzy, mało kto się mną interesował. W takich chwilach żeby nie zwariować trzeba mieć odskocznię. Ja miałem studia. Zresztą w obliczu problemów innych ludzi, to nie był żaden problem - bagatelizuje.

Cały czas jednak żył marzeniami, bo dobrze wiedział, że na walkach w Polsce można dorobić się siniaków, ale nie pieniędzy. - U nas wygląda to tak: masz 28 lat, szafę pełną medali, ale zero widoków na przyszłość. Masz tiki, bo już sporo ciosów przyjąłeś, ale nie masz z czego żyć. Większość chłopaków idzie więc w stronę przestępczą, bo dobrzy z nich żołnierze. Trochę znajomych tak wsiąkło. Niektórzy są teraz za kratkami - wzdycha ciężko.

On też miał podobne oferty pracy. Nie skorzystał. - Nie mógłbym ojcu i mamie w oczy spojrzeć, gdybym trafił do kryminału. Nie chciałbym też, żeby pisali, że były zawodnik MMA siedzi. Wolę być biedny, ale szczęśliwy - przekonuje. Bieda mu już raczej nie grozi. Nie z jego determinacją. Kontrakt z UFC wywalczył własnymi pięściami, bijąc się na różnych galach w Europie. Również takich, gdzie zawodników ważono na wagach łazienkowych. Wiążąc się z UFC otworzył sobie drzwi do innego świata. Świata profesjonalnych warunków, wielkich pieniędzy i popularności. - Gdy na gali UFC w Dublinie wygrałem swoją pierwszą walkę, potem przez godzinę rozdawałem autografy. To był skok do innej rzeczywistości - uśmiecha się.
Może pokonać Pudzianowskiego

Tomasz Mamulski, jego były trener, uważa, że Drwal wszystko osiągnął dzięki niespotykanej wytrwałości i ciężkiej pracy. - I mimo że nasze drogi się rozeszły, to mogę o nim powiedzieć same dobre rzeczy - zaznacza. - Tomek wie, czego chce, można powiedzieć, że jest bezwzględny w dążeniu do celu, a to dobra w tym sporcie cecha.

Z polskich zawodników wybił się najwyżej i prawdę mówiąc nie widzę nikogo, kto mógłby w najbliższej przyszłości pójść jego śladem. Pudzianowski? Mimo sporej różnicy wagi między nimi, śmiem twierdzić, że Tomek mógłby sobie z siłaczem poradzić - uważa szkoleniowiec. Drwal nie zawraca sobie jednak głowy pojedynkiem ze słynnym strongmenem, tylko koncentruje się na innych celach. - W najbliższym czasie chcę zaliczyć w Stanach jak najwięcej walk - tłumaczy. - A co będzie dalej, zobaczymy.
Przebywając za oceanem mieszka i trenuje w San Diego. Lubi kalifornijskie słońce.

- Łatwiej mi się tam żyje niż w Polsce. Nawet życie jest tańsze, a ja dodatkowo mogę jeszcze zarabiać pieniądze trenując ludzi w gymie. I to jakim! Trzynaście sal, siłownia, dwa tysiące członków - zachwyca się. - A poza tym San Diego to bardzo fajne miejsce. W wolnych chwilach mogę ponurkować, posurfować. Żyć nie umierać. - Ale wie pan, co jest najważniejsze? - wtrąca po chwili. - Najważniejsze jest to, że tam mogę robić to, co kocham.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska